wtorek, kwietnia 30, 2013

"BASIA I ALERGIA", Z. Stanecka, M. Oklejak, Wyd. Egmont 2013


Alergia niestety dotyczy coraz większej liczby dzieci. Jeśli rodzice są alergikami, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że maluch ją odziedziczy. Jednak brzdące zdrowych rodziców także są na nią narażone. Choroba ta może się pojawić niespodziewanie w każdym okresie naszego życia, bez względu na to, czy już wcześniej mieliśmy kontakt z danym alergenem czy nie. Na szczęście, tak samo niespodziewanie może przestać nas męczyć. Przyczyn tego schorzenia jest wiele. Ponieważ jest to choroba naszych czasów, czyli tzw. cywilizacyjna, dopatruje się winy w zanieczyszczonym środowisku, licznych związkach chemicznych obecnych w pożywieniu, kosmetykach, lekach, produktach codziennego użytku, dymie papierosowym, kontakcie z pasożytami, wirusami, bakteriami. Niektórzy naukowcy są zdania, iż alergia jest chorobą psychosomatyczną, czyli na jej powstanie i rozwój mają wpływ czynniki psychiczne! To wszystko- chroniczny stres, szybkie tempo życia, genetyka, jak i liczne czynniki zewnętrze oddziałujące na nas nieustannie (o których mowa była powyżej)- powodują występowanie reakcji alergicznych na pokarm, pyłki roślin, roztocza, sierść, pleśń, kosmetyki, a nawet wodę, jak i inne.

Jednak tym razem, nie mam zamiaru pisać o medycznych aspektach alergii. Chcę Wam przedstawić świetną opowieść dla najmłodszych, traktującą właśnie o tym schorzeniu. Nie znam innej książeczki dla dzieci poruszającej ten problem, jest więc to pozycja wyjątkowa. A ponieważ alergików jest naprawdę wielu- właściwie w każdej większej grupie dzieci, ktoś na nią cierpi- powinien się z nią zapoznać każdy przedszkolak. Musicie wiedzieć, że nie jest to opowieść "lekarska", opisująca chorobę z medycznego punktu widzenia. Jest to historia poruszająca problem, z którym maluch może się zetknąć. Powinien więc być uświadomiony w tym temacie.

Basia jest wielką miłośniczką zwierząt, szczególnie koni. Kiedy, podczas pobytu w górach, okazuje się, że w pobliżu jest stajnia, nie może przepuścić okazji, by się tam wybrać. Odnajduje pięknego i całkiem towarzyskiego konika. Dziewczynka musi go pogłaskać oraz oczywiście poczęstować marchewką. Niestety już po kilku chwilach od pobytu w stajni, Basia zaczyna czuć się jakoś inaczej, dziwnie, niedobrze. Coraz trudniej jej się oddycha. W szpitalu dostaje tlen, by łatwiej się oddychało oraz zastrzyk, który szybko stawia ją na nogi. Lekarz zadaje kilka pytań (zupełnie jak jakiś detektyw), a po usłyszeniu odpowiedzi już wie, że przyczyną złego samopoczucia dziewczynki  jest prawdopodobnie alergia na sierść konia. To oznacza, że Basia nie będzie mogła mieć kontaktu ze swoimi ulubieńcami! Jest tym wręcz zrozpaczona! Jak to możliwe? Dlaczego nie może głaskać koni, przecież tak bardzo to lubi?! Jednak Basia to dzielna i mądra dziewczynka. Ma także wspaniałych bliskich, dzięki którym radzi sobie z problemem.

Młody czytelnik zapoznając się z przygodą Basi może zrozumieć czym jest problem alergii. Może to być także wstęp do tematu poważniejszej rozmowy, jak i proste wyjaśnienie, że nie tylko on sam na nią cierpi, czy zaznajomienie z sytuacją, która być może trapi znajome dziecko.

Nauka płynąca z lektury "Basi i alergii" ma na pewno wiele zastosowań. To, w jaki sposób ją wykorzystacie, zależy od potrzeb Waszego przedszkolaka oraz od Waszego podejścia do problemu.

piątek, kwietnia 26, 2013

„PIĘKNA I MĄDRA BAJKA O TROSKACH ZAJĄCA GRAJKA”, E. Kozyra- Pawlak, P. Pawlak, Wyd. Egmont 2012

Czymże jest przyjaźń? To trudne uczucie, uczymy się jej przez całe życie. Jak tę wartość wytłumaczyć i przekazać dziecku? Najskuteczniej na bliskich przykładach oraz za pomocą bajek. Na pewno lekturą obowiązkową w tym przypadku jest właśnie „Piękna i mądra bajka o troskach zająca Grajka”. Tytuł tej książki mówi sam za siebie, gdyż jest to rzeczywiście „piękna i mądra bajka” i to wierszem napisana! Opowiada o wartości przyjaźni, a także o pięknie różnorodności wśród nas. Napisana historia daje świadectwo, iż przyjaźń to dobra rada, a także chęć niesienia pomocy, czynienia dobra, tak jak postrzega je nasz przyjaciel, a niekoniecznie my sami. Przyjaźń to pomoc w potrzebie, jak i wspólna radość w szczęściu.

Poza tym, warto pamiętać, że każdy z nas jest niepowtarzalny, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Każdy ma też jakiś talent, umiejętność, którymi może się podzielić z innymi. Bo przecież:

„Nie trzeba znać się
na wszystkim wcale,
bo każdy z nas ma
choć jeden talent.
Dlatego właśnie
żyjąc w przyjaźni,
żyje się
łatwiej,
milej i raźniej.”


Opowieść to piękna i mądra. Zatem warto ją czytać dzieciom i często rozmawiać o wartości przyjaźni. Bo kim byśmy byli bez naszych przyjaciół?

Dla tych, którzy lubią piękne wydania dodam, że zachwyciła mnie nie tylko ładna, kolorowa, estetyczna i twarda okładka, ale także świetne ilustracje wewnątrz. Obrazy są tu zabawne, barwne i oryginalne.

czwartek, kwietnia 25, 2013

MAKARON Z DYNIĄ I SOSEM POMIDOROWYM



Składniki:
300g makaronu np. Pappardelle Czaniecki
500g dyni świeżej lub mrożonej
500g passaty pomidorowej
1 mała cebula
2 łyżki śmietany 12%
płaska łyżeczka masła
sól, pieprz
łyżeczka ziół prowansalskich

Przygotowanie:
Cebulę kroimy w piórka. Przesmażamy na maśle na złoty kolor. Dynię obieramy ze skóry, kroimy na mniejsze kawałki (kostka ok. 4cm x 4cm). Dodajemy na patelnię do przesmażonej cebuli, solimy. Następnie dusimy na średnim ogniu do miękkości  oraz odparowania nadmiaru wody z warzywa. Kiedy z dyni powstanie papka, wlewamy passatę pomidorową, dodaje łyżeczkę ziół prowansalskich, gotujemy ok. 5 minut.Teraz pozostaje nam jeszcze dodać 2 łyżki śmietany, dokładnie wymiesza, ewentualnie doprawić do smaku i sos jest gotowy.

Podajemy z makaronem ugotowanym al dente, polecam Papardelle Czaniecki.

środa, kwietnia 24, 2013

"BASIA I PODRÓŻ", Z. Stanecka, M. Oklejak, Wyd. Egmont 2013


Nie dosyć, że my- dorośli mamy w życiu ciężko, to jeszcze musimy zazdrościć naszym dzieciom literatury! Bo nasi najmłodsi mają świetną serią książeczek "Basia", odpowiadającą ich etapowi rozwojowemu, a my nie mamy czegoś podobnego... Pozostaje nam jednak- na pocieszenie- czytać "Basię" razem z dziećmi.

Seria "Basia" porusza problemy i sytuacje dnia codziennego, które znane są- lub wkrótce będą- naszym maluchom. Główna bohaterka, tytułowa Basia, w każdej książce przeżywa inną przygodę. Na przykład idzie pierwszy raz do dentysty, musi posprzątać okropny bałagan, rodzi jej się braciszek lub idzie do przedszkola. 
Przeżywanie przez dziewczynkę stanów emocjonalnych, jakie trapią kilkulatki, czytanie o nich, może bardzo pomóc w radzeniu sobie z trudnymi sytuacjami. To nie tylko interesująca opowieść, ale także mądre wskazówki, pretekst do rozmowy czy przepracowania problemu. Seria "Basia" adresowana jest do przedszkolaków, ale już 2- latki mogą ją polubić.

"Basia i podróż" to zabawna historia o wyjeździe w góry. Miała pojechać tam cała rodzina Basi, jednak tata w ostatniej chwili nie dostał urlopu (skąd to znamy?). Wyjazd stanął pod znakiem zapytania, jednak ostatecznie zdecydowali, że dzieci (troje!) pojadą autem z mamą, a tata dojedzie do nich na weekend. Przygody zaczęły się jeszcze przed wyjazdem. Basia nie mogła wstać z łóżka, Franek prawie zapomniał przytulanki, a w końcu rodzeństwo pokłóciło się kto obok kogo ma siedzieć w samochodzie. Kłótnia trwała przez część podróży! Później dzieci zrobiły się głodne, ktoś chciał siusiu, trzeba było się zatrzymać... Czy nam rodzicom, to czegoś nie przypomina?

Kiedy nastąpiła zgoda, wszyscy się najedli, napili i wysiusiali, wyruszyli w dalszą część podróży. Nagle przed mamą stanęło kolejne wyzwanie- awaria samochodu. Zdenerwowana kobieta, z 3 przerażonych dzieci "na pokładzie", czy to się mogło dobrze skończyć? Oczywiście, że TAK, bo my- kobiety odgrywamy w naszym życiu wiele ról. Nie tylko matki, żony, mediatora, ale jak trzeba, to i mechanika ;)

Ten tytuł porusza takie stany emocjonalne i problemy, jak m.in.: podekscytowanie, niezgoda z rodzeństwem, nuda w podróży, strach, złość dorosłych.

Z tą książeczką koniecznie musicie zapoznać Wasze dzieciaki przed wyjazdem na urlop! A po lekturze,  niech starczy jeszcze czasu na rozmowę!

wtorek, kwietnia 23, 2013

SPAGHETTI Z KREWETKAMI I POMIDORAMI

Wraz z moją Rodzinką jesteśmy makaroniarzami :) Wszyscy, łącznie z Rysiem, moglibyśmy jeść makaron właściwie codziennie. Oczywiście tego nie czynimy, staram się tak układać menu, by pojawiał się i ryż, i kasza i ziemniaki itp. Ale i tak największe mlaskanie z zachwytu jest przy makaronie ;)

Dziś chciałabym Wam zdradzić przepis mojego Męża na spaghetti z krewetkami i pomidorami. Pychotka! Na razie zajadamy się nim sami, ale myślę, że już wkrótce Rysiu będzie próbował tej pyszności. Krewetki, jak i inne owoce morza mogą być spożywane już przez dzieci 2-letnie. Jeśli jesteś w ciąży, krewetkami możesz zajadać się bez obaw, ale nie przesadzaj- wiadomo, jak ze wszystkim. Natomiast w diecie kobiety karmiącej piersią, owoce morza są zabronione, gdyż mogą silnie uczulać maluszka.




Składniki:
300 g makaronu spaghetti, np. Czaniecki
250g pomidorków koktajlowych
15 szt. (można więcej) krewetek King lub Black Tiger mrożone, surowe, w skorupach
łyżeczka masła
1,5 łyżki oliwy z oliwek, może być również oliwa smakowa
pęczek koperku
3-4 średnie ząbki czosnku
50ml białego półwytrawnego wina
sól, pieprz
szczypta ostrej papryki
ćwierć cytryny

Przygotowanie:
Krewetki wcześniej rozmrażamy, by później obrać je ze skorupki. Następnie kroimy je na  3-4 części (1 krewetka), siekamy też koperek oraz czosnek w plasterki. Wrzucamy razem do miski, dodajemy 0,5 łyżki oliwy, sól, pieprz, mieszamy. Przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy do lodówki na minimum 30 minut. 
Gotujemy makaron spaghetti, by był al dente. Pomidorki kroimy na ćwiartki.
Następnie na patelni rozgrzewamy resztę oliwy i masło. Wrzucamy krewetki wraz z marynatą. Obsmażamy chwilkę na dużym ogniu, aż krewetki zmienią kolor na różowy (ok. 2 minut). Zalewamy winem. Dodajemy pomidorki, smażymy kolejne 2 minuty, do odparowania wina. Na koniec ewentualnie można jeszcze dodać odrobinę masła (jak, kto lubi). Zdejmujemy patelnię z ognia, skrapiamy sokiem z cytryny. Teraz wrzucamy ugotowany makaron. Mieszamy. Podajemy ;)

środa, kwietnia 17, 2013

WIOSENNA SPRZEDAWAJKA :)

Tak, wiosenne sprzątanie i wymianę garderoby na większe rozmiary mam już za sobą. Rysiak rośnie, brzuchol rośnie, a z nimi ja. Wreszcie potwierdzona jest płeć drugiego Maluszka :) Mamy dziewczynę, będzie więc Zuzia! Skoro ma się zrobić bardziej różowo w naszych domu, czas pozbyć się za małych męskich ciuszków i nie tylko. Po przejrzeniu naszych szaf, okazało się, że moglibyśmy otworzyć sklep, w związku z tym, prezentuję na razie to, co zdążyłam sfotografować, jeśli jesteście zainteresowani kupnem, proszę o kontakt. Do podanej ceny, należy dodać jeszcze koszt przesyłki.


3- częściowy dresik, rozmiar- 24 miesiące. Tak się złożyło, że Rysiu dostał identyczne komplety na chrzciny, gwiazdkę i roczek, w związku z tym mamy teraz 3 takie same dresy. Ten jeszcze z metką, oryginalnie zapakowany, nowizna. Proponuję 30zł. 


Tzw. rampers z długimi nogawkami i rękawami a'la garnitur H&M rozmiar 80 (9-12 m). Żal się go pozbywać, bo jest świetny. Mięciutka, bardzo dobrej jakości bawełna, no i chłopiec wygląda w nim bosko ;)  Ubranko jest w bardzo dobrym stanie, Rysiu miał je może 3 razy na sobie. Proponuję 10zł.


Kolejny ciuszek małego dżentelmena. Koszula założona dosłownie raz na chwilkę. Stan idealny! Zakupione w Smyku, producent- Coolclub, rozmiar 80cm. Proponuję 10zł. 

Sweterek jest nowy, ani razu nie był noszony, lecz nie ma już metki. Bardzo dobry gatunkowo. Producent- Baby Club, rozmiar 86cm. Proponuję 10zł. 

Śpioch bawełniany (miękka, dobra gatunkowo bawełna), nowy z metką, rozmiar 80cm. Proponuję 8zł.




Rajstopki bawełniane z elastanem z traktorem, nowe, w oryginalnym opakowaniu, rozmiar 68-74cm. Proponuję 5zł.


Nowe butki, ani razu nie noszone, lecz nie mają już metki. Rozmiar 18, producent- Lemigo.
Proponuję 8zł.

Oryginalnie zapakowane, nowe buciki niemowlęce, rozmiar 6-12 m. Śliczne :)
Proponuję 10zł.


Nowy oczywiście komplet 2 smoczków ortodontycznych Tomme Tippe, niebieskich 0-3m. Wygodne plastikowe pudełko do przechowywania smoczków w zestawie. Bez oryginalnego opakowania.
Proponuję 10zł za zestaw.

I jeszcze żakiet jeansowy damski, rozmiar S, za dychę ;)




wtorek, kwietnia 16, 2013

"KTO ZAMAWIAŁ KOSZMARNĄ PRZYGODĘ?", G. Kasdepke, Wyd. Egmont 2013


Grzegorz Kasdepke to pisarz lubiany nie tylko przez dzieci, ale też i przeze mnie :) Młody, zdolny, dowcipny, swoimi tekstami trafia do najmłodszych. Czego chcieć więcej? No może, by jeszcze więcej jego tekstów pojawiało się jako szkolne lektury! Napisał m.in.  "Detektywa Pozytywkę", "Mam prawo", "Niesforny alfabet", "Bon czy ton: Savoir-vivre dla dzieci", "Co to znaczy... 101 zabawnych historyjek, które pozwolą zrozumieć znaczenie niektórych powiedzeń", "Kacperiada. Opowiadania dla łobuzów i nie tylko", "Mity dla dzieci" oraz wiele innych. Jego najnowszy tytuł to "Kto zamawiał koszmarną przygodę?". To książka, która bierze udział w programie wpierania nauki czytania dla dzieci w wieku 5-7 lat- "Czytam sobie". Pisałam o tym w zeszłym tygodniu, lecz przypomnę, dla tych, którzy są u mnie po raz pierwszy:

Wydawnictwo Egmont pod honorowych patronatem Biblioteki Narodowej, wraz z partnerami- Akademią Nauki oraz Komitetem Ochrony Praw Dziecka- stworzyło program wspierania nauki czytania dla dzieci w wieku 5-7 lat pod nazwą "Czytam sobie". Program składa się z 3 poziomów, a każdy z nich przygotowany jest zgodnie z zaleceniami metodyków:
Poziom 1 - Składam słowa - to tekst składający się ze 150-200 wyrazów, ułożonych w krótkie zdania, 23 podstawowe głoski w tekście czytanym. Zawiera także ćwiczenie głoskowania, ważne na tym etapie nauki czytania. 
Poziom 2 - Składam zdania - to 800-900 wyrazów w tekście, ułożonych w dłuższe zdania, także złożone; elementy dialogu, 23 podstawowe głoski oraz wyrazy z trudnościami ortograficznymi ("h"). Na tym etapie nauki czytania pomocne stają się ćwiczenia sylabizowania, zawarte w książeczce.
Poziom 3 - Połykam strony- to 2500-2800 wyrazów w tekście, użyte wszystkie głoski, dłuższe i bardziej złożone zdania, alfabetyczny słownik trudnych wyrazów
Zainteresowanych odsyłam na stronę czytamsobie.pl 

"Kto zamawiał koszmarną przygodę" to propozycja z poziomu 3.
T
o zabawna, a jednocześnie historia z dreszczykiem, ale przecież dzieciaki lubią się bać (pod warunkiem, że są bezpieczne...). Fabuła wciąga od pierwszego zdania powieści i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Młodzi czytelnicy na pewno będą zachwyceni, a przy okazji przeczytają samodzielnie książkę! Mały format, duża czcionka, czarno- białe ilustracje co kilka stron. Tekst napisany "przyjemnym" językiem, a trudniejsze wyrazy wytłumaczone zostały w słowniczku na końcu publikacji. Cała historia podzielona jest na krótkie rozdziały. Ponadto atrakcyjne naklejki. To wszystko sprawia, że książeczka staje się atrakcyjna i zachęca najmłodszych nie tylko samym tekstem, ale i całą swą otoczką. Polecam!

poniedziałek, kwietnia 15, 2013

"PROWADŹ BLOG! PRZEWODNIK DLA MAŁYCH FIRM", A. Wibbels, Wyd. Helion 2007

Tak się akurat złożyło, że w tym samym dniu:
* przeczytałam na portalu pracuj.pl krótką listę zawodów przyszłości, na której znalazł się zawód- bloger;
* trafił do moich rąk przewodnik pt. "Prowadź blog!".

Według tych 2 źródeł, blogi na dobre zagościły w biznesie, a szczególnie w dziedzinie marketingu. Podobno każdego dnia na całym świecie powstaje ok. 70 tysięcy nowych blogów! Wiele z nich poprzestaje na kilku wpisach i tak kończy swą historię. Prowadzenie tego typu strony wymaga bowiem systematyczności, zaangażowania i jakiegoś pomysłu.

A jak narodził się pomysł na blog ODKRYWCZEJ MAMY? Przeczytałam kiedyś felieton Anny Janko w moim ulubionym czasopiśmie "Zwierciadło", o blogach właśnie. Pisarka opowiadała, że bloga założyć może każdy, że to już nie jest tylko forma osobistego pamiętnika; popularne coraz bardziej stają się blogi związane z konkretną tematyką, itd. itd.. Po kilku dniach po przeczytaniu tego tekstu, rozmawiałam z grupą świeżo upieczonych mam. Narzekałyśmy wszystkie, jak to trudno wybrać produkty dla dziecka, nie znając prawdziwych opinii o ich użytkowaniu. Bo wiadomo, producent zawsze będzie zachwalał swoje dzieło, a czy ono na prawdę jest warte zakupu? Do tych 2 sytuacji- felietonu oraz rozmowy z koleżankami, doszedł (a raczej on pojawił się jako pierwszy, więc od niego powinnam zacząć!) dół psychiczny, który pogrążał mnie od kilku miesięcy. Będąc wówczas w ciąży z Rysiem, od samego początku siedziałam w domu na zwolnieniu lekarskim. Codziennie czułam się coraz bardziej niepotrzebna, samotna, zgłupiała, miałam wrażenie, że nie potrafię skleić poprawnie prostego zdania. Całe szczęście zaczęły się pojawiać w mojej głowie myśli- początkowo bardzo nieśmiałe- by może założyć bloga. Połączyć kilka swoich pasji i zainteresowań oraz wyjść na przeciw oczekiwaniom młodych rodziców. Od razu pomyślałam o zakładkach z recenzjami poradników dla rodziców, książek dla najmłodszych, z opiniami o produktach. Kiedy myślałam o blogu, rozpierała mnie energia i entuzjazm, a jednocześnie strasznie bałam się ośmieszenia. Mój wspaniały Mąż tchnął we mnie odwagę, dowartościował podupadłe ego i w końcu pomógł wejść w blogosferę. Myślałam, że moje posty będą pisane do "wirtualnej szuflady". Nawet nie odważyłam się pomyśleć, że ktoś będzie miał ochotę mnie czytać. A tu niespodzianka!
Blog ciągle się rozwija, czytelników przybywa, zainteresowanych współpracą także. Strona ODKRYWCZEJ MAMY stała się moją kolejną pasją i dziś nie wyobrażam sobie nie pisać...
Dziękuję każdemu z Was, że jesteście ze mną- czytacie, komentujecie, wysyłacie mejle, czasem też prosicie o rady, polecacie bloga innym. Bez Was nie miałabym takiego entuzjazmu, robiąc to, co robię.

Zauważyliście pewnie, że coraz więcej firm mających swoje strony internetowe, zakłada również swoje blogi. Po co to robią? Przede wszystkim, by mieć stały i swobodny (nieformalny) kontakt z klientami. Blogi- nazwijmy je "biznesowe", mogą wpływać na rozwój firmy, a nawet jej marki. Według przewodnika "Prowadź blog!", tego typu strony to sposoby na:
- "przekazywanie informacji swojemu zespołowi (...);
- dostarczanie klientom informacji o Twojej firmie (...);
- wyjście do klienta (...);
- nagłośnienie działalności firmy (...);
- testowanie nowych pomysłów (...);
- rozwinięcie działalności na skalę globalną (...);
- dostęp do prasy (...);
- napisanie książki (...);
- opisanie historii sukcesów (...);
- przekazywanie informacji w czasie kryzysu (...)".

Choć nie jestem małą firmą (ani dużą), swój blog piszę indywidualnie według swojego pomysłu i rozwijając swoje pasje, książkę "Prowadź blog!" pochłonęłam w jeden wieczór. Uzupełniłam swoją wiedzę, a autor skłonił mnie też do przemyśleń. Przewodnik rzeczywiście podpowiada jak założyć bloga (niestety tylko na TypePad), dokonać ustawień itp. i te rozdziały ominęłam. Jednak mimo tego uważam, że warto było sięgnąć po ten tytuł :)

piątek, kwietnia 12, 2013

"NOWA PSYCHOLOGIA SUKCESU", C. Dweck, Wyd. Muza 2013


Większość poradników wyjaśniających jak osiągnąć sukces, zaleca metody, które można by określić "po trupach do celu". Nie oglądaj się za siebie, nie zwracaj uwagi na opinie innych, nie zatrzymuj się, walcz, myśl o sobie itp. Rzeczywiście wielu tak zwanych "ludzi sukcesu", których znam, stosuje te strategie. Jednak w pewnym momencie swojego życia, zatrzymują się i stwierdzają, że są nieszczęśliwi. Bo cóż z tego, że osiągnęli szczyty na polu zawodowym, jeśli nie mają z kim dzielić swojego sukcesu? Dążąc "po trupach do celu", stracili przyjaciół, oddanych pracowników, nie mieli czasu na stworzenie związku partnerskiego... Poza tym uzależnieni od osiągania coraz to wyższych stanowisk, nagle stwierdzają, że nie ma już co osiągać...
Czy taki sukces ma jakiś sens?!


"Nowa psychologia sukcesu" to rzeczywiście nowe podejście w tej dziedzinie. Zdaniem autorki- wybitnej psycholożki- w zdobywaniu sukcesu liczy się nastawienie wewnętrzne człowieka. To co myśli, czuje, w co wierzy, jak działa, czy jest optymistą czy pesymistą. Carol Dweck na podstawie swoich licznych badań wysnuwa tezę, iż istnieją dwa nastawienia. Pierwsze to nastawienie na trwałość, drugie to nastawienie na rozwój. Opisane powyżej (i znane większości) strategie wdrapywania się na  szczyt zalicza do nastawienia na trwałość. To także wiara w to, że sukces zależy od talentu i wyniku IQ, że nasze cechy osobowości dane są nam raz na zawsze. To także szukanie naokoło winnych wszystkiemu, widzenie we wszystkim porażek, krytykowanie całego świata, niechęć do nowych możliwości. Natomiast nastawienie na rozwój to drugi biegun tych zachowań. To radość z pokonywania trudności, szukanie nowych wyzwań, dbanie o pozytywne relacje społeczne, to chęć samopoznawania, to przekonanie, że poprzez pracę wszystko można osiągnąć! Nastawienie na rozwój cechuje zazwyczaj ludzi z optymistycznym podejściem do życia. Ale nie takim optymistycznym "z głową w chmurach", lecz rzeczywistym, realnym optymizmem. Po przeczytaniu tej książki mogę zgodzić się z jej autorką, że tylko "nastawienie na rozwój to gwarancja sukcesu".

Ciekawa lektura. Wszelkie tezy poparte są licznymi przykładami ludzi znanych i nieznanych,. Wiele można się dowiedzieć, a przede wszystkim myślę, że z tą książką można zmienić swoje nastawienie do życia! A to przecież ważne, nie tylko w osiąganiu sukcesu ;)


czwartek, kwietnia 11, 2013

TEST KRZESEŁKA KIESZONKOWEGO PUPUS

Genialny gadżet! Koniecznie przeczytajcie recenzję i rozważcie zakup!


Według producenta: Idealne w restauracji, gdy podróżujesz lub odwiedzasz koleżankę. Jest tak małe, że bez problemu zmieści się w torebce. Pasuje na prawie każde krzesło (oparcie do 42cm szerokości). Bezpiecznie przytrzyma twojego maluszka, gdy będziesz chciała go nakarmić lub sama spokojnie napić się kawy.
  • 100% polska bawełna
  • Dla dzieci 6-30 miesięcy
  • Można prać w pralce (do 60 stopni) i prasować

Według mnie: niesamowite jak kawałek materiału może być pomocny! Miałam trochę obaw, czy Rysio będzie zadowolony, gdy przywiążę go do krzesła, jednak od pierwszego razu jest wprost zachwycony! Uwielbia korzystać z kieszonkowego krzesełka i choć wydawać, by się mogło, że przydatne jest poza domem, my używamy przy każdym posiłku. I gdy tylko Rysiek widzi, że szykuję jedzenie, biegnie po zwiniętą materiałową paczuszkę, rozwija i czeka, aż ktoś łaskawie pomoże mu usiąść :) Skończyło się jedzenie podczas zabawy na dywanie. Teraz wreszcie jemy wszyscy przy jednym stole, Synuś nie przechodzi od kolan mamy do taty i w drugą stronę- ma swoje miejsce, bezpieczne, kolorowe i tylko jego (bo wiadomo, że żaden dorosły nie wpakuje się w chustę). Dziecko czuje, że jest stabilne i nie wypadnie i dzięki temu siedzi spokojnie, bez szaleństw.

Krzesełko kieszonkowe uszyte jest ze świetnej tkaniny- mocnej, dobrej gatunkowo i pięknie kolorowej. Co z tego, że raz po raz kapnie na nie kaszka, sosik czy zupa. To żaden problem, kiedy wystarczy przeprać chustę ręcznie lub wrzucić do pralki z innymi ciuchami! No genialne!

Kolejna zaleta- krzesełko zwijamy, wrzucamy do damskiej torebki i zabieramy ze sobą wszędzie, gdzie chcemy. Dla mnie, to niezbędna rzecz w mojej torebce, jak chusteczki czy błyszczyk. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać, zabieram więc wszędzie ;)

Zastanawiacie się pewnie, ile to może kosztować? No wiecie, są w sprzedaży, w Internecie podobne gadżety za ok. 150 zł. A ten, kosztuje tyle ile kosztować powinien, czyli 39,50zł. Cena bardzo przystępna i kusząca. Myślę, że nawet jeśli ktoś radzi sobie świetnie z szyciem na maszynie, nie opłaca się szukać odpowiedniego materiału, kroić, szyć, przymierzać, poprawiać itp. Za niecałe 40zł możecie mieć super kieszonkowe krzesełko bez bawienia się w krawca. Wysyłka ekspresowa (czekałam tylko 2 dni), dostawa w dobrej cenie, polecam więc nie tylko sam produkt, ale i sklep Pupus.pl

I jeszcze jedno- kiedy pojawi się w naszym domu kolejny członek rodziny (Zuzia czy Franek?) każdy będzie miał swoją chustę. Nazywam kieszonkowe krzesełko "chustą", by Rysiu nie był zazdrosny, że młodsza siostra czy brat mają takie cacko, a on nie. Teraz już będzie łatwiej. Co prawda, Starszy będzie tylko jadł w chuście, ale zawsze będzie miał "swój kawałek materiału" ;) 

środa, kwietnia 10, 2013

"WALIZKA PANA HANUMANA", R. Witek, Wyd. Egmont 2013

Wczoraj pisałam o kiepskiej sytuacji w polskim czytelnictwie. Przypomnę, prawie 60% Polaków nie czyta żadnych tekstów, nie mówiąc już o książkach! Czym to jest spowodowane? Powstały różne analizy oraz teorie wyjaśniające przyczyny, jednak moim zdaniem istnieją 3 problemy:
1. Książki są za drogie!

2. Biblioteki nie zamawiają nowości!
3. Polacy nie mają nawyku czytania (oraz potrzeby, przyjemności, jaką daje czytanie), który to wykształca się w okresie dzieciństwa.

Na 2 pierwsze aspekty niestety nie mamy żadnego wpływu. Natomiast możemy wspierać naukę czytania i podkreślać zalety, jakie niesie za sobą czytanie u naszych pociech! I róbmy to, proszę! A jak się do tego zabrać? 

  • Już od narodzin czytajmy naszemu oseskowi, pokazujmy ilustracje oraz wskazujmy tekst na stronie. 
  • Uczmy się wspólnie z maluchami krótkich i zabawnych rymowanek.
  • Pokażmy dziecku, że my także sięgamy po swoją literaturę. 
  • Wybierajmy wspólnie dziecięce książeczki- niech nasz brzdąc też ma swoje zdanie na ten temat! 
  • Uczmy czytać, zanim zrobi to szkoła. 
  • Czytajmy na głos razem z dzieckiem- to świetne i pomocne ćwiczenie! 
  • Zachęcajmy do samodzielnych prób czytania. 
  • Nagradzajmy i chwalmy każdy sukces małego czytelnika. 
  • Organizujmy codziennie "rodzinną czytelnię", czyli czas, kiedy wszyscy siadamy w wygodnych fotelach z ciekawą lekturą!
To tylko niektóre pomysły- każdy z Was może mieć swoje, trzeba tylko włożyć w to trochę naszych starań.

Jeżeli Wasza pociecha zna już wszystkie litery i uczy się składać je w wyrazy oraz zdania, polecam serię książeczek Czytam sobie. Pisałam o tym wczoraj, ale przypomnę: 
Wydawnictwo Egmont pod honorowych patronatem Biblioteki Narodowej, wraz z partnerami- Akademią Nauki oraz Komitetem Ochrony Praw Dziecka- stworzyło program wspierania nauki czytania dla dzieci w wieku 5-7 lat pod nazwą "Czytam sobie". Program składa się z 3 poziomów, a każdy z nich przygotowany jest zgodnie z zaleceniami metodyków:

Poziom 1 - Składam słowa - to tekst składający się ze 150-200 wyrazów, ułożonych w krótkie zdania, 23 podstawowe głoski w tekście czytanym. Zawiera także ćwiczenie głoskowania, ważne na tym etapie nauki czytania. 

Poziom 2 - Składam zdania - to 800-900 wyrazów w tekście, ułożonych w dłuższe zdania, także złożone; elementy dialogu, 23 podstawowe głoski oraz wyrazy z trudnościami ortograficznymi ("h"). Na tym etapie nauki czytania pomocne stają się ćwiczenia sylabizowania, zawarte w książeczce.

Poziom 3 - Połykam strony- to 2500-2800 wyrazów w tekście, użyte wszystkie głoski, dłuższe i bardziej złożone zdania, alfabetyczny słownik trudnych wyrazów

Zainteresowanych odsyłam na stronę czytamsobie.pl 

Tym razem przedstawiam tytuł z poziomu 2- "Walizka pana Hanumana". To tajemnicza przygoda Darii, która to historia na pewno wciągnie każdego adepta sztuki czytania. Pewnego deszczowego dnia wiosny, dziewczynka odnajduje walizkę magika Hanumana. Co jest w środku bardzo interesuje bohaterkę, dlatego postanawia otworzyć wieko walizki. I wtedy zaczynają dziać się dziwne rzeczy!

Zabawne i intrygujące opowiadanie napisane jest "młodzieżowym językiem" oraz umiejscowione jest we współczesnych czasach. Daria często komunikuje się ze swoją przyjaciółką za pomocą mejli, ma swój tablet i używa telefonu komórkowego. Kto powiedział, że dziecięce książeczki muszą opowiadać o dawnych, nudnych i nierealnych dla naszych pociech czasach?

Szata graficzna publikacji została dopracowana w najmniejszych szczegółach, by zainteresować młodego czytelnika. Tekst napisany jest dużą czcionką, po kilka zdań na stronie. Tekst też wyraźnie oddziela się od ilustracji, by łatwiej było go śledzić. Kolorowy i zabawny obraz uzupełnia treść opowiadanej historii. A na samym końcu książeczki zamieszczono atrakcyjne naklejki z przekazem np." Jestem super", "Niech żyje fantazja" czy "Mam świetne pomysły"- ot tak, by zakomunikować to rówieśnikom ;) 


Polecam!

wtorek, kwietnia 09, 2013

"KOC TROLLA ALOJZEGO", Z. Stanecka, Wyd. Egmont 2013


Z czytelnictwem w Polsce jest coraz gorzej. Prawie 60% Polaków nie bierze do ręki żadnej książki, co drugi z nas nie czyta tekstu dłuższego niż 3 strony (artykułu, opowiadania czy nawet strony internetowej)! Przerażające dane! Nie czytają dorośli, nawet ci dobrze wykształceni, jakie więc będzie pokolenie naszych dzieci?!

Jeśli czytacie ten tekst, to znaczy, że z Wami nie jest jeszcze tak źle ;) I to oznacza też, że razem możemy zmienić przyszłość poprzez aktywizację czytelnictwa wśród najmłodszych. Jeśli pokażemy naszym pociechom fascynujący świat książek, jeśli nasze dzieciaki będą widzieć nas z książką w rękach, jeśli będą odwiedzać z nami biblioteki oraz księgarnie- jest jakaś nadzieja!

Wydawnictwo Egmont pod honorowych patronatem Biblioteki Narodowej, wraz z partnerami- Akademią Nauki oraz Komitetem Ochrony Praw Dziecka- stworzyło program wspierania nauki czytania dla dzieci w wieku 5-7 lat pod nazwą "Czytam sobie". Program składa się z 3 poziomów, a każdy z nich przygotowany jest zgodnie z zaleceniami metodyków:

Poziom 1 - Składam słowa - to tekst składający się ze 150-200 wyrazów, ułożonych w krótkie zdania, 23 podstawowe głoski w tekście czytanym. Zawiera także ćwiczenie głoskowania, ważne na tym etapie nauki czytania. 

Poziom 2 - Składam zdania - to 800-900 wyrazów w tekście, ułożonych w dłuższe zdania, także złożone; elementy dialogu, 23 podstawowe głoski oraz wyrazy z trudnościami ortograficznymi ("h"). Na tym etapie nauki czytania pomocne stają się ćwiczenia sylabizowania, zawarte w książeczce.

Poziom 3 - Połykam strony- to 2500-2800 wyrazów w tekście, użyte wszystkie głoski, dłuższe i bardziej złożone zdania, alfabetyczny słownik trudnych wyrazów

Zainteresowanych odsyłam na stronę czytamsobie.pl

Tymczasem chciałabym Wam przedstawić nowy tytuł właśnie z serii Czytam sobie z poziomu 1 nauki czytania- "Koc trolla Alojzego". To zabawna historia, która spodoba się najmłodszym czytelnikom, szczególnie jeśli sami lub z małą pomocą dorosłych, będą mogli o niech przeczytać. Taka radość z opanowanej kolejnej umiejętności życiowej jest bardzo motywująca, dlatego cieszmy się razem z dzieckiem, chwalmy je i zachęcajmy do kolejnych lektur.


Opowiadanie z poziomu 1 serii Czytam sobie napisane jest dużą czarną czcionką na białym tle, by ułatwić maluchowi czytanie. Tekst na każdej stronie znajduje się w tym samym miejscu, by nie rozpraszać uwagi. Nad nim widnieją ilustracje- duże, kolorowe, proste, "sympatyczne" (jeśli tak można powiedzieć o obrazie) znanej ilustratorki dziecięcej literatury- Jony Jung. A sam tekst o "Kocu trolla Alojzego" napisała także znana pisarka Zofia Stanecka (m.in. autorka serii opowiadań o Basi i Franku). I jeszcze coś dla małych czytelników- na końcu książki zamieszczono 6 atrakcyjnych naklejek, które mogą np. stanowić nagrodę za samodzielne czytanie. Jak widać, publikacja dopracowana jest w każdym szczególe.
Gorąco polecam serię Czytam sobie i zachęcam do korzystania ze świetnie opracowanych książeczek z tego programu!

poniedziałek, kwietnia 08, 2013

"MÓJ ŁAGODNY BLIŹNIAK", N. Haratischwili, Wyd. Muza 2013

Oto wstrząsająca historia.
Stella to trzydziestokilkuletnia kobieta, żona, matka. Zagubiona w sobie, niepewna swojej tożsamości, wrażliwa, pełna bólu i żalu. Przez większość życia szuka szczęścia i jakiegoś sensu w swoim istnieniu próbując przygodnego seksu, narkotyków, alkoholu, małżeństwa bez miłości, bycia matką. Nic nie przynosi ukojenia.

Ivo to trzydziestokilkuletni mężczyzna. Zaborczy, niezrównoważony, egoistyczny, wrażliwy, niedojrzały, zdolny do niszczenia ludziom życia. Uzależniony od kobiet, narkotyków, alkoholu, pracy, psychicznego i fizycznego znęcania się.

Tych dwoje wiele łączy. Przede wszystkim wspólna tragedia z dzieciństwa, która drastycznie wpływa na ich dalsze życie. Pozbawieni jakiejkolwiek pomocy ze strony dorosłych, muszą radzić sobie na swój sposób. Pozornie im się udaje. Jednak w psychice pozostaje nieuleczalny ból i niedojrzałość, które już zawsze będą chcieli zagłuszyć.

Tych dwoje to przybrane rodzeństwo, a jednak łączy ich sadomasochistyczny seks. Stella wielokrotnie porzuca dotychczasowe życie dla patologicznej bliskości z Ivo. Tym razem, odchodzi od męża, zostawia syna...Para kochanków wyjeżdża do Gruzji, by rozwiązać tajemniczą sprawę.

Książka ta porywa, zaskakuje, wywołuje niesmak, zachęca do studium przypadku bohaterów uwikłanych w chory związek. Pierwsza część powieści to niesamowita historia tych dwojga. Kiedy czytelnik przyzwyczaja się do rytmu "dziwnych" wyborów i zdarzeń przybranego rodzeństwa, i wydaje się, że już nic nie jest w stanie go zaskoczyć, następuje gwałtowny zwrot akcji. Nagle wszystko przyspiesza, staje się niejasne, by za chwilę dramatycznie dojść do finału. Finału, którego nie da się przewidzieć.

piątek, kwietnia 05, 2013

BABKA Z MAKIEM

Wiem, już jest dawno po Wielkanocy, ale chciałam Wam przekazać przepis na pyszną babkę z czasów mojego dzieciństwa, która króluje aż po dziś dzień. Jest prosta w wykonaniu (jak to babka) i ZAWSZE się udaje, nie ma mowy o zakalcu! Może więc się skusicie, chociaż jest już po Świętach? 

Składniki:
200g margaryny do pieczenia
5 jajek
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki tortowej
1 szklanka maku (takiego zwykłego, nie zmielonego)
2 łyżeczki proszku do pieczenia
olejek migdałowy

Przygotowanie:
Margarynę rozpuścić oraz ostudzić. Oddzielić żółtka jaj od białek. Ostudzoną margarynę utrzeć/ zmiksować z żółtkami i cukrem. Dodać mak, mąkę, proszek do pieczenia, olejek i ponownie zmiksować. W osobnym wysokim naczyniu ubić na sztywno białka, następnie przełożyć je do masy z makiem i delikatnie połączyć, mieszając łyżką. Ciasto na babkę przelać do formy. Piec ok. 45-55 minut w nagrzanym piekarniku w temp. 180 stopni C (najlepiej sprawdzić drewnianym patyczkiem ciasto, jeśli patyczek jest suchy, babka jest upieczona).

czwartek, kwietnia 04, 2013

TEST WKŁADKI Z MIKROFIBRY I MIKROPOLARU PUPUS

Do otulacza można włożyć tetrę, flanelę, specjalną wkładkę, a nawet mały, zwinięty ręcznik frote. Najbardziej chłonne i wygodne w stosowaniu są wkładki. Ponieważ testuję na moim prawie już 21- miesięcznym Synu, który nie zaprzyjaźnił się jeszcze z nocnikiem, ale sikać potrafi duuuużo, poszłam za radą Pani Agaty ze sklepu Pupus.pl i wybrałam wkładki z mikrofibry i mikropolaru Pupus. 

Poza tym na stronie Pupus.pl znajdziecie wiele cennych wskazówek dotyczących pieluch wielorazowych, kalkulator zużycia pieluszek, bezpłatny ebook, film, recenzje, fotki- całą bazę wiedzy! Warto tu zajrzeć, choćby z ciekawości. 


Według producenta: Bambus połączony z włóknami węglowymi to mało znana, ale w 100% naturalna tkanina, która chłonie wilgoć jeszcze wydajniej niż tradycyjne wkładki. 

  • Wkładka uszyta jest z 2 warstw mikropolaru z bambusem i włóknami węglowymi oraz 3 warstw mikrofibry (wewnątrz). Dzięki mikropolarowi powierzchnia wkładki pozostaje sucha, dlatego świetnie nadają się do otulaczy.
  • Mikropolar charakteryzuje się wysoką porowatością, dzięki czemu szybko i skutecznie odprowadza wilgoć do wnętrza wkładki
  • Bambus jest materiałem o naturalnym działaniu antybakteryjnym i antygrzybicznym
  • Wkładki nie tracą swoich właściwości nawet po wielu praniach
  • maksymalna chłonność ok. 250ml - najwięcej ze wszystkich oferowanych przez nas wkładek.
  • rozmiar 35x15cm
Aby utrzymać wysoką chłonność wkładek, do prania nie należy używać płynów do płukania, ponieważ zlepiają one włókna mikrofibry. Polecamy pranie w proszku do pieluszek. 

Według mnie: wkładki są duże, idealnie pasują do otulacza. Są też zdecydowanie grubsze od tetry, flaneli czy frote. A przy tym miękkie, delikatne i przyjemne w dotyku, nie podrażniają skóry, na pewno bardziej milusie niż jednorazowe pieluszki (na sucho). Słyszałam od znajomej, że stosując pieluchy wielorazowe z takimi delikatnymi wkładkami, nie ma konieczności smarowania pupy dziecka kremem. Skóra oddycha, a odparzenia raczej się nie zdarzają. To ważne chociażby dla małych wrażliwców i alergików.
 

Jeśli chodzi o chłonność testowanej wkładki- tu niestety zdarza nam się, że pielucha przecieka :( Może to być spowodowane kilkoma sprawami, niekoniecznie winna jest sama wkładka. Bo tak sobie myślę:
a) przyzwyczajona do wygody i dużej chłonności pieluch jednorazowych, za rzadko przewijam Rysia, kiedy ma na pupie wielorazówkę;
b) takie duże dziecko potrafi na prawdę dużo wypić, w związku z tym jednorazowo dużo nasika;
c) stosując pieluchy wielorazowe, rodzice mają większą motywację, by przejść wcześnie trening czystości. Nie słyszałam o 2-3- latku stosującym otulacz czy inne tego typu formy. W związku z tym, pieluchy wielorazowe nie są przeznaczone dla większych dzieci.

Wniosek: "pakując" dwulatka do wielorazówki, należy przewijać go po każdym załatwieniu się i jak najszybciej zacząć trening nocnikowy. Natomiast jeśli chodzi o młodsze maluchy, nawet noworodki, popytałam eko-koleżanki i zgodnie stwierdziły, że są zadowolone, wkładki się sprawdzają lepiej niż pozostałe możliwości. Na początku trzeba się przyzwyczaić do oczyszczania zabrudzonych pieluch, ale w konsekwencji nie jest to takie straszne.
Jednak osobiście doszłam do wniosku, że jestem chyba bardziej wygodnicka niż eko, bo mnie przeraża "babranie się" w kupach, moczenie w miskach, odplamianie, pranie co drugi dzień. Wolę w tym czasie pobawić się z dzieckiem. Ale nie mówię kategorycznie NIE, będę ppróbować wielorazówek od samego początku z drugim brzdącem.


Jeśli chodzi o samo pranie wkładki z mikropolaru i mikrofibry Pupus, zabrudzenia schodzą szybko, wkładka jest szara, więc nie widać plam. Wyprana schnie jednak dosyć długo, trzeba więc zaopatrzyć się w dużą ilość wymiennych wkładów. Po praniu nie mechaci się, nie zniekształca, zachowuje swoją formę, grubość i chłonność.

środa, kwietnia 03, 2013

TEST OTULACZA PUPUS

Moje pierwsze skojarzenie o pieluchach wielorazowych? Stos brudnej tetry, a później godziny ich prania, gotowania, suszenia, prasowania i tak na nawo, każdego dnia... Tymczasem te skojarzenia mają mało wspólnego ze współczesnymi wielorazowymi pieluchami. Dziś eko-rodzice mogą wybierać w tzw. formowankach, otulaczach, pieluszkach all in one, pieluszkach z kieszenią oraz takich tradycyjnych do składania typu tetra, flanela, frote. Przetestowałam na razie otulacz, do którego stosowania przekonał mnie- uwaga!- mój Mąż! Oto nasza opinia:


Według producenta: Otulacze stosujemy razem z wkładkami, pieluszkami składanymi lub formowankami. Ich zadaniem jest chronienie ubranek - i otoczenia :) - przed zabrudzeniem. Otulacz Pupus jest wyjątkowo szczelny i wygodny, w rewelacyjnej cenie!
Otulacz wykonany jest z z miękkiego i wodoodpornego materiału PUL, zapinany na NAPY. Wewnątrz otulacza wszyte są dodatkowe paski materiału, pod które szybko i wygodnie włożysz wkładkę. Ponadto paski sprawiają, że otulacz nigdy  nie przecieknie. Do otulacza pasują wszystkie nasze wkładki. Na noc możesz włożyć dwie - w ten sposób pieluszka będzie bardziej chłonna (na noc polecamy wkładki z bambusa - są cienkie i bardzo chłonne, choć dłużej schną). Otulacza nie trzeba wymieniać przy każdej zmianie pieluszki, wystarczy, że zrobisz to, gdy otulacz się zabrudzi lub bardzo zamoczy.
Otulacze są jednorozmiarowe - ich wielkość reguluje się za pomocą napów z przodu pieluszki. Pasują na dzieci ważące od 4 do 16 kilogramów. 
Utrzymanie otulacza w czystości jest wyjątkowo łatwe - wystarczy uprać go w 30-40 stopniach. Schnie w ciągu kilku godzin.

Aby pieluszkować "na pełen etat" wystarczy Ci około 4 otulaczy i około 24 wkładek.


Według mnie: gdy kiedyś zobaczyłam po raz pierwszy otulacz, pomyślałam sobie- tetra z czasów PRL-u w nowoczesnej otoczce. Tsss, ale byłam głupia...

Swoją recenzję zacznę od cen. Na rynku można dostać otulacze za trzydzieści kilka zł lub za kilkaset zł. Właściwie nie różnią się jakością, po co więc przepłacać? Dla mnie eko= ekonomia, wybieram więc tańszą wersję! Metka nie ma dla mnie znaczenia, może poza tym, że wolę wspierać polskich producentów. Jeśli macie podejście takie jak ja i szukacie dobrego, taniego i polskiego otulacza, polecam sklep internetowy i jednocześnie producenta- 2w1- Pupus.pl.  Wszystkie otulacze kosztują tam 39zł za sztukę, a jest ich tyle wzorów, że można oszaleć :) Miałam problemy z podjęciem decyzji, bo wszystkie są śliczne! Ostatecznie wybrałam wzór imitujący jeans. Nie mogłam doczekać się przesyłki! Po 2 dniach oczekiwania (czyli ekspresowa wysyłka) wreszcie nadeszło moje zamówienie.

Otulacz jest piękny, starannie i solidnie uszyty, szwy mocne, na pewno wystarczy na lata użytkowania! Na zewnątrz ma napy, które pozwalają na dopasowanie rozmiaru na każdego maluszka- od noworodka, po dwulatka! Otulacz sam w sobie jest cienki, dzięki czemu schnie błyskawicznie. A to ogromna zaleta. Wystarczy go wrzucić do pralki, wraz z innymi ciuchami, nie trzeba nastawiać na program z wysoką temperaturą. 

 
Do środka łatwo i wygodnie wkłada się wkładkę lub złożoną tetrę, frote, flanelę (o wkładach napiszę Wam wkrótce, gdyż to osobny temat na post). Pielucha robi się wówczas większa, bo jest wypchana. Polecałabym więc zakładać dziecku większe body, by było mu wygodnie. Otulacz zapinamy szybko i bez najmniejszych problemów- powinien poradzić sobie z tym nawet początkujący tata, choć ilość zapięć może trochę przestraszyć.
Maluch w takiej pieluszce wygląda po prostu cudnie :) Pieluchy jednorazowe nigdy nie będą dawać takiego uroku. Już same wzory kuszą, by przerzucić się na eko-pieluchowanie. Oceńcie sami:



Kusi także to, że wystarczy nam zaledwie kilka otulaczy, gdyż nie musimy ich zmieniać przy każdym przewijaniu- wymieniamy tylko wewnętrzną wkładkę, a sam otulacz pierzemy dopiero, gdy się zabrudzi lub przemoczy!

Podsumowując, otulacz Pupus- sam w sobie- posiada same zalety. Jest wygodny (zarówno dla rodzica, jak i malucha), tani, piękny, praktyczny.

wtorek, kwietnia 02, 2013

EKO-RODZICIELSTWO

Kiedy przychodzi na świat nasze ukochane dziecko, a czasem już wcześniej- w ciąży lub w trakcie jej planowania- młodzi rodzice (choć z reguły jest to raczej kobieta), zaczynają bardziej zwracać uwagę na zdrowie, bezpieczeństwo, styl życia. Ze mną też tak było. Zaczęło się od zwracania uwagi na skład produktów spożywczych i wyboru tych, które są jak najmniej przetworzone, a jak najbardziej naturalne. Następnie, by kosmetyki, których używałam w ciąży, a także te, których używał później Rysio były maksymalnie bezpieczne, hipoalergiczne, możliwie bez chemii (choć czy to dziś możliwe?).