piątek, maja 31, 2013

MAKARON TAGLIATELLE Z SUSZONYMI POMIDORAMI I CUKINIĄ


To danie jemy dosyć często, gdy brakuje nam czasu na gotowanie. Przepis został zaczerpnięty z programu tv "Masterchef" i jest autorstwa zdolnego młodego człowieka- Janka Paszkowskiego (oryginalny przepis tutaj). Troszkę zmieniłam składniki, ale i tak jest pycha! Sposób przygotowania pozostał niezmieniony.
Gorąco polecam!

Składniki:
makaron tagliatelle, np. Czaniecki
ok. 250g cukinii
200ml śmietanki 12%
garść świeżo tartego parmezanu + trochę do posypania na wierzchu (ale ja dodaję mozzarellę)
10 suszonych pomidorów
2 ząbki czosnku
Sól
Pieprz

Przygotowanie:
Makaron ugotować al dente.
W misce wymieszać śmietankę, przeciśnięty czosnek, garść parmezanu/ mozzarelli, pokrojone w paski suszone pomidory i pokrojoną w ćwierć - plasterki cukinię. Całość doprawić solą i pieprzem do smaku. Masa powinna być dosyć gęsta ( nie lejąca).
Makaron odcedzić, ale tak, by na dnie garnka zostawić odrobinę wody z makaronu. Następnie wrzucić makaron z powrotem do garnka, a następnie dodać masę śmietanowo-parmezanową.  Całość wymieszać i podgrzewać do momentu, aż masa pięknie się rozpuści i jedwabiście pokryje makaron. Doprawić ewentualnie do smaku, przełożyć na talerz, posypać świeżo tartym parmezanem (lub mozzarellą.

czwartek, maja 30, 2013

SAŁATKA MAKARONOWA


Składniki:
200g makaronu świdry, np. Czaniecki 3-kolorowy
szczypior z 3 dymek
270g twarogu wędzonego z papryką lub czosnkiem
270g kukurydzy z puszki
250g pomidorków truskawkowych lub koktajlowych
3 łyżki majonezu
5 łyżek jogurtu naturalnego
2 ząbki czosnku
przyprawy: koperek, pietruszka, bazylia, estragon, oregano, pieprz, sól

Przygotowanie:
Ugotować makaron al dente, odcedzić i ostudzić. Szczypior drobno posiekać. Twaróg pokroić w kostkę. Kukurydzę odsączyć z zalewy. Pomidorki przekroić wzdłuż na pół. Wszystkie składniki wrzucić do dużej miski, wymieszać.
Przygotowanie sosu: majonez mieszamy z jogurtem (jeśli lubicie dużo sosu w sałatkach, możecie dodać 7 łyżek jogurtu naturalnego). Czosnek przeciskamy przez praskę i wraz z przyprawami dodajemy do sosu. Dobrze łączymy.
Sałatkę polewamy sosem przed podaniem.

środa, maja 29, 2013

"KRÓLEWSKIE ZABAWY" z serii "Flanelkowe układanki", Wyd. Olesiejuk 2012


Szukacie oryginalnej książeczki na Dzień Dziecka? Takiej niezwykłej? Której nie odstawi się na półkę po pierwszym czytaniu? Kolorowej, zabawnej i aktywizującej? Może wybierzecie więc jeden z tytułów serii Flanelkowe układanki wydawnictwa Olesiejuk? Mam okazję przedstawić Wam "Królewskie zabawy".

To krótka książeczka, jednak bardzo zajmująca ;) Tekst jest niedługi, prosty i zrozumiały dla najmłodszych. Na jego podstawie mały czytelnik sam tworzy ilustracje! Tekturowo- materiałowe strony stanowią tło do wyciętych i umieszczonych w wyodrębnionym pudełeczku elementów związanych z bajką- postaci i rekwizytów. Mięciutkie i milusie wycinki pięknie komponują się w oryginalny obraz. A za każdym razem może być on inny! Postaci mogą się ruszać, przemieszczać, przechodzić na drugą kartkę! Co za zabawa! A może by tak, zorganizować przedstawienie?

Książeczka jest pięknie wydana, kolorowa oraz solidnie wykonana, by wytrzymała długie godziny układanek. Zachwyci na pewno nie tylko dzieciaki :)

A przy okazji sprawiając milusińskim tę oto lekturę- zabawę nie stracicie majątku ;)

wtorek, maja 28, 2013

"CUKIER DZIECI NIE KRZEPI", dr J. Teitelbaum, dr D. Kennedy, Wyd. Muza 2013


Jestem znana z krytyki podawania dzieciom słodyczy. A dlaczego tak to potępiam? Ponieważ sama jestem uzależniona od słodyczy i było tak od zawsze! Nikt nigdy nie zwracał uwagi na moje odżywianie, jadłam co chciałam lub co było, a słodkie było często. A jak nie było, to urządzałam awantury z tego powodu. Tak właśnie objawia się uzależnienie... Chociaż w moim przypadku działa też i inny biologiczny mechanizm- jestem hipoglikemikiem i od czasu do czasu muszę pozwolić sobie na coś słodkiego. Nawet gdyby mnie od niego odrzucało (jak w pierwszej ciąży), to i tak powinnam się zmusić. Niby to fajne, ale ma swoje złe strony. Niemniej, jem więcej cukru niż powinnam.

Wiem ile złego przynosi wysokocukrowa dieta (pisałam Wam o tym wielokrotnie i nie będę się powtarzać). Dlatego stawiam na edukację najmłodszych, organizując zajęcia profilaktyczne oraz rozmawiając z ich rodzicami. Moje dziecko także angażuję w odpowiednią edukację żywieniową oraz to ja ustalam, co będzie jadło. Na razie nie daję Synkowi wolnej ręki- ma dopiero 2 lata. Cukier ograniczam, chociaż nie wszyscy zdają sobie sprawę, że i tak jest on obecny prawie we wszystkich produktach spożywczych! Po co więc mam go podawać dodatkowo w postaci słodkości?

Czy Wasze dziecko zaczyna dzień od popularnych płatków śniadaniowych z mlekiem, na drugie śniadanie zjada rogalika z nutellą, obiad podziobie, by nadrobić słodkim deserem, a przed spaniem wystarczy mu kubek kakao? W międzyczasie jeszcze kilka szklanek słodkich napojów typu nektary owocowe, soki, napoje gazowane, wody smakowe, herbata/ kawa zbożowa z cukrem czy smakowe mleko? A może wcale nie jest tak ekstremalnie, ale nie ograniczacie maluchowi dostępu do słodkości, bo sami je uwielbiacie? Wasz berbeć waży prawidłowo, więc dlaczego odmawiać mu słodkich przyjemności?
Niestety prędzej czy później przekonacie się o złych skutkach nadmiaru cukru w diecie Waszych milusińskich... A pretensje będziecie mogli mieć tylko do siebie...

Do księgarń trafiła właśnie świetna książka pt. "Cukier dzieci nie krzepi", ucząca krok po kroku ograniczania cukru. To pięcioetapowy program opracowany przez doświadczonych specjalistów, adresowany do najmłodszych, jak i dorosłych. Autorzy radzą na początek, w jaki sposób przedstawić dzieciom udział w programie, jak ich zmotywować do wytrwałości i końcowego sukcesu. Choć wskazówka, by nastolatkom lub nawet dwudziestokilkulatkom zabronić czegoś, jeśli nie chcą przestać jeść słodyczy wydaje mi się śmieszna, to pozostałe rady oraz informacje są już jak najbardziej profesjonalne.

Pięcioetapowy program ograniczenia cukru w diecie to:
Etap 1- ograniczenie płynnego cukru (czyli słodkich napojów)
Etap 2- odmiana śniadania
Etap 3- ograniczenie słodyczy do jednej porcji dziennie i poznanie zdrowych przekąsek
Etap 4- transformacja deseru
Etap 5- opanowanie umiejętności znajdywania i zastępowanie ukrytego cukru.

Poza tym z poradnika dowiecie się m.in.:
- jakie są negatywne skutki diety obfitej w cukier,
- jak obliczyć dzienne spożycie cukru dodanego,
- co zrobić, kiedy Twoje dziecko doświadcza objawów odstawienia cukru i kofeiny (tak, tak- kofeiny, która jest obecna w wielu słodkich produktach!),
- czym tak naprawdę są słodziki i czy warto nimi zastępować cukier,
- czy warto podawać maluchom mleko smakowe,
- czy woda smakowa lub soki owocowe są dobrym pomysłem na gaszenie pragnienia,
- jak komponować dobre śniadanie,
- jak sobie radzić, kiedy dzieciaki żądają reklamowanych produktów spożywczych,
- czy podjadanie między posiłkami jest takie złe,
- jak cukier wpływa na emocje,
- co zrobić, gdy dziecko odmawia zjedzenia obiadu lub zjada go w pośpiechu, by dojeść deserem,
- co przygotowywać na deser, by był smaczny i zdrowy,
- jak czytać etykiety,
- jak nauczyć dzieci wybierania zdrowych produktów ze sklepowych półek czy restauracyjnego menu itd.

To książka niezwykła, cenna, mądra, ciekawa i praktyczna. Chciałabym ją podarować wielu rodzicom, jednak wiem, że to i tak wiele by nie dało. Bo żeby coś zmienić, trzeba samemu tego chcieć. Pierwszym krokiem do zmian będzie zakup tego poradnika. Później jego przeczytanie, przemyślenie i zdecydowanie się na wejście do programu. I to już będzie połowa sukcesu! Przejście przez 5 etapów nie okaże się takie straszne, jeśli my- rodzice będziemy głęboko wierzyć w ich sens.

Ogromnie się cieszę, że coraz częściej i więcej słychać w mediach o złych skutkach podawania najmłodszym słodkości. Mam nadzieję, że dzięki różnym akcjom oraz poradnikom dla rodziców i nauczycieli zwiększy się ich świadomość na temat prawidłowego odżywiania najmłodszych. Niestety zdaję sobie też sprawę, że najtrudniej jest przekonać babcie, iż dzieciństwo bez słodyczy wcale nie jest pozbawione radości...

poniedziałek, maja 27, 2013

"KOLEJNOŚĆ NARODZIN A CHARAKTER. CO WPŁYWA NA OSOBOWOŚĆ DZIECKA?" L. Blair, Wyd. Helion 2012

Czy tego chcemy, czy nie, kolejność narodzin wpływa na osobowość dziecka. Okazuje się, że to czy jesteśmy jedynakiem, pierworodnym, dzieckiem środkowym czy najmłodszym kształtuje nasz charakter.
Według Lindy Blair, autorki książki pt. "Kolejność narodzin a charakter":

Pierworodni najczęściej m.in.:
pragną zadowalać innych, szczególnie tych, którzy reprezentują władzę,
- trzymają się przyjętych zasad,
- lubią dowodzić i zajmować kierownicze stanowiska,
- są opiekuńczy i troskliwi.

Środkowe dzieci (lub drugie i ostatnie w kolejności) najczęściej m.in.:
- posiadają wysokie kompetencje społeczne,
- są podatne na presje rówieśników,
- są realistami,
- są kreatywne.

Najmłodsze dzieci najczęściej m.in.:
- potrafią manipulować innymi,
- są kreatywne i oryginalne,
- lubią podejmować ryzyko,
- są bardziej podatne na poczucie niskiej wartości i zwątpienie we własne siły.

Okazuje się, że u jedynaków dużą rolę gra kontekst, czyli czy rodzice świadomie zdecydowali się na jedno dziecko, czy sytuacja życiowa ich do tego zmusiła. Jedynak może więc wejść w rolę najmłodszego potomka i być przesadnie chronionym i rozpuszczonym (jeśli mimo starań rodziców został jedynym dzieckiem) lub przyjąć cechy charakterystyczne w innych pozycjach porządku narodzin (świadoma decyzja rodziców o jednym dziecku).

Na to kim jesteśmy wpływa także szereg innych czynników, jak choćby pozycja naszych rodziców w porządku narodzin, relacje między rodzicami, ich style wychowawcze i przekonania, płeć naszego rodzeństwa oraz różnica wieku między nami, czy trudne sytuacje w naszym życiu.

Książka Lindy Blair jest szalenie interesująca bez znaczenia czy jesteś "tylko" dzieckiem swoich rodziców, czy sam masz już dzieci. To nie jest poradnik, więc nie oczekuj, że znajdziesz tu złote rady, jak wychowywać poszczególne w kolejności dziecko. Jednak z informacji tu zawartych możesz wiele wywnioskować i skłonić się do zmiany stylu wychowania oraz spojrzeć innym okiem na siebie i bliskich. Polecam lekturę!

piątek, maja 24, 2013

TEST MANDARYNKOWEGO EXTRA MASŁA DO CIAŁA BINGOSPA

Sezon na cytrusy już się właściwie skończył, choć są one dostępne w sklepach przez cały rok. Jednak sezon na cytrusowe, orzeźwiające kosmetyki właśnie się rozpoczyna! Zapraszam do przeczytania recenzji mandarynkowego masła do ciała :) 
Według producenta: Lekkie extra masło BingoSpa do ciała o urzekającym zapachu soczystych, sycylijskich mandarynek. Niezwykłe bogactwo odżywczych substancji, witamin i antyutleniaczy zawartych podstawowym składniku którym jest masło kakaowe -  sprawia, że skóra jest intensywnie odżywiona, nawilżona i zrelaksowana. Naturalne antyoksydanty chronią skórę przed działaniem wolnych rodników. 
Masło kakaowe jest biozgodne ze skórą, co oznacza, że jest w pełni tolerowane przez skórę i nie powoduje uczuleń.  Wszystkie składniki odżywcze są błyskawicznie wchłaniane.  
Extra masło BingoSpa  pielęgnuje skórę, sprawia, że staje się ona jedwabiście gładka i pachnąca. Doskonale ją nawilża, odżywia i wzmacnia warstwę lipidową, chroniąc skórę przed czynnikami atmosferycznymi - mrozem, wiatrem, wilgocią, promieniowaniem UV.
Extra masło BingoSpa to wydobyty z wnętrza owoców, radosny i słodki zapach mandarynek, który zapewnia energię i witalność oraz wprowadza w doskonały nastrój.
Do kupienia w sklepie BingoSpa.

Według mnie: jest super! Absolutnie pozbawione wad! Ale po kolei:
Opakowanie- odkręcany, plastikowy słoiczek. Bardzo wygodny i praktyczny :)
Sam kosmetyk- cudownie pachnie mandarynkami, co poprawia mi humor i dodaje energii. Zapach nie jest jednak zbyt intensywny, nie mdli. Konsystencja  gęsta, ale masło łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Kosmetyk świetnie nawilża, zmiękcza i wygładza skórę, dając długotrwały efekt. Lepszy od zwykłego balsamu do ciała...
Cena- porównywalna z innymi podobnymi kosmetykami- ok. 24zł.

Jestem bardzo zadowolona z lekkiego extra masła BingoSpa. Polecam i zachęcam do wypróbowania :) A może tak, zrobić sobie samej prezent z okazji Dnia Matki i zafundować dobry kosmetyk?

czwartek, maja 23, 2013

"CZERWONY KAPTUREK", A. Peterlik z serii "Książka z magnesami", Wyd. Olesiejuk 2012


Wersji "Czerwonego Kapturka" jest wiele. Pewnie tyle ilu jest autorów, wliczając w to samych rodziców ;) Najlepszy oczywiście oryginał, lecz o nim, nie dzisiaj...
Mnie w dzieciństwie najbardziej bawiły pytania: "Babciu, a dlaczego masz takie duże oczy?", "Babciu, a dlaczego masz takie duże uszy?", "Babciu, a dlaczego masz takie duże zęby?" :))) Ten kultowy fragment pojawia się prawdopodobnie w każdej bajce o "Czerwonym Kapturku".


Niniejsza wersja jest bardzo uproszczona. Gdyby była tradycyjną książeczką, nie miałaby pewnie nic szczególnego w sobie. A jednak jest wyjątkowa i warta zakupu. Dlaczego? Ponieważ zawiera coś, co dzieciaki uwielbiają! Magnesy! Dzięki nim oraz dzięki specjalnej "konstrukcji" książki (szata graficzna oraz magnetyczne strony) młodzi czytelnicy mogą sami układać ilustracje do tekstu. Przynosi to wiele frajdy, a poza tym, uczy czytania czy słuchania ze zrozumieniem- to bardzo ważna umiejętność.

Zabawa w układnie ilustracji zajmuje na długo już 2-latka (Rysio jest zachwycony). Trzeba tylko pamiętać, by maluchy poniżej 3 roku życia podczas lektury i ilustrowania były pod opieką dorosłych.

Ilustracje są kolorowe, zabawne i atrakcyjne. Świetnie komponują się z magnesami. Natomiast same magnesy są na tyle ciekawe, że zdobią czasem i naszą lodówkę i nogi stołu i wszystkie inne elementy w mieszkaniu, które je "przyciągają". Zachęcam i Was do zabawy z serią książeczek z magnesami wydawnictwa Olesiejuk.

środa, maja 22, 2013

"BASIA I ALERGIA"- audiobook, "BASIA I TANIEC"- audiobook, Z. Stanecka, M. Oklejak, Wyd. Egmont 2013

W jakich miejscach i okolicznościach najczęściej słuchacie z dziećmi audiobooków? My dopiero zaczynamy tę przygodę i na razie włączam je kiedy np. zmywam lub gotuję, czyli jestem zajęta domowymi obowiązkami, w których Młody nie może uczestniczyć, a robić coś musi.

Ponieważ na dobre, zaczął się już czas alergii, tematem słuchowiska może być właśnie to schorzenie dotykające coraz większe grono dzieci. Basia jest wielką miłośniczką zwierząt, szczególnie koni. Kiedy, podczas pobytu w górach, okazuje się, że w pobliżu jest stajnia, nie może przepuścić okazji, by się tam wybrać. Odnajduje pięknego i całkiem towarzyskiego konika. Dziewczynka musi go pogłaskać oraz oczywiście poczęstować marchewką. Niestety już po kilku chwilach od pobytu w stajni, Basia zaczyna czuć się jakoś inaczej, dziwnie, niedobrze. Coraz trudniej jej się oddycha. W szpitalu dostaje tlen, by łatwiej się oddychało oraz zastrzyk, który szybko stawia ją na nogi. Lekarz zadaje kilka pytań (zupełnie jak jakiś detektyw), a po usłyszeniu odpowiedzi już wie, że przyczyną złego samopoczucia dziewczynki  jest prawdopodobnie alergia na sierść konia. To oznacza, że Basia nie będzie mogła mieć kontaktu ze swoimi ulubieńcami! Jest tym wręcz zrozpaczona! Jak to możliwe? Dlaczego nie może głaskać koni, przecież tak bardzo to lubi?! Jednak Basia to dzielna i mądra dziewczynka. Ma także wspaniałych bliskich, dzięki którym radzi sobie z problemem.

Młody czytelnik zapoznając się z przygodą Basi może zrozumieć czym jest problem alergii. Może to być także wstęp do tematu poważniejszej rozmowy, jak i proste wyjaśnienie, że nie tylko on sam na nią cierpi, czy zaznajomienie z sytuacją, która być może trapi znajome dziecko.



A teraz coś o wiele weselszego! Pewnego popołudnia mama Basi stwierdza, że chciałaby uczestniczyć w zajęciach flamenco. W tej samej szkole tańca organizowane są także zajęcia baletu dla dzieci, w związku  z tym i mama i Basia postanawiają uczyć się pięknie ruszać w rytm muzyki. Dziewczynka nie może się doczekać pierwszych zajęć, a kiedy wreszcie mają się za chwilę rozpocząć, źle się czuje, ma tremę. Całe szczęście mama tłumaczy jej, że także czuje lekki niepokój przed czymś, co robi pierwszy raz. Obie wspierają się i życzą sobie udanej zabawy. Po zajęciach są bardzo szczęśliwe i nie mogą doczekać się kolejnych tańców.

Opowieść ta jest dowcipna, radosna i mądra, jak to u "Basi" bywa :)

wtorek, maja 21, 2013

10 POWODÓW DLA KTÓRYCH FAJNIE JEST BYĆ W CIĄŻY :)

Źródło fot.
Kolejność przypadkowa:

1. To jedyny okres w życiu kobiety, kiedy cieszy się z rosnącego brzuszka!

2. Skóra, paznokcie i włosy stają się mocniejsze, lśniące i wyglądają na bardziej zdrowe.

3. Ciężarnej są (raczej) wybaczane huśtawki nastrojów...

4. Nie trzeba się martwić o antykoncepcję.

5. Odczuwanie ruchów rosnącego w nas dziecka jest niesamowitym, cudownym doznaniem, nieporównywalnym absolutnie z niczym!

6. Bycie w ciąży oraz bycie matką wzmacnia poczucie własnej wartości.

7. Przez 9 miesięcy plus czas karmienia piersią można zapomnieć o miesiączce :))

8. Kobieta (i jej partner na pewno też...) może się cieszyć większym biustem. 

9. W końcu zwracamy uwagę (a przynajmniej powinnyśmy!) na to, co jemy!

10. Ciąża uszczęśliwia- prędzej czy później...

poniedziałek, maja 20, 2013

MAKARON Z SOSEM MEKSYKAŃSKIM

I znowu ten makaron... Ale mówiłam Wam, że go uwielbiamy! A dochodzą do mnie słuchy, że i Wy czekacie na kolejne makaronowe specjały. Chociaż to co przygotowuję specjałami nie jest, ale smacznym, rodzinnym obiadem już jak najbardziej ;) 


Makaron z sosem meksykańskim jest daniem szybkim, ponieważ składa się z prawie samych gotowych produktów. Poza tym z podanych składników, wychodzi bardzo dużo sosu, który można mrozić lub zjeść z tortillą na drugi dzień.

Składniki:
300g makaronu np. Czaniecki
2 puszki krojonych pomidorów
puszka kukurydzy
puszka czerwonej fasoli
średnia czerwona papryka
3 ząbki czosnku
300g mielonego
papryczka chili, jeżeli dania nie będzie jadło małe dziecko
szczypta cynamonu
płaska łyżeczka wędzonej papryki słodkiej
łyżeczka oregano

Przygotowanie:
Na patelni przesmażamy bez tłuszczu mięso mielone. Pod koniec smażenia dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek oraz posiekaną na bardzo drobno i bez pestek papryczkę chili, a także łyżeczkę słodkiej wędzonej papryki. Usmażone mięso przekładamy do większego garnka.
Paprykę kroimy w cienkie paski ok. 1-2 cm długości. Dodajemy do mięsa, wraz z 2 puszkami pomidorów z zalewą, szczyptą cynamonu i łyżeczką oregano. Dusimy pod przykryciem ok. 20 minut. Następnie dodajemy odsączoną kukurydzę i przepłukaną już czerwoną fasolę (mój Mąż ma widzimisię, że fasola musi być drobno pokrojona. Mnie to obojętne, więc tak robię. Fasolę możecie potraktować wedle uznania). Mieszamy i dusimy jeszcze ok. 5 minut. Przed podaniem, koniecznie spróbujcie sosu i doprawcie go jeszcze pod swoje kubki smakowe. Podałam Wam swoje proporcje, ale może wolicie więcej oregano?, cynamonu?, słodkiej papryki?, a może soli? (choć z solą lepiej nie przesadzajcie. W tym daniu jest dużo konserw, które już zawierają sporo soli!).

Nie zapomnijcie oczywiście o ugotowaniu al dente makaronu ;)
Sosu na pewno jeszcze zostanie, warto więc też go spróbować z czymś innym, jak pisałam na początku może z tortillą, a może z naleśnikami? Świetna wyjdzie również zapiekanka. Wierzę w Waszą inwencję kulinarną! Podzielcie się pomysłami, co?!

piątek, maja 17, 2013

"BRZYDKIE KACZĄTKO" z serii "Bajeczki układaneczki", Wyd. Olesiejuk 2012

I tym razem przedstawiam Wam ciekawe wydanie klasyki literatury dziecięcej. Jednak to wydanie nie mówi, nie gra, nie wydaje żadnych dźwięków (nawiązując do ostatniej recenzji- "Pięknej i bestii"). No może słychać tylko odgłosy naszego dziecka, kiedy zajęte jest tą książeczką...

To wydanie "Brzydkiego kaczątka" pochodzi z serii Bajeczki układaneczki. Znaczy to tyle, że na każdej usztywnionej karcie, część ilustracji jest wycięta w puzzle! I tak mamy 6 układanek, każda podzielona na 6 dużych części. Czy to nie super pomysł?

Publikacja ta zawiera dobrze zredagowaną opowieść (wspominam o tym, gdyż bywają różne redakcje...). Ilustracje są duże, kolorowe, wyraźne. A możliwość samodzielnego układania obrazów, to wielka radość dla kilkulatka! Oprócz przyjemności, dopasowywanie odpowiednich elementów ze sobą to także stymulacja rozwoju, poczucie "sprawczości" (sam ułożyłem ilustrację!), nauka samodzielności, wytrwałości, ćwiczenie koncentracji, kreatywności, zdolności rozumowania i kojarzenia... Same plusy!


Polecam :)

czwartek, maja 16, 2013

TEST OSŁONY PRZECIWDESZCZOWEJ ELODIE DETAILS

Takiej "folii" przeciwdeszczowej jeszcze nie widzieliście! Wreszcie jest dostępne coś, co nie szpeci wózka, a wręcz go uatrakcyjnia. Z takim gadżetem żaden niespodziewany deszcz nie popsuje nam spaceru- dokładnie tak, jak zachwala go producent ;)




Według producenta: Wyobraź sobie, że padający deszcz nie psuję Ci humoru i spaceru, a wózeczek w tej okoliczności nagle staje się ...jeszcze ładniejszy!  
  • Kolorowy, stylowy pokrowiec przeciwdeszczowy Elodie Details pasuję na wiekszość wózeczków dziecięcych i spacerowych. 
  • Pokrowiec jest zapakowany w torebkę, którą łatwo przymocować do dowolnego pojazdu. 

  • Dostosowany do prania w pralce lub przetarcia na sucho (konieczne dokładne wysuszenie przed ponownym zpakowaniem do podręcznej torby).
  • Wykonany z wytrzymałego materiału PU, deszczo- wiatro- a także śniegoodporny
  • Wielkość w opakowaniu: długość 26cm, wysokość 6cm, szerokość 21cm

Do kupienia m.in. w sklepie internetowym SCANDINAVIAN BABY.

Według mnie: jestem zachwycona! Dlaczego nigdy nie widziałam tej osłony? Dlaczego wszyscy kupujemy okropne, tandetne folie na wózek? Producent musi wreszcie pokazać młodym rodzicom, że są na rynku tak super osłony przeciwdeszczowe! Ja troszkę pomogę w nagłośnieniu tej sprawy :) Ludzie, spójrzcie, jakie to ładne. Jeżeli uważacie, że czarny to za smutny kolor dla dziecka, możecie wybrać inną gamę kolorystyczną.
Osłona jest praktyczna, nieprzemakalna, łatwa w zamontowaniu, nie "odfruwa" przy większym wietrze. A ponadto, ma śliczny pokrowiec- torebkę, która niczym mała czarna prezentuje się na rączce wózka.
 

Ten przeciwdeszczowy pokrowiec został zaprojektowany w Skandynawii. A tam raczej wiedzą, co to deszcz... Skandynawowie słyną także z dobrego designu. Ten produkt idealnie pokazuje, że znają się na rzeczy!

Zwykła folia przeciwdeszczowa kosztuje ok. 30zł. Bywa, że się drze, podnosi na wietrze, denerwuje dziecko i rodziców... Osłona przeciwdeszczowa Elodie Details kosztuje dużo więcej- 134zł- ale jest długowieczna, praktyczna, piękna i oryginalna. Jest super i nie zamienię jej na żadną inną!!!


środa, maja 15, 2013

"PIĘKNA I BESTIA" z serii "Baśniowe opowieści", Wyd. Olesiejuk 2011

Klasyka w nowoczesnym wydaniu. Któż z nas nie zna opowieści o "Pięknej i bestii"? Czas, by usłyszały o niej i nasze dzieci. To wydanie na pewno do nich przemówi. I to dosłownie, gdyż jest to książeczka z lektorem!

Maluch może przejrzeć lekturę samodzielnie, dzięki usztywnionym stronom. Z pewnością zainteresują go kolorowe, duże ilustracje. Obecny rodzic może przeczytać zapisaną historię, jednak myślę, że akurat przy tej książeczce brzdąc nie będzie miał ochoty nas słuchać. Jest przecież lektor ;) By usłyszeć jego głos wystarczy nacisnąć okienko z obrazkiem po prawej części książki. Każdy obrazek odpowiada jednej kolejnej stronie. Nie trzeba wysłuchiwać tekstu po kolei, a np. ulubiony fragment :) Można też się bawić i mieszać kolejność. Świetną frajdą będzie włączanie małemu bystrzakowi pewnego cytatu z tekstu, by wyszukał z której strony on pochodzi...
A można też i podać dziecku tę książeczkę, kiedy jesteśmy zajęte gotowaniem obiadu.
Mój Synek akurat lubi "Piękną i bestię" wysłuchiwać na nocniku ;)

wtorek, maja 14, 2013

TEST DOSTAWKI DO WÓZKA BUMPRIDER, CZYLI JAK WYJŚĆ NA SPACER Z 2 MAŁYCH DZIECI

W początkach podwójnego macierzyństwa przeraża mnie wizja spacerów! Jak to będzie naprawdę okaże się za 2 miesiące, jednak już teraz postanowiłam wyposażyć się w sprzęt, który- mam ogromną nadzieję- pozwoli nam swobodnie i bezstresowo spacerować. Mowa o dostawce do wózka BUMPRIDER.




Według producenta: 

  • Pasuje do każdego wózka i spacerówki na rynku!
  • Przeznaczona dla dzieci w wieku od 2 do 5 lat (maksymalna waga: 20 kg)
  • Rewolucyjny system amortyzacji kół zapewnia komfort jazdy na każdej nawierzchni i przy każdej pogodzie
  • Niezwykle prosta regulacja wysokości, rozstawu ramion i odległości - bez użycia jakichkolwiek narzędzi
  • Antypoślizgowa powłoga gwarantuje bezpieczną jazdę dziecka
  • Szybki i łatwy system wpinania i wypinania bez użycia jakichkolwiek narzędzi. 
  • Wykonana z najwyższej jakości materiałów - aluminium oraz hybrydy plastików
  • Szwedzki design, jakość i bezpieczeństwo!


Do nabycia między innymi w sklepie internetowym Scandinavian baby.


Według mnie: ponieważ jest o czym pisać (przetestowałam dostawkę pod szerokim kątem), swoją opinię podzieliłam na kategorie:
  1. Wygląd i wykonanie: dostawka wygląda atrakcyjnie. Możemy wybierać w 3 kolorach. Nie jest to zwykła "decha na kółkach", lecz funkcjonalnie i designersko wycięta platforma. Wiadomo, gdzie dziecko ma ułożyć stopy; ma też na nie sporo miejsca. Nie ma się też co martwić, że z takim gadżetem nasz wózek straci na atrakcyjności. Dla juniora jest teraz nawet bardziej odjechany :) 
    Wykonanie natomiast- estetyczne i solidne.



  2. Wygoda dziecka stojącego: zdarza się u Was czasem, że Wasz maluch ni stąd, ni zowąd wie do czego służy pierwszy raz widziany przez niego przedmiot? Byłam zaskoczona, gdy po zamontowaniu dostawki do wózka Rysiu od razu stanął tam gdzie trzeba i czekał aż zacznę go pchać! Skąd wiedział, że dostawka właśnie do tego służy?!
    W każdym razie, mój Syn uwielbia jeździć na stojąco i za nic w świecie nie idzie go namówić, by usiadł z powrotem do swojej spacerówki. "Nie, nie, nie"- tylko słychać i z dumą jedzie starszak dalej. Bardzo mnie to cieszy, bo bałam się, że Młody może będzie się bał lub nie spodobają mu się spacery na przystawce. Jednak, jak widać, rodzice często przesadzają w swych obawach...




  3. Wygoda rodzica: w tej kwestii też miałam obawy, że nie będę miała gdzie stawiać stóp. Ale nie mam z tym problemów. Prowadzi się wózek całkiem normalnie, tylko rączka musi być wysunięta na max. Nie ma problemu ani na prostej drodze, ani przy skrętach (kółka ładnie i lekko się skręcają). Na pewno lekkość prowadzenia wózka z 2 dzieci zależy również w dużej mierze od wagi maluchów. Na razie jednak jest ok.- Rysiu waży niecałe 12kg, zamiast Zuzi wrzuciłam do przodu baniak wody 5l + moje osłabienie z powodu ciąży, a mimo wszystko spacerowałam :) No dobra, kulałam się... ;)



  4. Bezpieczeństwo: dostawka jest bardzo stabilna. Nie ma możliwości, by dziecko na niej stojące przeciążyło wózek do tyłu. Stojący maluch jest pod ramionami rodzica, więc nawet jeśli będzie chciał uciec itp. (różne są dzieci, szczególnie w okresie buntu 2-latka...), rodzic ma możliwość szybkiej reakcji.
    Niestety w naszym wózku hamulec jest zamontowany na samym środku dolnego elementu stelaża wózka. Po zamontowaniu dostawki, dostęp do hamulca jest utrudniony. Trzeba nieźle wygiąć stopę, by zablokować wózek. Jednak jest to kwestia wózka. Porównywałam inne wozy i każdy ma inny system i miejsce hamowania- na całej długości stelaża, po boku, czy sposób ręczny. U nas jest niestety w takim feralnym miejscu.



  5. Funkcjonalność: dostawka jest bardzo praktyczna, szybko się ją montuje i wymontowuje (klik i po sprawie. 2 sekundy, a poza tym- sama umiem to zrobić! ha!). Nie wyobrażam sobie bez niej spacerów z moimi Maluchami.



  6. Ogólna ocena: nie żałuję. Jest fajna, praktyczna, solidna, a do tego ładna. Cena przyzwoita. Osobiście uważam, że mając 2 małych dzieci warto wyposażyć się w dostawkę Bumprider.

poniedziałek, maja 13, 2013

"BASIA I PODRÓŻ"- AUDIOBOOK, "BASIA I PRZEDSZKOLE"- AUDIOBOOK, Z. Stanecka, M. Oklejak, Wyd. Egmont 2013


Serii "Basia" nie muszę już chyba nikomu przedstawiać, gdyż pisałam o niej wielokrotnie. Prezentowałam dotychczas dłuższe opowiadania, krótkie przygody Basi i Franka, książeczki edukacyjne wraz z kartami pracy, a tym razem przedstawiam audiobooki.

Audiobook to świetna sprawa. Gdy nie mamy czasu poczytać dziecku, a ono akurat w tym momencie się tego domaga- w samochodzie, podczas gotowania obiadu czy sprzątania- możemy włączyć książeczkę czytaną przez lektora. Oczywiście, tak jak z każdą książką, nie może to być wybór byle jaki. A dla przedszkolaka odpowiednia wydawać się będzie znana już "Basia". Czyta Maria Seweryn.

Wkrótce wakacje, polecam więc "Basię i podróż". To zabawna historia o wyjeździe w góry. Miała pojechać tam cała rodzina Basi, jednak tata w ostatniej chwili nie dostał urlopu (skąd to znamy?). Wyjazd stanął pod znakiem zapytania, jednak ostatecznie zdecydowali, że dzieci (troje!) pojadą autem z mamą, a tata dojedzie do nich na weekend. Przygody zaczęły się jeszcze przed wyjazdem. Basia nie mogła wstać z łóżka, Franek prawie zapomniał przytulanki, a w końcu rodzeństwo pokłóciło się kto obok kogo ma siedzieć w samochodzie. Kłótnia trwała przez część podróży! Później dzieci zrobiły się głodne, ktoś chciał siusiu, trzeba było się zatrzymać... Czy nam rodzicom, to czegoś nie przypomina?

Kiedy nastąpiła zgoda, wszyscy się najedli, napili i wysiusiali, wyruszyli w dalszą część podróży. Nagle przed mamą stanęło kolejne wyzwanie- awaria samochodu. Zdenerwowana kobieta, z 3 przerażonych dzieci "na pokładzie", czy to się mogło dobrze skończyć? Oczywiście, że TAK, bo my- kobiety odgrywamy w naszym życiu wiele ról. Nie tylko matki, żony, mediatora, ale jak trzeba, to i mechanika ;)

Ten tytuł porusza takie stany emocjonalne i problemy, jak m.in.: podekscytowanie, niezgoda z rodzeństwem, nuda w podróży, strach, złość dorosłych.



A po wakacyjnych podróżach, czas znowu do przedszkola!
Tym razem Basia ma problem z koleżankami. Zuzia, którą bardzo lubi, raz chce się z nią bawić, a innym razem od niej ucieka. Basia czuje się niepewnie, jest zdezorientowana i smutna. Tak bardzo to przeżywa, że nawet nie chce iść do przedszkola. Jedyną osobą, która jest przyjacielska w stosunku do głównej bohaterki okazuje się Emilka. Lecz z niej właśnie, wszystkie dzieci się śmieją, gdyż mówi sama do siebie, podśpiewuje pod nosem i na dodatek lubi szpinak! Dziwna osoba! Jednak, kiedy Basia jest w potrzebie, to Emilka wyciąga do niej rękę i poprawia humor. Dziewczynki zaprzyjaźniają się, świetnie się bawią i dogadują.

Z tej historii wynika wiele nauk:

- nie warto kierować się tylko zdaniem innych,
- to, że ktoś jest inny niż my, nie oznacza, że jest gorszy,
- prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie,
- każdy może mieć gorszy dzień,
- czasem okazuje się, że osoba, którą bardzo lubimy nie lubi tak bardzo nas...

Świetna opowieść dla przedszkolaków! Mądra i taka prawdziwa. Przecież nasze maluchy dopiero uczą się społecznych zachowań. Dawajmy im przykłady, dużo rozmawiajmy, tłumaczmy, podpowiadajmy w niektórych sytuacjach oraz czytajmy/ słuchajmy tak mądre książeczki jak np. "Basia i przedszkole".

niedziela, maja 12, 2013

MAKARON MUSZLE NADZIEWANY SEREM I PIECZARKAMI

Jak to możliwe, że uwielbiam makaron, a jeszcze nigdy nie jadłam makaronowych muszli?! Nadszedł w końcu czas, by to zmienić... To była cudowna uczta :)



Składniki:
250g makaronu muszle, polecam Czaniecki
500g pieczarek
200g sera ricotta
125g sera mozzarella
duża cebula
2 łyżki oliwy z oliwek
3 łyżki śmietany 12%
500g passaty pomidorowej
sól, pieprz
natka pietruszki

Przygotowanie:
Makaron gotujemy według przepisu na opakowaniu. Powinien być al dente.
Pieczarki oczyszczamy, kroimy na plasterki. Cebulę kroimy w półksiężyce. Smażymy pieczarki z cebulą na rozgrzanej patelni z oliwą. Doprawiamy solą i pieprzem. Studzimy.

200g sera ricotta łączymy z 3 łyżkami śmietany, tak by powstała gładka masa. Mozzarelle kroimy w drobną kostkę lub ścieramy na tarce. Sery dodajemy następnie do pieczarek, mieszamy, by składniki połączyły się. Próbujemy, czy ewentualnie trzeba doprawić do smaku.

Naczynie żaroodporne natłuszczamy masłem bądź oliwą. Nadziewamy ugotowane muszle masą serowo- pieczarkową. Nafaszerowany makaron polewamy passatą pomidorową (możemy ją wcześniej delikatnie odparować, ale nie musimy. Ja użyłam zimnego sosu, prosto z kartonika, by było szybciej).

Zapiekamy w 180 st. C ok. 20 min. Przed podaniem dekorujemy posiekaną pietruszką.

sobota, maja 11, 2013

"OBRAZKI DLA MALUCHÓW. CYFRY", Wyd. Olesiejuk 2013

Jeżeli i Wy i Wasze brzdące, macie frajdę z nauki liczenia, poznawania cyfr oraz małej matematyki, oto książeczka dla Was. "Obrazki dla maluchów. Cyfry" to kolorowe wydanie, w twardej oprawie, z grubymi, usztywnionymi stronami. Na każdej z nich dziecko pozna nową cyfrę. Zobaczy jak ona wygląda, jak się ją też zapisuje wyrazem, ile to kropek na kostce, ile koralików itp. Obok cyfry widnieje ilustracja, a pod nią polecenie typu: "Laura wybiera się na polowanie na motyle. Ile motyli fruwa wokół niej?". Wszystkie obrazki nawiązują do tematu podróży, radości i przygody.

Gdy maluch pozna już wszystkie cyfry, będzie mógł je pokazać na swoich paluszkach- z tym także pomoże książeczka. Dalej natomiast robi się bardziej skomplikowanie, zgodnie z zasadą stopniowania trudności. Teraz czas już na pierwsze dodawanie, liczenie oraz dopasowywanie cyfr do ilości.

Oto wydanie dla małych mądralińskich ;)

P.S. Właśnie się dowiedziałam, że seria Wydawnictwa Olesiejuk- Obrazki dla maluchów- zdobyła
2. miejsce w kategorii Najlepsza książka dla dzieci miesięcznika "Dziecko"!

piątek, maja 10, 2013

PENNE ZE SZPINAKIEM I RICOTTĄ

Nie było mnie na blogu kilka dni z powodu doprowadzania siebie i mieszkania do porządku po remoncie. I tak jest jeszcze co robić, ale przynajmniej mam już czas usiąść do pisania. Zaległości w publikowaniu nadrobię w weekend, zapraszam więc do odwiedzania strony :)

Remont remontem, ale jeść trzeba. Najszybciej jest przyrządzić makaron...
Całe szczęście, że pozostali członkowie mojej Rodziny uwielbiają szpinak tak samo mocno, jak ja :)  A Wy, lubicie?


Składniki: 
300g makaronu penne, np. rurki Czaniecki
500g szpinaku mrożonego
150g ricotty
2 łyżki śmietany 12%
łyżeczka masła
2 średnie ząbki czosnku
sól, pieprz

Przygotowanie:
Szpinak odmrażamy wcześniej i odsączamy z nadmiaru wody.

Na patelni, przesmażamy krótko na maśle przeciśnięty przez praskę czosnek. Dodajemy szpinak, dusimy  ok. 5-10 minut (zależy od stopnia rozmrożenia i ilości wody). W osobnym naczyniu mieszamy 150g sera ricotta z 2 łyżkami śmietany. Gdy się połączą, dodajemy do szpinaku, mieszamy, a następnie doprawiamy solą i pieprzem do smaku.

Sos podajemy z makaronem penne ugotowanym al dente, polecam rurki Czaniecki.
Danie błyskawiczne i proste, nieprawdaż?




poniedziałek, maja 06, 2013

"PROBLOGGER. JAK CZERPAĆ ZYSKI ZE SWOJEGO BLOGA", D. Rowse, C.Garrett, Wyd. Helion 2012



Czy zastanawiałeś się kiedyś choć przez chwilę, by zarabiać na pisaniu swojej strony? Bloger to dziś nie tylko hobby, ale też i zawód! Okazuje się, że można z tego czerpać niezłe sumki. Jak przebyć drogę z pisania dla zabawy, poprzez uzyskiwanie dodatkowego dochodu, a kończąc na zostaniu specjalistą- blogerem, podpowiadają ci, którym się to udało- Darren Rowse i Chris Garret.

Choć tworzę bloga ODKRYWCZEJ MAMY z pasji i dla zabawy, gdybym mogła dzięki temu pozostać na uropie wychowawczym bez problemów finansowych, byłabym przeszczęśliwa. Problem chyba polega na tym, że sama nie wierzę w swój finansowy sukces blogowy. Po co więc sięgnęłam po książkę pt. "Problogger. Jak czerać zyski ze swojego bloga"? Ponieważ zysk interpretuję jako zadowolenie moich Czytelników, zwiększenie ruchu na blogu, odsłon, liczby komentarzy. To także poczucie, że się spełniam oraz chęć do pisania kolejnych postów. I oczywiście możliwości testowania oraz recenzowania coraz to nowych i różnorodnych produktów związanych z rodzicielstwem i dzieciństwem. To jest dla mnie zysk. Dlatego z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam tę książkę. Nie zawiodłam się, a poza tym zapaliła się we mnie iskierka motywacji, że może warto spróbować i coś zarobić. Lecz na pewno nie kosztem Czytelników...

Co zatem proponują autorzy poradnika? Zachęcają na przykład do uruchomienia reklam, wzięcia udziału w programach partnerskich, możliwości płacenia na nas datków, umieszczania ogłoszeń drobnych, sprzedaży własnego towaru, subskrypcji, blogowania na zlecenie, pisania książek, artykułów, magazynów, prowadzenia konferencji czy szkoleń, sprzedawania e-produktów, jak i podają inne pomysły. Wszystkie te propozycje zostały sprawdzone przez samych autorów. Mimo wszystko myślę, że w Polsce zarabianie na blogu jest jeszcze mało popularne i nie tak proste i oczywiste, jak np. w USA.

Mimo tych cennych wskazówek zawartych w książce, dla mnie najważniejsze okazały się propozycje strategii pisania, by blog budził zainteresowanie Czytelników. Natomiast każdy inny bloger, znajdzie tu coś, co jego samego zainteresuje:
- jak blogować dla pieniędzy,
- czym jest niszowe blogowanie i jaki ma sens,
- jak założyć bloga,
- jak pisać bloga,
- jakie są strategie zarabiania na blogu,
- czy i jak kupować i sprzedawać blogi,
- promocja i marketing bloga,
- media społecznościowe a Twój blog,
- sekrety sukcesów w blogowaniu,
- jak stworzyć coś wartego zachodu.

Jeżeli jesteście blogerami, warto sięgnąć po tę książkę i zaczerpnąć z niej coś dla siebie.

Tymczasem, jeśli mielibyście ochotę podzielić sie swoimi opiniami a temat bloga ODKRYWCZEJ MAMY, z dużym zainteresowaniem przyjmę każdy komentarz oraz mail. To, co sądzicie na temat tworzonej przeze mnie strony, jest dla mnie bardzo ważne! Dziękuję, że jesteście ze mną :))))))))))))))))  To już 2 lata!!!

sobota, maja 04, 2013

"PIERWSZY SŁOWNICZEK 100 ZDJĘĆ DO NAZWANIA NA WSI", Wyd. Olesiejuk 2013

Majówkę spędzamy z Rysiem u Dziadków na wsi. Wieś to nie-wieś pod samym Poznaniem- nie ma tu prawdziwych wiejskich gospodarstw, krów czy świń, ale jest duży ogród, a na nim posiane pierwsze warzywka. Są też drzewa owocowe, krzewy, dużo trawy do biegania, a także narzędzia ogrodnicze: konewka, łopata, grabie, kosiarka. W takim miejscu nie może zabraknąć piachu do robienia babek i przesypywania go do wiaderka :)  A Dziadkowie robią wszystko, by pokazać Wnukowi świat przyrody- to pokażą ślimaki, to motyle, pszczoły, koty. To nauczą podlewać grządki czy wyrywać chwasty. Przy okazji rozpieszczą Wnuka do granic rozpusty, ale to już inny temat...  Fajnie jest uciec z miasta na wieś (chociaż w moim przypadku tylko na kilka dni, bo jestem mieszczuchem)!


Nie ważne czy mamy możliwość wyjeżdżać na wieś, czy też nie, na pewno warto zapoznawać maluchy z jej urokami, krajobrazem, darami, jakie niesie. Są 7-latki, które nie mają pojęcia co to jest chlew lub czym się różni gąsienica od dżdżownicy! A to przecież jedne z podstawowych pojęć, związanych ze wsią...

Maluchy są ciekawe świata, przyswajają szybko nowe słowa, obrazy, a także kojarzą jedno z drugim. Dlatego już z roczniakiem można przeglądać "Pierwszy słowniczek 100 zdjęć do nazwania na wsi". Znajdziemy tu grupy wyrazów powiązanych z gospodarstwem, polem, zwierzętami wiejskimi, ogrodem, sadem, jak i z produktami, które pochodzą z wiejskich darów. Na każdej  stronie umieszczono po kilka kolorowych zdjęć wraz z podpisem. Dla roczniaka ilość elementów na stronie może być dekoncentrująca, ale dla przedszkolaka nie powinno to już stanowić problemu. Jeśli chcemy możemy zasłaniać białą kartką ilustracje, których w danej chwili nie chcemy pokazywać.

Książeczka ma odpowiedni, kwadratowy format oraz tekturowe kartki z zaokrąglonymi rogami co umożliwia samodzielne i bezpieczne przeglądanie publikacji przez malucha. 

piątek, maja 03, 2013

"ODGŁOSY WIEJSKICH ZWIERZĄT", Wyd. Olesiejuk 2012



Ciągle nie mogę się nadziwić, jak niezwykłe mogą być dziś książeczki dla dzieci. Za czasów  mojego dzieciństwa, książka miała tekst, zwyczajną sobie ilustrację i tyle. Współcześnie wydawcy, autorzy, ilustratorzy, graficy i wszyscy, którzy pracują nad efektem końcowym publikacji, prześcigają się w pomysłach. Czasem efekt ich działań bywa opłakany- o takiej literaturze nie piszę, gdyż szkoda na nią czasu.  To nie prawda, że dzieciom jest wszystko jedno. One bywają surowszymi krytykami niż my- dorośli. Dlatego wybierając książki właśnie dla nich, powinniśmy zapoznać się z tekstem, ilustracją i ogólnym efektem wydania. A zachwycających dech w piersiach publikacji dla najmłodszych też jest sporo. 

Zachęcam Was do sięgnięcia po "Odgłosy wiejskich zwierząt" Wydawnictwa Olesiejuk. Ta właśnie książka jest hitem w naszym domu :) Każdy, kto do nas przychodzi zostaje zmuszony przez mojego Syna do przejrzenia i wysłuchania. I każdy nie może wyjść z zachwytu! 

W książeczce tej tekst uzupełniają kolorowe i realne obrazy z wiejskiego podwórka, jednak dla młodych czytelników najważniejsze są bardzo autentyczne odgłosy zwierząt! Na każdej stronie przy danym zwierzęciu widnieje gwiazda, którą należy nacisnąć. A gdy już to się uczyni, na twarzy malucha pojawia się ogromiasty uśmiech :) Zabawie nie ma końca. Na okrągło w naszym domu słychać psa, krowę, kaczkę czy kurę. Ciekawe, czy sąsiedzi domyślają się, że te odgłosy pochodzą z książki...

Takie wydanie ma wiele zalet:

- zajmuje dziecko na długo,
- uczy koncentracji,
- uczy spostrzegawczości (szukamy na ilustracjach zwierząt wydających dany odgłos),
- poszerza słownik malucha (nazwy zwierząt),
- uczy rozpoznawania odgłosów psa, krowy, kaczki, owcy i kury, a także zachęca do ich naśladowania,
- poszerza wiedzę o wyglądzie, jak i środowisku naturalym wiejskich zwierząt,
- ukazuje obraz wsi,
- jest świetną zabawą, a raczej nauką przez zabawę!

Dopatrzyłam się jednego błędu, a mianowicie świnia wydaje dźwięk koguta... Kogut stoi co prawda obok prosiaka, ale gwiazdka powinna być przesunięta na odpowiednie zwierzę.

Książeczka ma twardą oprawę oraz miękkie kartki (trochę szkoda, że nie są kartonowe). Ogólne wrażenie jest znakomite, a do tego całkiem przystępna cena ;) Zachęcam Was ogromnie do sprezentowania "Odgłosów wiejskich zwierząt" najbliższemu Wam maluchowi.