wtorek, lipca 31, 2012

TEST PREPARATÓW DO OPALANIA LIRENE


NAWILŻAJĄCY- ODŻYWCZY BALSAM DO OPALANIA SPF 30 LIRENE FAMILY

Według producenta: Twoja skóra pod doskonałą ochroną. Aby skóra długo przypominała o wspaniałych wakacjach, wypróbuj pielęgnację słoneczną Lirene. Jest to innowacyjna oferta produktowa przygotowana dla Ciebie, Twojej rodziny i przyjaciół. Produkty linii Family są rekomendowane przez Klinikę Dermatologii w Łodzi. Nawilżająco - odżywczy balsam do opalania spf-30 zapewnia trójaktywny system ochronny. Ochrona przed promieniami UVA i UVB - zaawansowany system fotostabilnych filtrów w postaci kompleksu UVBlock zabezpiecza skórę przed szkodliwym promieniowaniem UVA i UVB oraz chroni DNA komórek przed uszkodzeniami. Ochrona antyrodnikowa - kompleks SaveSkinE™ na bazie optymalnej ilości witaminy E, eliminuje wolne rodniki, które powstają w skórze w wyniku promieniowania UV oraz wzmacnia odporność na ich działanie. Skutecznie przeciwdziała uszkodzeniom komórek, odbudowuje i wzmacnia ich strukturę. Ochrona płaszcza hydrolipidowego - efektywny kompleks HydroNutriFormula™, chroni naturalny płaszcz hydrolipidowy skóry. Zapewnia optymalny poziom nawilżenia i odżywienia. Kompleks na bazie masła shea łagodzi podrażnienia i regeneruje naskórek, długotrwale zapobiegając jego przesuszaniu. Formuła chroni przed utratą wody, utrzymując jej optymalny poziom, dzięki czemu skóra staje się aksamitna w dotyku i elastyczna.

Według mnie: łatwo się rozprowadza, błyskawicznie wchłania, zmiękcza i wygładza skórę, bardzo dobrze nawilża, nie uczula. Przyjemnie i delikatnie pachnie. Jest wydajny, za czym idzie ekonomiczność :) Opakowanie wygodne, pojemność 200 ml rzeczywiście wystarczy na cały sezon dla całej rodzinki.

KREM DO TWARZY OCHRONNY NA SŁOŃCE SPF 20 LIRENE KIDS

Według producenta: Skuteczna, wysoka ochrona przeciwsłoneczna dla dzieci od 6 miesiąca życia. Podstawa skuteczności:
  • olej awokado bogaty w witaminy A, E, K i PP oraz chlorofil i nienasycone kwasy tłuszczowe, znakomicie nawilżają i natłuszczają skórę
  • echinacea zwiększa zdolności skóry do regeneracji i podnosi jej odporność na czynniki zewnętrzne, wykazując jednocześnie właściowości przeciwzapalne, przeciwbakteryjne i przeciwwirusowe
  • system fotostabilnych filtrów UVA i UVB zmniejsza ryzyko poparzeń i podrażnień słonecznych
  • odpowiedni stosunek filtrów UVA do UVB
    Efekt: skóra zabezpieczona przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych.

Według mnie: idealny! Koniecznie spakuję go na wyjazd nad morze. Idealna konsystencja- ani nie za rzadka, ani za gęsta- pozwala na łatwe rozprowadzenie po twarzy dziecka, bez wcierania, które maluch nienawidzi! Jest bezzapachowy, to także duży plus, bo drażnią mnie zapachy preparatów do opalania, a co dopiero ma czuć taki mały nosek. Nie uczula, jest delikatny, nie jest tłusty, nie powoduje wystąpienia potówek, kiedy skóra dziecka jest spocona. I jeszcze jedna zaleta- łatwe w zastosowaniu i poręczne opakowanie.

MLECZKO CHRONIĄCE PRZED SŁOŃCEM SPF 20 LIRENE KIDS

Według producenta: Bezpieczeństwo delikatnej skóry dziecka. Linię kosmetyków do opalania dla dzieci wyróżnia nie tylko unikalny skład opracowany pod szczególną kontrolą, ale również kolorowe i radosne projekty opakowań. Produkty posiadają pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka. Mleczko chroniące przed słońcem SPF 20 o zapachu gumy do żucia. Skuteczna ochrona: innowacyjne, specjalne, wodoodporne mleczko opracowane zostało z myślą o skutecznej ochronie niezwykle delikatnej skóry dziecka. Zaawansowany system szerokiego spektrum działania fotostabilnych filtrów UVA i UVB, skutecznie zabezpiecza przed poparzeniem słonecznym oraz nieodwracalnymi uszkodzeniami komórek. Zastosowane filtry blokują promienie słoneczne i odbijają je od powierzchni skóry. Mleczko wzmacnia dodatkowo naturalne mechanizmy obronne przed promieniowaniem UV. Pielęgnacja: formuła intensywnie nawilża, delikatnie natłuszcza oraz zapobiega przesuszeniu. Dzięki wyjątkowym właściwościom pielęgnującym, mleczko pozostawia skórę w doskonałej kondycji poprzez tworzenie na jej powierzchni hydrolipidowej warstwy ochronnej, zabezpieczając przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych w czasie upalnych dni. Dzięki wodoodpornej recepturze, mleczko świetnie sprawdza się nawet podczas długich kąpieli w wodzie. Bezpieczeństwo: hypoalergiczna, przebadana w Instytucie Matki i Dziecka formuła, minimalizuje wystąpienie podrażnień oraz reakcji alergicznych i może być stosowana przez dzieci o wrażliwej, delikatnej skórze już 7 miesiąca życia. Efekt: skuteczne i długotrwałe zabezpieczenie skóry dziecka przed poparzeniem słonecznym, dogłębne nawilżenie i ochrona.

Według 16-miesięcznej Nikoli i jej mamy Sylwii: preparat jest bardzo dobry, ponieważ dobrze się rozprowadza, ma fajna piankową konsystencję i nie lepi się. Jest bardzo wydajny i ma super opakowanie z dozownikiem. Z tego jesteśmy z Nikolą bardzo zadowolone. Niestety jest duży minus (jak z Białegostoku do Poznania), za zapach który jest nieprzyjemny (mimo że ma zapach gumy balonowej)i to nas zniechęca do częstego stosowania. Dlatego stosujemy na zmianę z innym mleczkiem bezzapachowym.

poniedziałek, lipca 30, 2012

„SMART START”, M. Sasse, G. McKail, Wyd. Jedność 2010


Od kiedy Rysiu jest na świecie, szukałam książki, która wskazałaby nam- rodzicom, w jaki sposób stymulować jego rozwój motoryczny. Znalazłam jednak mnóstwo poradników z propozycjami kształtowania funkcji psychicznych. I te przeczytałam, ale ciągle szukałam wsparcia w zakresie ćwiczeń ruchowych. Pytałam znajomych, specjalistów, szukałam po księgarniach, internecie i nic. Żadnej publikacji. Już nawet myślałam, że gdybym tylko była fizjoterapeutą, sama napisałabym taki poradnik, by zapełnić lukę na rynku wydawniczym, ale przede wszystkim pomóc zagubionym, jak ja, rodzicom. I oto, kilka tygodniu temu, całkiem przypadkiem otrzymałam „Smart START. Praktyczne ćwiczenia według metody >>Udanego startu<<”. I to jest właśnie TO, czego tak długo szukałam i nie mogłam znaleźć! A teraz chcę, byście się dowiedzieli o tej prawdopodobnie jedynej na rynku książce, mówiącej w jaki sposób wspierać rozwój psychomotoryczny dziecka od momentu narodzin, aż po osiągniecie 5 roku życia.

Autorka- Margaret Sasse- jest założycielką centrum aktywizacji małych dzieci- GumbaROO. Na co dzień pracuje z małymi ludźmi, ćwicząc z nimi ruchowo, zna się więc doskonale na rzeczy (choć przyznam, że to jednak nie zawsze idzie w parze...). Z ogromnej liczby propozycji w książce, sugeruje wybrać kilka ulubionych dla maluszka i rodziców i ćwiczyć poprzez zabawę każdego dnia. W pracy z brzdącami istotne jest dostarczanie im radości, zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, systematyczność oraz podążanie za dzieckiem, jego potrzebami.

Wskazówki specjalistki zostały dostosowane do różnych etapów rozwoju najmłodszych, a tym samym podzielone na rozdziały. W każdym z nich ponadto, pogrupowano ćwiczenia na określone funkcje, które stymulują lub formy ruchowe np.: wygaszanie odruchów bezwarunkowych, masowanie, stymulacja układu przedsionkowego, stymulacja mózgu, dziecięce rymowanki, rozwój napięcia mięśniowego, zabawy na leżąco, rozwój ramion, rąk i dłoni, taniec i cały wór innych różnorodnych pomysłów. Niektóre od razu polubicie i będziecie chcieli często powtarzać. Inne mogą się wydawać nieodpowiednie dla Waszego dziecka. Należy pamiętać, że każda istota jest jedyna w swoim rodzaju, posiada swoją wolę (tak! Nawet kilkudniowy noworodek!) oraz preferencje. Jeśli więc coś się nie spodoba małemu gimnastykowi, nie zmuszajcie go na siłę!

Wiele propozycji przedstawionych w „Smart Start” jest nam znana z zajęć z rehabilitantką. Potwierdzić zatem możemy, że rzeczywiście metody te są stosowane przez specjalistów, a systematycznie powtarzane, przynoszą efekty.

Niektóre ćwiczenia opisane w niniejszym poradniku zawierają prostą obrazkową instrukcję. Ważne informacje są wyszczególnione w ramkach. Całość jest czytelna i łatwa w zastosowaniu :)

Prawdą jest, że wiele należy pozostawić naturze i swojemu rytmowi. Jednak prawdą jest też, że odpowiednio stymulowane maluchy, szybciej i lepiej opanowują ćwiczone umiejętności.
By to osiągnąć jesteśmy w stanie wydać duże pieniądze, czasem niepotrzebnie. Może w Waszym przypadku także „wystarczy” zapłacić kilkanaście złotych za dobry poradnik i poćwiczyć wedle jego instrukcji z całą rodziną?

sobota, lipca 28, 2012

„UJĘCIA ZE SMAKIEM”, H. Dujardin, Wyd. Helion 2012




Chciałabym móc się przyznać, że fotografowanie jest moim hobby, lecz trochę się wstydzę. Bo skoro coś jest moją pasją, powinnam być w tym dobra i znać się na rzeczy, tymczasem z moim fotografowaniem jest cienko. Robię mnóstwo zdjęć, aparat ciągle leży na wierzchu, uwielbiam uwieczniać ważne i piękne chwile, oraz piękno samo w sobie. Lecz czy jestem zadowolona z efektów? Od czasu do czasu, nie mogę uwierzyć, że moja fotka wyszła ciekawie i sama jestem jej autorką. Przeważnie jednak rezultaty fotograficznej zabawy trafiają do kosza.

Mój fotograficzny entuzjazm wpłynął nawet na Rysia. Kiedy tylko chwytam za sprzęt, Młody już się uśmiecha i pozuje :) Doszło nawet do tego, że kiedy marudzi i trudno go czymś zainteresować, wystarczy że wyjmę aparat i jest spokój... Myślę więc, że wyrośnie z niego albo fotograf albo model...

Od kiedy piszę bloga, wkręcam się coraz bardziej w fotografię kulinarną. Co nie znaczy, że zdjęcia, które publikuję obok przepisów są mojego autorstwa. Mąż- artysta- z racji zawodu, sztukę fotografii oraz postprodukcji ma świetnie opanowaną. Jeśli jest tylko okazja, proszę Go, by pstryknął potrawę przeze mnie upichconą. Najczęściej jednak „muszę” (ale tak naprawdę sprawia mi to przyjemność) robić to sama. Różnicę umiejętności widać gołym okiem, ale niech to pozostanie naszą tajemnicą, kto jest autorem poszczególnych fotek (możecie się jedynie domyślać ;) )

Niedawno otrzymałam mój pierwszy (ale mam nadzieję, że nie ostatni) poradnik, omawiający „kulisy fotografii kulinarnej i stylizacji dań” (podtytuł). Od tej pory „Ujęcia ze smakiem” stanowią dla mnie inspirację, z pełną świadomością, że do oszałamiających efektów daleka droga. Kiedy więc zobaczycie moje kolejne fotki potraw, prawdopodobnie pomyślicie, że wcale nie poprawiłam swojego warsztatu, ale wiedzcie, że to nie jest takie proste. Na to potrzeba lat eksperymentowania z aparatem. Autorka tłumaczy: „Im więcej będziesz wiedział o aparatach fotograficznych, o świetle, kompozycji oraz stylizacji sceny, tym łatwiej Ci będzie wycisnąć z posiadanego sprzętu wszystko, co tylko możliwe, i tym lepsze będą Twoje zdjęcia. (...)”. Hmm, no właśnie...

H. Dujardin jest znaną fotografką kulinarną oraz blogerką :) (wejdź i zachwyć się: http://www.tarteletteblog.com/). Zanim jednak została specjalistką w tym fachu, pracowała w restauracji jako mistrz cukiernik. Sytuacja zmusiła ją, by uwiecznić na fotografiach desery, po to, by inni pracownicy wiedzieli, jak je podawać gościom. Ponadto cały czas fotografowała- w domu, w restauracji poza swoją zmianą, w każdym wolnym czasie. W końcu postanowiła stworzyć własne portfolio i od tej chwili jej pasja stała się sposobem na życie!

W swojej książce, którą właśnie mam przed sobą, profesjonalne zajęcie opisuje w jak najprostszy sposób; językiem, który zrozumie nawet laik, taki jak ja. „Myśl nieszablonowo”, to zdanie często przypominane. Autorka wyjaśnia podstawy fotografii (np. ustawianie światła; wykorzystywanie cienia; jak wykorzystać ustawienia i tryby aparatu; kiedy stosować blendę; jak manipulować światłem, by stworzyć upragniony nastrój; jak fotografować w świetle naturalnym, a jak w sztucznym itd.), które jej zdaniem są istotniejsze od stylizacji zdjęć. Dalej tłumaczy kompozycję, np. perspektywę; głębię ostrości; centrum uwagi; regułę trójpodziału; umiejscowienie głównego tematu, kąt widzenia itd. Kolejnym tematem, który dokładnie opisuje jest przygotowanie miejsca pracy, czyli np. jak dobrać dekoracje, jakie wybrać tło itp. Dopiero teraz, gdy podstawy fotografii, kompozycja oraz miejsce pracy są już przybliżone czytelnikowi, przedstawia tajniki stylizacji potraw. Przyznam się Wam, że książkę tę zaczęłam czytać właśnie od tego rozdziału, a później dopiero przeszłam do początku, by ponownie- już wedle zaleceń H. Dujardin- odkryć stylizację kulinarną. Autorka opisuje i podaje przykłady na stylizację każdego rodzaju potrawy, jednak na mnie największe wrażenie zrobiło fotografowanie lodów! Nie będę Wam jednak zdradzać tej tajemnicy...

Wierzę, że zdajecie sobie sprawę z tego, iż by zdjęcie było efektowne, trzeba je „podrasować”- jak mawia mój Mąż. I tym właśnie jest tzw. postprodukcja, czyli komputerowa obróbka. O tym także pisze szczegółowo H. Dujardin.

A ponadto wszystko podaje mnóstwo stron internetowych, przydatnych każdemu, kto interesuje się fotografią nie tylko kulinarną. Ach, i zdjęcia! Jak mogłabym o nich nie wspomnieć?! Jest ich w książce setki, wszystkie przepiękne! Ciągle je przeglądam i nie mogę się zachwycić :)

piątek, lipca 27, 2012

GOFRY DOSKONAŁE


Przepis ten znalazłam kilka lat temu w internecie i niestety nie zapisałam autora. Nie będę więc ściemniać, że przepis jest mój, chciałam tylko się z Wami podzielić „miksturą” na gofry naprawdę idealne. Chrupkie na zewnątrz, miękkie w środku, smakowite z bitą śmietaną i letnimi owocami. Gofry znad morza mogą się schować!

Składniki:
2 szklanki mąki
1 szklanka mleka
1szklanka wody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
cukier waniliowy
1 łyżka cukru
2 jajka- osobno żółtka, osobno białka
trochę oleju (wlewam około 2 łyżek), może być rozpuszczone masło

Przygotowanie:
Mąkę, mleko, wodę, proszek, sól, cukry, żółtka oraz olej połączyć mikserem w dużej misce. W wysokim naczyniu ubić na sztywno białka, a następnie dodać je do ciasta i delikatnie połączyć. Piec w porządnie nagrzanej gofrownicy, aż będą złote ;)

wtorek, lipca 24, 2012

TO JUŻ ROCZEK!

Dziękujemy Patrykowi za pożyczenie super auta :)


Nie mogę w to uwierzyć, że Mój Kochany Maluch skończył właśnie roczek! Chyba mam spóźnioną depresję poporodową, bo nie mogę się pogodzić z upływem czasu. Chce mi się ryczeć z tego powodu. Rysiu tak szybko rośnie, zmienia się, więcej potrafi, jest coraz bardziej świadomy otaczającego świata i codziennych sytuacji- to wszystko jest cudowne i potrafię się z tego cieszyć. Lecz mimo tego jest mi jednocześnie smutno, że wszystko to tak szybko mija i już nie powróci takie samo...

poniedziałek, lipca 23, 2012

ENERGIZUJĄCE ALGI POD PRYSZNIC Z ZIELONĄ HERBATĄ BINGO SPA


Według producenta: Delikatnie kremowe algi BingoSpa pod prysznic w formule żelu, z odświeżającą zieloną herbatą. Algi dostarczają skórze mnóstwa odżywczych substancji i minerałów: witaminy grupy B, witamina C chroniąca przed wolnymi rodnikami, aminokwasy zapewniające skórze właściwe nawilżenie i wiele innych, z których Twoja skóra będzie zadowolona.

Według mnie: najbardziej podoba mi się kremowa konsystencja, która dobrze się rozprowadza i pieni. Orzeźwiający i przyjemny zapach, rzeczywiście dodaje energii i przywraca chęci do życia, dlatego kosmetyk nadaje się pod poranny prysznic! Preparat ten jest też wydajny. Jego jedyną wadą -w stosunku do mojej skóry- jest brak nawilżenia ciała :( Jednak jeśli i tak stosujemy po kąpieli balsam nawilżający, to nie ma żadnego znaczenia. 

Do nabycia tutaj: http://www.bingosklep.com

sobota, lipca 21, 2012

„DIET COACHING”, U. Mijakoska, Wyd. Edgard Samo Sedno 2012


Całkiem nieświadomie usiadłam wygodnie w fotelu z miską sezamowych krakersów oraz „poradnikiem dla wiecznie odchudzających się” (podtytuł omawianej książki). Nawet nie wiem kiedy, słona przekąska leżała już na boku, a pod koniec lektury oprzytomniałam z marchewką w dłoni. Ba! Nawet na rysiowym stoliku stał kubeczek z pokrojonymi w pałeczki marchewkami...
Od zawsze miałam bzika na punkcie zdrowego odżywiania. Wiedzą o tym moi przyjaciele, rodzina, znajomi. Jedni się ze mnie śmieją, inni -o dziwo- biorą przykład lub chociaż inspiracje. Na co dzień rzeczywiście staram się zdrowo jeść, po ciąży i okresie karmienia zostało mi kilka zdrowych nawyków, lecz kiedy przychodzi PMS, objadam się słodyczami i nie potrafię się powstrzymać! Dobrze, więc się stało, że sięgnęłam po „Diet coaching” i mam nadzieję, że przy następnej okazji wygram walkę sama z sobą o poczwórnie czekoladowego batonika (wygram w sensie, że po niego nie sięgnę oczywiście!).

Diet coaching to połączenie psychologii z dietetyką. To wiedza na temat funkcjonowania organizmu człowieka, żywienia, zdrowego stylu życia oraz mechanizmów psychologicznych, z których wynikają postawy i umiejętności samodyscypliny, wpływania na swoją motywację, poczucie własnej wartości, podejmowania racjonalnych decyzji, wytrwałego dążenia do celu, rozumienia osobistych potrzeb żywieniowych, jak i stworzenie swojego planu odżywiania. Diet coaching to proces. Autorka zapewnia, że w jego trakcie:
  1. Poznasz siebie i swoje ciało.
  2. Odkryjesz moc wewnętrznej motywacji i weźmiesz odpowiedzialność za to, co robisz.
  3. Nazwiesz przeszkody, które utrudniają proces zmian, i poczujesz chęć do działania.
  4. Doświadczając „bycia uważnym” (bycia „tu i teraz”, a nie „tam i wtedy”), w pełni poczujesz swoją sprawczość.
  5. Od tej pory będziesz coraz więcej wiedział o sobie i zyskasz świadomość tej wiedzy (…).
  6. W trakcie procesu zaczniesz dbać o siebie, s woje ciało, odkryjesz na nowo własne potrzeby, przypomnisz sobie dawno porzucone marzenia, podejmiesz wyzwanie, zrobisz krok naprzód i przekroczysz pewną granicę.
  7. Pokonanie różnych przeszkód da ci możliwość rozwoju, doświadczenia zmiany i wszystkiego, co ta zmiana ze sobą niesie.”

Autorka zachęca do zajrzenia w głąb siebie, wyjaśnia czym są i jakie pełnią funkcje podstawowe składniki odżywcze, proponuje wiele ćwiczeń, podaje przepisy na zdrowe posiłki, podpowiada, jak skutecznie zmniejszyć apetyt na słodycze (to coś dla mnie!), by w końcu zaszczepić w Tobie wewnętrznego diet coacha.

Choć nigdy nie miałam problemów z wagą, cieszę się, że przeczytałam tę książkę. Polecam ją każdemu, zamiast przechodzenia na kolejne diety cud, które tak naprawdę nie istnieją.

czwartek, lipca 19, 2012

„CECYLKA KNEDELEK, CZYLI KSIĄŻKA KUCHARSKA DLA DZIECI”, J. Krzyżanek, Wyd. Jedność 2011


Jeżeli ta książka spadnie Ci na stopę, to będzie porządnie bolało!
Tytuł „Cecylka Knedelek, czyli książka kucharska dla dzieci” jest moim zdaniem zbyt delikatny, choć oryginalny. Bardziej trafny byłby np. „Wielka księga kreatywnych pomysłów nie tylko kulinarnych” czy „Wielka księga pyszności” … Hmmm, i tak określenie „wielka księga” nie oddaje jej rzeczywistej wielkości (trochę ponad format A4), ale przede wszystkim ciężaru (uwaga!- prawie 2,3kg!). W każdym razie, wielka czy mała, jest G-E-N-I-A-L-N-A!

Cecylka Knedelek to dziewczynka, mieszkająca w Starym Knedelkowie. To mała wioska, w której mieszkańcy przepysznie gotują i pieką. Każdy, nawet dziecko potrafi tu przygotować coś tak smacznego, że ślinka cieknie. W Starym Knedelkowie życie kręci się wokół jedzenia! Dlatego Cecylka opowiada historie swojego miasteczka i jego mieszkańców, opowiada ciekawe przygody, dzieli się swoimi kulinarnymi umiejętnościami oraz zdradza tajemnice smakowitego przygotowywania posiłków. Zebrała ona dla Was sprawdzone przepisy od wszystkich swoich sąsiadów! I teraz już wiecie, dlaczego ta książka jest taka wielka...

Potrawy tu zaproponowane, przyrządza się tylko i wyłącznie z naszych rodzimych składników, przede wszystkim warzyw i owoców. Całość podzielono pomysłowo na typy kuchni: biało- kremową, żółto- pomarańczową, czerwono- bordową, różowo- fioletową, zielono- oliwkową, brązowo- złotą, kolorową, czarno- czarodziejską oraz zamieszczono Naleśnikowo- Knedelkowy dodatek. Dosłownie KAŻDY przepis poprzedza jakaś ciekawa i ilustrowana historia, która zachęca małego czytelnika do degustacji :) Ponadto przepiękne zdjęcia dań sprawią, że niejadki zrobią się baaardzo głodne! Przysięgam, jeżeli znacie problem odmawiania wszystkiego co znajduje się na stole, MUSICIE zaopatrzyć się w tę książkę!!!

A teraz wybaczcie, ale jesteśmy tak głodni …
Muszę już kończyć …
Jejku, na co się dzisiaj zdecydować? … Może lazania z warzywami? … A może warzywny bukiet? … O, może taniec smaków w garnku? … Albo brokułowe drzewka?!
Hmm, chyba zdecydujemy się na ...wszystko! Tak, dzisiaj obiad z 4 dań, a później nie mniejszy deser. Musimy tylko pamiętać, żeby zrobić miejsce na równie pyszną kolację...
A co zjemy jutro na śniadanie? Hmm...

Cecylka Knedelek zmieni Wasze dziecko z niejadka w smakosza! Daję Wam swoje słowo!

środa, lipca 18, 2012

TEST KREDEK STOCKMAR


 Wg producenta:
  • Kredki mają intensywne i ładnie zharmonizowane kolory
  • Szeroki brzeg pozwala na rysowanie nie tylko konturów, ale również dużych powierzchni
  • Kolory nakładane jeden na drugi przenikają się wzajemnie, co pozwala stworzyć rysunek malarski
  • Kredki nie pozostawiają wiórków, dzięki czemu nie brudzą oraz są ekonomiczne, wystarczają na bardzo długo
  • Praktycznie nie łamią się i można je używać do samego końca
  • Jeśli są tak małe, że trudno je uchwycić, można je roztopić i przykładowo wykorzystać do Enkaustyki (malowanie woskiem) czy szpilkowej techniki zdobienia pisanek
  • Dobrze roztapiają się pod wpływem gorąca oraz mieszają z pokostem i terpentyną, co można również wykorzystać do różnych technik malarskich
  • Kostki są zaprojektowane tak, aby ułatwić nawet bardzo małemu dziecku wygodne trzymanie kredki
  • Poziom szkodliwych substancji jest taki sam jak dla żywności
  • Przeznaczone są dla dzieci od 3 roku życia
  • Posiadają certyfikaty bezpieczeństwa: „spiel gut”, „CE”, „Art. & Creative Materiale Institute” i „Qualitäts-Entwicklung WBU
Wg mnie: jak zapewnia producent kredek, rzeczywiście mają wszechstronne zastosowanie. Są wygodne dla małej i dużej dłoni (idealne na wspólne rysowanie!)- kształt w formie prostopadłościanu umożliwia dziecku dowolny chwyt. Można rysować kontur krawędzią kredki, uzyskując cienką linię lub bokiem kredki, zamalowując figurę. W ogóle nie brudzą dłoni, nie rozmazują na kartce, nie brudzą się same w sobie. Kredki mają atrakcyjne, żywe kolory, są niesamowicie wydajne. W sprzedaży dostępne są w różnej gamie kolorystycznej, zapakowane w oryginalne, a przy tym wygodne metalowe pudełko. Do tej pory miałam okazję rysować tylko zwyczajnymi kredkami typu woskowe, ołówkowe czy pastele. Kredki STOCKMAR także są woskowe, jednak ich kształt oraz szerokie zastosowanie sprawia, że rysowanie staje się jeszcze ciekawsze, zarówno dla maluchów, jak i dorosłych :) Polecam! A zaczarowane kredki, o których mowa można kupić w dobrej cenie w sklepie internetowym Myszka Agata.

Ale mnie naszło na piosenkę z dzieciństwa "Kolorowe kredki" ... Pamiętacie?

wtorek, lipca 17, 2012

„ŚWIAT W OBRAZKACH. MUZYKA”, Wyd. Olesiejuk 2012


Muzyka towarzyszy nam od momentu, kiedy zaczynamy słyszeć, czyli już od życia płodowego. Mój Rysio rodził się nawet przy muzyce- jak już Wam kiedyś opowiadałam, na sali porodowej włączono nam radio. Ostatnią piosenką, jaką pamiętam przed narodzeniem Synka jest „Boso” Zakopower ;) Gdy więc słyszę ją, zawsze kojarzę z tą szczególną chwilą … W ogóle wspomnienia wiążę z określoną muzyką …

Nie znam dziecka, które nie lubiłoby wydobywać różnych dźwięków. A dźwięki powstają właściwie ze wszystkiego. Kreatywność najmłodszych w tym zakresie nie zna granic. Mały Ryszard jakiś czas temu upodobał sobie grę na … sedesie! Nie, nie, nie chodzi o to, że siedzi na nim i gra, lecz stoi przed i wystukuje na nim rytmy :)

Im starsze dziecko, tym bardziej świadome istnienia bardziej profesjonalnych lub chociaż będących w ogólnym użytku instrumentów. Poznaje dźwięki, potrafi rozpoznać skąd pochodzą, potrafi powtórzyć prosty rytm, a nawet wymyślić jakiś samodzielnie. Nie będę Was przekonywać, jaki pozytywny wpływ na rozwój człowieka ma właśnie muzyka. Chciałabym dzisiaj zachęcić Was oraz Wasze dzieci do lektury i kreatywnej zabawy z książką pt. „Świat w obrazkach. Muzyka”. Jest to książka, która zainteresuje maluchy od 4. roku życia pięknym światem muzyki. Brzdące będą zachwycone, mogąc wykonać własne instrumenty z przedmiotów, będących w każdym domu, np. z kubków i sznurka, butelek i łyżek, papierowych pudełek, taśmy klejącej, papieru, tektury, z patyczków bambusa, gumek itd. Pomysłów na domowe sprzęty muzyczne jest tu mnóstwo. Ponadto najmłodsi dowiedzą się, jakie dźwięki ważne są w świecie zwierząt, jak zapisywać muzykę, czym różni się tempo od rytmu, jakie były pierwsze instrumenty muzyczne, na czym grają ludzie w różnych częściach świata, jak przygotować się do pierwszej lekcji gry na perkusji, flecie, trąbce, skrzypcach, gitarze czy pianinie. W książce przedstawiono także sylwetki wielkich kompozytorów, których wypada znać, a na zakończenie mali miłośnicy muzyki mogą sprawdzić swą wiedzę odgadując kilka zagadek.

Jednak więcej tu prostych, kolorowych i wiele tłumaczących ilustracji niż tekstów. I bardzo dobrze, bo to przecież książka dla młodszych dzieci, które wolą jeszcze oglądać niż czytać ;) Publikacja jest pięknie wydana, oprawiona w twardą okładkę, śmiało więc nadaje się na prezent!

poniedziałek, lipca 16, 2012

„TEMPERAMENT TWOJEGO DZIECKA”, P. D. Tieger, B. Barron-Tieger, Wyd. Helion 2010


Osobowość tworzą 4 wymiary:
  • kierunek energii- czy skłania się ku myślom i wrażeniom (czyli wewnątrz), czy ku ludziom (czyli na zewnątrz);
  • sposób spostrzegania i zapamiętywania informacji- czy widzimy coś obiektywnie, czy ulegamy intuicji;
  • sposób podejmowania decyzji- obiektywnie, logicznie czy kierując się uczuciami, subiektywnymi odczuciami, intuicją;
  • sposób organizacji świata wokół siebie- chęć posiadania kontroli czy danie sobie możliwości swobody.
Człowiek rodzi się z określonym typem osobowości, pozostającym już takim do końca życia. Typ ten „ (…) wywiera wpływ na wszystkie aspekty naszego życia, począwszy od naszych zabaw w niemowlęctwie, poprzez to, jakie przedmioty i zajęcia szkolne nas interesowały bądź nudziły, aż po to, jaką pracę uważamy jako dorośli za satysfakcjonującą”. Dlatego też musimy zrozumieć, że każdy człowiek jest zupełnie inny, nasze dzieci mogą być inne, niż my sami, ba, rodzeństwo może się różnić od siebie, jak ogień i woda. Stąd też nie ma jednej skutecznej metody wychowania, działającej na wszystkie dzieci. Wychowanie musi być zindywidualizowane, dostosowane do potrzeb dziecka! Zatem najpierw zaakceptuj swoją pociechę taką, jaka jest, a następnie odkryj jej naturę. Pomoże Ci w tym praktyczny poradnik pt. „Temperament twojego dziecka. Wychowanie w zgodzie z jego naturą”.

Zdaniem autorów, typ osobowości można określić już około 4. roku życia. Określają oni aż 16 typów osobowości- bardzo dokładnie je charakteryzują (każdy z osobna), określają mocne i słabe strony każdego z nich, przedstawiają typowe cechy pojawiające się na etapie przedszkolnym, szkolnym i w okresie dorastania, podpowiadają jak wychować dziecko w zgodzie z jego typem osobowości, jak motywować, wspierać, dyscyplinować oraz podają prognozy na przyszłość, czyli przewidują jak dany typ funkcjonować będzie jako dorosły człowiek.

Poradnik okazuje się bardzo interesujący oraz praktyczny. Zawiera mnóstwo autentycznych przykładów, odnoszących się do traktowania dzieci, dzięki czemu łatwiej zrozumieć określony typ osobowości, błędy wychowawcze oraz wywnioskować cenne wskazówki.

Temperament twojego dziecka. Wychowanie w zgodzie z jego naturą” można zamówić w księgarni internetowej Sensus.pl

sobota, lipca 14, 2012

„SEKRETNE SKŁADNIKI MIŁOŚCI”, N. Barreau, Wyd. Bukowy Las 2012


Skończyłam czytać tę książkę kilka nocy temu, a cały czas jestem pod jej wrażeniem. Aż do tego stopnia, że nie mam ochoty zaczynać kolejnej powieści, bo chcę wspominać w najmniejszych szczegółach „Sekretne składniki miłości”. To jak pigułka pocieszenia, gdy coś się nie powiedzie i jednocześnie łyk orzeźwienia w monotonii dnia codziennego. To powieść lekka, lecz niebanalna. Bardzo mocno romantyczna, lecz nie ckliwa. Przenosi czytelnika w klimaty francuskiej kuchni, paryskich restauracji, uliczek, muzyki i pięknie brzmiącego języka.

Główna bohaterka- Aurelie Bredin- młoda paryska restauratorka ma pecha do mężczyzn. Aktualny, porzuca ją dla -jak twierdzi- miłości swojego życia. Nieszczęśliwa kobieta, wychodzi na długi spacer prosto przed siebie. Bije z niej taki smutek, że pewien policjant boi się jej samobójczego skoku z mostu. Nadgorliwy śledzi każdy krok Aurelie, a ta, by od niego uciec, chroni się w księgarni. Tam odnajduje intrygującą książkę pt. „Sekretne składniki miłości”, którą postanawia kupić. Lektura jest zaskakująca. „Nawet wtedy, gdy ktoś czyta dużo powieści, to rzadko może natrafić na historię miłosną,w której jego własna restauracyjka odgrywa główną rolę, a bohaterka zostaje opisana w taki sposób, że człowiek myśli, iż widzi swoje odbicie w lustrze- w takim dniu, kiedy jest bardzo, bardzo szczęśliwy i wszystko się udaje!”. Książka ta całkowicie odmienia jej życie. Dziewczyna zapomina o złamanym sercu i skupia się na odszukaniu pisarza. Czy jej się to uda i jak zakończy się ta zaskakująca historia?

Jeden z bohaterów wypowiada bardzo trafne zdanie: „Dobra książka jest dobra na każdej stronie”. I takie są właśnie „Sekretne składniki miłości” :)

piątek, lipca 13, 2012

TEST UJĘDRNIAJĄCEGO KREMU DO PIELĘGNACJI BIUSTU PHARMACERIS M ORAZ KREMU ZAPOBIEGAJĄCEGO ROZSTĘPOM PHARMACERIS M


Oto kolejna relacja ze wspólnego testowania. Tym razem preparaty dla mam:

UJĘDRNIAJĄCY KREM DO PIELĘGNACJI BIUSTU PHARMACERIS M

Według producenta: Preparat o specjalnej formule dostosowanej do wymagań skóry kobiety w ciąży (od 4 miesiąca) oraz w okresie karmienia piersią i po jego zakończeniu. Skutecznie ujędrnia skórę osłabioną rozciąganiem. Nawilża i odżywia skórę, dzięki czemu jest ona doskonale elastyczna i bardziej odporna na rozciąganie i powstawanie rozstępów. Zawartość sprawdzonych substancji łagodzących zmniejsza uczucie nadmiernie napiętej skóry biustu, a także koi podrażnienia (szczególnie na skórze sutków) powstałe podczas karmienia (uwaga: nie nakładać kremu na uszkodzone, popękane, czy krwawiące brodawki). Skóra odzyskuje przyjemną miękkość i gładkość.
Bezpieczna formuła o bardzo wysokim współczynniku tolerancji zawiera unikalne połączenie składników aktywnych:

•Witamina E - zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry i pomaga zapobiegać jej stanom zapalnym;

•Olej z rzepaku - aktywnie wpływa na procesy regeneracji naskórka, działa łagodząco i przeciwzapalnie;

•Alantoina - wygładza, koi, nawilża i zmiękcza skórę;

•D-panthenol - działa nawilżająco, łagodzi podrażnienia i nieprzyjemne objawy wywołane czynnikami alergogennymi.

Lekka, delikatnie kremowa konsystencja preparatu ułatwia jego aplikację na wrażliwą skórę piersi i zapewnia szybkie wchłanianie. Nie zawiera kompozycji zapachowej, konserwantów, ani barwników.

Według Sylwii: jest lekki, wydajny, szybko sie wchłania ale niestety bez większych rewelacji. Po zastosowaniu kremu owszem skóra jest delikatniejsza, ale nie czuje większego ujędrnienia. Jest bezzapachowy i szybko sie wchłania co jest dużym plusem, bo można go stosować śmiało rano i iść np. do pracy :)

Według Asi: karmić przestałam już ponad rok temu i jakoś w nawale obowiązków zapomniałam, że piersiom przecież też przydałoby się wspomaganie :) Krem ma delikatny zapach. Po użyciu skóra wydaje się być delikatniejsza, jedwabista, a efekt ujędrniania przyjdzie pewnie z czasem, więc smaruję :)

KREM ZAPOBIEGAJĄCY ROZSTĘPOM PHARMACERIS M

Według producenta: Hypoalergiczny. Wzmacnia i uelastycznia skórę, zapobiegając powstawaniu rozstępów. Aktywnie wpływa na spalanie tkanki tłuszczowej hamując gromadzenie się tłuszczu w miejscach szczególnie narażonych na powstawanie rozstępów (uda, pośladki, brzuch, biodra). Lekka konsystencja preparatu jest idealna dla kobiet w ciąży. Krem szybko się wchłania i nie pozostawia plam. Olej bawełniany hamuje utratę wody z naskórka, silnie odżywia, nawilża i zmiękcza. Kwas foliowy wykazuje silne właściwości regenerujące, zaś
witamina E zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry jako naturalny czynnik przeciwrodnikowy. Polecany od II trymestru ciąży do stosowania rano i wieczorem. Nie zakłóca badań USG. Testowany klinicznie pod kontrolą lekarzy ginekologów.

Według Sylwii: konsystencja kremu odpowiednia nie za gęsty, nie za rzadki, łatwo i szybko się wchłania, rewelacyjny jak dla mnie zapach, mogłabym go ciągle stosować, skóra miła w dotyku, delikatnie nawilżona. Jestem zachwycona tym kremem, na pewno będę go stosowała i polecała innym. Zastosowanie tego kremu działa na mnie relaksująco.

Według Asi: krem, jak inne kosmetyki Pharmaceris ma według mnie odpowiednią konsystencję, aby szybko i skutecznie rozprowadzić go na skórze. Podoba mi się delikatny zapach, który na pewno nie podrażni wrażliwego nosa kobiety w ciąży, a to ważna rzecz! Trudno mi stwierdzić, czy jest skuteczny, bo nigdy nie miałam rozstępów, ale kiedy przyjdzie czas na drugiego dzidziusia na pewno wypróbuję :)

Według Sylwii: jest oki. Niestety na moje rozstępy nic już nie pomorze :). Krem ogólnie ma fajną lekką konsystencję, szybko się wchłania skóra nie do końca jest po nim taka idealna ale jest miła w dotyku. Wydajny zapewne jest, ponieważ niewielka ilość kremu wystarcza na sporą partię ciała z rozstępami :) Wg mnie ma delikatny zapach miły dla nosa.

Według mnie: odsyłam Was do swojego testu tego preparatu, jeszcze z czasów ciąży :) http://odkrywczamama.blogspot.com/2011/07/test-preparatow-przeciw-rozstepom-cz-2.html

czwartek, lipca 12, 2012

CZEKOLADOWY KREM POD PRYSZNIC BINGO SPA


Według producenta: Zawarta w czekoladzie kofeina oczyszcza skórę z toksyn, działa wyszczuplająco i antycellulitowo.Czekolada zawiera również wiele żelaza, cynku, magnezu i wapnia, które przyspieszają krążenie krwi w organizmie, zmniejsza też wszelkie obrzęki na skórze.
Czekoladowy krem pod prysznic BingoSpa wzmacnia i chroni warstwę lipidową skóry. Działa antystarzeniowo i poprawia samopoczucie, stymulując produkcję endorfin.

Według mnie: myłyście się kiedyś budyniem czekoladowym? Do tej pory nie miałam okazji, a teraz mam Czekoladowy krem pod prysznic Bingo Spa. Mmmmm … ten zapach i konsystencja są po prostu cudowne. Gęsty, ale bez przesady (jak wspomniałam, dosłownie jakbym myła się budyniem!), świetnie się pieni, a zapach przypomina mi mleczno-czekoladowe desery z dzieciństwa. Po takim wieczornym prysznicu całe zmęczenie ze mnie schodzi, czuję się odprężona i zrelaksowana. Opakowanie bardzo mi się podoba, jest proste, a aluminiowa zakrętka dopełnia całość. Niestety, kiedy ma się mokre dłonie, trudno poradzić sobie z jej odkręceniem. Brakuje mi też dozownika czy innej ułatwiającej aplikację końcówki. Lecz to taki mały drobiazg, który jest nieistotny, gdy tylko pomyślę sobie o kąpieli w budyniu czekoladowy...

środa, lipca 11, 2012

TEST ŻELU DO MYCIA CIAŁA I GŁOWY PHARMACERIS BABY ORAZ BALSAMU NAWILŻAJĄCEGO DO CIAŁA PHARMACERIS BABY


Jakiś czas temu otrzymałam od Pani Magdy z Pharmaceris zestawy kosmetyków dla mam i maluszków do przetestowania w większym gronie :) O szczere opinie poprosiłam bliskie mi młode mamy: Sylwię- mamę 2 miesięcznej Laury, Sylwię- mamę 16 miesięcznej Nikoli, Asię- mamę 18 miesięcznego Patryka oraz Agnieszkę- mamę 19 miesięcznej Ani. Co z tego wyszło???

TEST ŻELU DO MYCIA CIAŁA I GŁOWY PHARMACERIS BABY

Według producenta: wskazania- codzienne mycie wrażliwej skóry ciała i głowy dzieci i niemowląt od chwili narodzin. Zastępuje tradycyjne mydło lub żel myjący. Działanie: delikatna formuła żelu zapewnia bezpieczną pielęgnację przy jednoczesnym dokładnym oczyszczaniu wrażliwej skóry dziecka. Zawartość substancji otrzymywanych z bawełny oraz kompleks składników lipidowych tworzy na skórze film ochronny, pozostawiając skórę delikatnie natłuszczoną i jedwabistą w dotyku. Unikalne połączenie wosku z owoców mango oraz oleju canola stymuluje proces dogłębnego odżywienia skóry, przeciwdziała podrażnieniom i przynosi ukojenie. Produkt posiada pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka nr Z-FK-31/11. Sposób użycia: Noworodki (1. miesiąc życia): zaleca się dodać 4-5 kropli żelu bezpośrednio do wanienki. Delikatnie umyć ciało oraz główkę dziecka, a następnie spłukać czystą wodą. Niemowlęta powyżej 1. miesiąca życia oraz dzieci: Nałożyć na dłoń kilka kropli żelu. Umyć ciało i główkę dziecka, a następnie dokładnie spłukać wodą. Hipoalergiczny, bez parabenów, konserwantów, barwników, sles, sls, mydła i kompozycji zapachowej.

Sylwia- mama 2 miesięcznej Laury: wydajny, wystarczy trochę na główkę malucha, rzadki, więc można go bezpośrednio rozprowadzić na główce dziecka, bardzo się pieni, delikatny, przyjemny, świeży zapach. Byłam zaskoczona tym, że wystarczy kropla żelu, by dać efekt piany. Córka po zastosowaniu żelu miała włoski lśniące i delikatne w dotyku.

Sylwia- mama 16 miesięcznej Nikoli: niestety nie jestem z niego zadowolona :( bardzo mi przykro. Po pierwsze wg mnie słabo się pieni, za czym idzie też wydajność. Niestety po umyciu miałyśmy problem z rozczesaniem włosków ( porobiły się małe kołtuny) i wydaje mi się że czuć było trochę jakąś chemią wiec wg mnie nie do końca jest bezzapachowy.

Asia- mama 18 miesięcznego Patryka: moim zdaniem żel super zmiękcza wodę. Troszkę szkoda, że się nie pieni, bo bąble w wieku 1,5 roku cenią zabawę także w kąpieli :) Skóra dziecka jest mięciutka i rzeczywiście delikatnie natłuszczona. W 100% polecam :)

Agnieszka- mama 19 miesięcznej Ani: żel jest bardzo delikatny, nie wysusza skóry, nie powoduje podrażnień. Brakuje mi jednak mimo wszystko delikatnego zapachu, słabo się pieni co u Ani jest minusem, ponieważ ostatnio lubi dużo piany w wanience:-). Wydajny, ma kremową, jedwabistą, przyjemną w dotyku konsystencję. Jesteśmy z niego zadowolone, skóra po nim jest gładziutka i mięciutka oraz dobrze nawilżona. Jeżeli chodzi o opakowanie to ma bardzo wygodny dozownik.

Ja - mama jeszcze 11 miesięcznego Rysia: największą zaletą jest opakowanie z dozownikiem- żel stoi na stałe na umywalce i gdy tylko zajdzie taka potrzeba (a zachodzi ciągle, bo Rysio to mały brudasek), jeden ruch ręką i mamy żel na dłoniach. Produkt zabieramy też na basen- świetnie nawilża i natłuszcza wysuszoną chlorem skórę. Ogromnym plusem jest też konsystencja żelu- można go łatwo rozprowadzić po ciele, nie spływa szybko :) Żel świetnie nadaje się do kąpieli pod prysznicem (pożegnaliśmy się już z wanienką), delikatnie się pieni na ciele maluszka.

TEST BALSAMU NAWILŻAJĄCEGO DO CIAŁA PHARMACERIS BABY

Według producenta: Wskazania: codzienna pielęgnacja delikatnej, wrażliwej skóry dzieci i niemowląt od chwili narodzin ze skłonnością do podrażnień i atopii. Działanie: lekka formuła balsamu, ze względu na zawartość delikatnych, naturalnych składników aktywnych, koi suchą skórę, ogranicza swędzenie i podrażnienia. Zapewnia prawidłowe nawilżenie skóry, zmiękczając i uelastyczniając naskórek. Przywraca długotrwały komfort skóry łagodząc uczucie przesuszenia i szorstkości. Olej Canola odbudowuje naturalną barierę lipidową skóry, wzmacnia i poprawia jej odporność na podrażnienia. Receptura balsamu wzbogacona D-pantenolem i alantoiną zapewnia łagodzenie podrażnień wywołanych czynnikami zewnętrznymi. Konsystencja - nietłusta, nieklejaca, szybko wchłanialna. Pozostawia na skórze delikatny film ochronny. Produkt posiada pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka nr Z-FK-23/11. Sposób użycia: nałożyć balsam na umytą, suchą skórę i delikatnie wmasować w ciało. Stosować codziennie, szczególnie po kąpieli. Hipoalergiczny. bez parabenów, konserwantów, barwników i kompozycji zapachowej

Sylwia- mama 2 miesięcznej Laury: bardzo wydajny, wystarczy trochę balsamu by rozprowadzić na całym ciele dziecka, ma rzadką konsystencję stąd też łatwo się rozprowadza, szybko się wchłania, bezzapachowy, posiada dozownik przez to łatwy i wygodny w zastosowaniu co mi bardzo odpowiada, skóra córki po kilkakrotnym zastosowaniu jest delikatna i nawilżona. Jestem bardzo zadowolona z tego balsamu i myślę, że córka także, gdyż uwielbia, gdy go rozprowadzam na jej ciele.

Sylwia- mama 16 miesięcznej Nikoli: jest po prostu rewelacyjny. Na początku myślałam ze będzie kiepski jak pierwszy raz wypróbowałam, ponieważ był rzadki i nie przypominał balsamu. Mimo mojego zaskoczenia szybko zmieniłam o nim zdanie :) co jest na plus. Balsam bardzo dobrze się wchłania, nie zostawia uczucia lepkości na moich dłoniach i ciele Nikoli. Jest rzadki co już wspomniałam, ale zarazem bardzo wydajny. Wydajność jest u mnie bardzo ważna, ponieważ kosmetyki dla dzieci nie są zbyt tanie :(. Plusem jest też to że jest bezzapachowy bo nie wszystkie zapachy kosmetyków mi niestety odpowiadają. Jeżeli chodzi o wygląd to jest bardzo sympatyczny, przyjazne opakowanie oraz kolor śliczny :) Plusem jest też to że Nikola nie nauczyła się go jeszcze wyciskać bo z większością kosmetyków niestety doszła już do wprawy. Co jest jeszcze dla nas ważne nie uczula, tego tez się najbardziej bałam bo była i w niewielkim stopniu jeszcze jest alergiczką. Produkt zatem oceniam na 5+

Asia- mama 18 miesięcznego Patryka: odpowiednia konsystencja balsamu sprawia, że super się rozprowadza go na skórze. Dobrze i szybko się wchłania. Zmiękcza i wygładza skórę. Sprawia, że skóra jest delikatna. Mój synuś aktualnie ma delikatną wysypkę na policzkach (być może to alergia pokarmowa, po czym? Trudno stwierdzić!), jednak balsam na razie nam nie pomógł. Być może efekty będzie widać po dłuższym stosowaniu. Oby tak było :) Balsamu sama chętnie używam po kąpieli. Ma fajny dozownik umożliwiający szybkie użycie, a dla nas- mam, czas przecież jest cenny :) Ogólnie polecam produkt!

Agnieszka- mama 19 miesięcznej Ani: przyjemna lekka konsystencja, świetnie i błyskawicznie się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy,doskonale nawilża i łagodzi zaczerwienienia, skóra staje się miękka i elastyczna.

Ja - mama jeszcze 11 miesięcznego Rysia: bez niego nie wychodzę nawet z Młodym na basen. Po wyjściu z chlorowanej wody i myciu pod prysznicem żelem Pharmaceris Baby, od razu wcieram w suchą skórę balsam. Rysiu to uwielbia, lubi być głaskany i masowany. Kosmetyk ten jest rzeczywiście bardzo rzadki, dzięki czemu wystarczy odrobina, by nawilżyć całe ciałko. Skóra po nim jest idealna- bez wysuszeń, krostek, podrażnień itp. A pomysł z dozownikiem ułatwia nam sprawę :) Jeden ruch i już mam balsam na dłoni, nie muszę się męczyć z odkręcaniem, zakręcaniem, uciekającą zakrętką (też się Wam to zdarza?). Dodam jeszcze, że stosowanie i żelu i balsamu z serii Pharmaceris Baby daje rewelacyjne rezultaty.


Serdecznie dziękujemy Pani Magdalenie za świetne produkty testowe :)))

wtorek, lipca 10, 2012

„ZDROWA CIĄŻA. PORADNIK KOCHAJĄCEJ MAMY”, M.F. Roizen, M.C. Oz, Wyd. Helion 2012


W sejmie znowu zrobiło się głośno od dyskusji na temat zapłodnień in vitro. Zabronić czy zezwolić? Udostępnić poprzez NFZ czy dać możliwość wyłącznie leczenia prywatnego? Etyczne to czy nie? Pójdziemy za to do piekła czy „tylko” do więzienia? Nie interesuję się za bardzo polityką, ale gdy tylko słyszę o doniesieniach polityków dotyczących kolejnych ich pomysłów na in vitro, cała drżę. Uważam, że powinno się pomóc maksymalnie parom, które nie mogą w sposób naturalny począć dzieci, a chcą się podjąć zapłodnienia in vitro. Jeżeli w Polsce zabroni się tej metody, to niestety, ale przestaję się utożsamiać z naszym krajem...

Dobrze, że politycy nie zajmują się jeszcze sprawą epigenetyki. Mam wrażenie, że mogliby też jej zakazać, na przykład dlatego, że to trudne słowo i trzeba się wgłębić w temat, by ją zrozumieć. Odesłałabym ich (polityków), a przede wszystkim wszystkie przyszłe mamy do nowej książki pt. „Zdrowa ciąża” Wydawnictwa Helion. Mówi ona bardzo obszernie o najnowszych badaniach naukowych potwierdzających słuszność epigenetyki. No dobrze, ale co to jest? To najprościej rzecz ujmując, uruchamianie w różnym stopniu genów płodu, wpływając na jego zespół cech, czyli tzw. fenotyp. Procesy te mają wpływ nie tylko na Twoje potomstwo, ale także na kolejne pokolenia. Można wpływać na np. wagę dziecka, jego inteligencję, podatność na choroby itd. Brzmi trochę jak sztuczki Frankensteina? Nic podobnego! Metody te są stosowane wyłącznie dla dobra matki i maluszka, ratują ich zdrowie, a nawet życie. Podstawowymi działaniami przyszłych mam w ramach epigenetyki jest stosowanie kwasu foliowego, rezygnacja ze szkodliwych substancji, unikanie promieniowania, leczenie zębów, prawidłowe odżywianie i wiele innych, które tak naprawdę są nam znane i stosowane.

Poradnik ten zatem opisuje wszystkie te działania nazwane tajemniczo- „epigenetyką”. Autorzy, to doświadczeni lekarze, którzy uświadamiają czytelniczkom procesy biologiczne zachodzące w okresie ciąży i tuż po jej zakończeniu. Książka różni się od innych tego typu publikacji tym, że znajdziecie w niej fachową wiedzę, napisaną prostym i dowcipnym językiem. Tak szczegółowo i specjalistycznie o magicznych 9 miesiącach nie opowie Wam ginekolog- położnik (bo nie ma na to czasu a może i ochoty), mama (bo nigdy nie wiedziano o ciąży tyle co teraz), przyjaciółka (bo do tej pory nie miała szansy przeczytać takiego poradnika, no chyba, że jest już po lekturze „Zdrowej ciąży” lub sama jest epigenetykiem). Przeczytaj więc i wpłyń pozytywnie na zdrowie swojego nienarodzonego jeszcze dziecka!

A ze „Zdrowej ciąży” dowiesz się jeszcze m.in.:
  • jak nie zwariować ze stresu w ciąży?
  • jak wybrać szkołę rodzenia, dobrego położnika i szpital?
  • jak poradzić sobie z przypadłościami ciążowymi takimi jak zgaga, zaparcia, mdłości, infekcje, bóle kręgosłupa itp. ?
  • jak przechytrzyć ciążowe zachcianki?
  • jak się odżywiać?
  • jakie badania należy wykonać?
  • jakie ćwiczenia fizyczne są odpowiednie dla ciężarnych?
  • Jak przygotować dom na przyjęcie dziecka?
  • jak wykonać masaż niemowlęcia?
W sumie ponad 300 stron porad i wskazówek. Ponadto autorzy przygotowali dla Ciebie grę planszową „Autostrada do narodzin”, która przygotuję Cię do porodu z uśmiechem na ustach :)

poniedziałek, lipca 09, 2012

„POLSCY POECI DZIECIOM”, praca zbiorowa, Wyd. Olesiejuk 2012


Ostatnio mam szczęście do samych perełek wśród literatury :) Nic tak nie psuje humoru, jak źle dobrana do czytelniczego gustu czy nieestetycznie wydana książka. Lecz mnie to aktualnie nie dotyczy; otaczam się tylko tym, co warto czytać i Was do tego próbuję zachęcić.

Dziś zachęcam właśnie do kupienia swojemu dziecku i wszystkim innym- w rodzinie, znajomym, uczniom jako nagrody, z jakiejś okazji i bez okazji- książki pt. „Polscy poeci dzieciom”. Jest to zbiór najcudniejszych polskich wierszy dla dzieci, takich poetów jak: Maria Konopnicka, Julian Tuwim, Aleksander Fredro oraz Urszula Kozłowska. Mamy więc tu „Stefka Burczymuchę”, „Lokomotywę”, „Małpę w kąpieli”, „Smoka wawelskiego” i 28 innych znanych wszystkim nam wesołych i mądrych rymowanek.

Podobnych zbiorów jest w księgarniach wiele. Jednak TEN- Wydawnictwa Olesiejuk, różni się od wszystkich innych, bije wręcz po oczach, ale nie po kieszeni ;) Sami zresztą zauważycie na sklepowej półce. Twarda oprawa, ładna okładka, a w środku … przepiękne ilustracje! Proste, duże, kolorowe, bez zbędnego tła, które doprowadza do oczopląsu. Docenią to maluchy i Wy- rodzice, bo lepiej będzie się Wam czytało. Chylę czoła ilustratorkom i życzę im dużego sukcesu! A Was szczerze zachęcam, do zajrzenia do książki i sprawdzenia o czym piszę...

sobota, lipca 07, 2012

„TRENING INTELEKTU”, P. Mechło, J. Grzelka, Wyd. Helion 2012


Dbamy o swoje ciało, trenujemy je zapisując się do siłowni, na zajęcia fitness lub też uprawiamy jogging, jazdę na rowerze, rolkach itp. Każdy z nas ma ulubiony sposób na aktywność fizyczną. A dlaczego by nie rozpocząć jeszcze fitnessu szarych komórek? Co prawda, nie schudniemy dzięki niemu, lecz by nasz mózg był sprawny na dziesiątki lat, także wymaga treningu! W ofertach szkółek popołudniowych możemy znaleźć kursy szybkiego czytania, kreatywności, a dla seniorów warsztaty skutecznej pamięci. I to by było na tyle. Najczęstszą aktywnością umysłową po godzinach pracy jest rozwiązywanie krzyżówek oraz czytanie książek i/lub czasopism. Choć pisząc „najczęstszą”, wcale nie mam na myśli, iż robią tak wszyscy, czy choćby wielu z nas. A jednak powinniśmy rozpocząć fitness mózgu i to JUŻ! Pomoże w tym poradnik pt. „Trening intelektu”. Autorki opracowały 31-dniowy program poprawiający:
  • skupianie uwagi i koncentrację,
  • wychodzenie poza schemat, czyli myślenie kreatywne,
  • wykorzystanie oraz zwiększenie zasobu słownictwa,
  • sięganie głęboko w pamięć i korzystanie ze zdobytej przez lata wiedzy.
Chciałoby się osiągnąć powyższe, prawda? Bądź więc systematyczny w pracy z tą książką. Trenuj codziennie o tej samej porze, by weszło Ci to w nawyk. Możesz spodziewać się zadań matematycznych, wykreślanek wyrazowych, ćwiczeń pamięciowych i językowych, sudoku (coś, co uwielbiam!), wymyślanie zastosowań typowych i nietypowych przedmiotów i innych. Na każdy dzień rozpisano 7-8 zadań, które są ułożone według stopnia trudności. Jedne wydają się banalnie proste, przy innych natomiast można się spocić jak na treningu siłowym :) .

Książka ma formę zeszytu ćwiczeń, można w niej zapisywać swoje rozwiązania, a później sprawdzić, czy są poprawne.

Może uda się Was namówić na fitness szarych komórek podczas urlopu?

"Trening intelektu" znajdziecie np. w Księgarni internetowej Sensus.pl