W domu bardzo zwracam uwagę na to, co wszyscy jemy. Co się tylko da, przygotowujemy samodzielnie: wszelkie posiłki, jak i pojedyncze produkty np. chleb, majonez, mleko kokosowe, owsiane itp. Także słodkie i przekąski, szczególnie dla Dzieci, dopuszczalne są tylko naturalne, więc w grę wchodzą owoce, warzywa, ewentualnie od czasu do czasu, to co upieczemy razem. Jednak, jeśli starszego Syna czymś częstują, nie zabraniam. A niech poznaje nowe smaki, produkty, nawet jeśli są mało wartościowe. Mam cichą nadzieję, że dokona porównania i wybierze to, co naprawdę jest i smaczne i zdrowe.
O złym wpływie byle jakiego żywienia po raz pierwszy przekonał się mój Starszak kilka tygodni temu. Koleżanki i Koledzy częstowali żelkami, krakersami, chrupkami smakowymi i bóg wie czym. Ryśkowi bardzo smakowało. Jadł zachłannie, mimo moich próśb, by już przestał (nie mogłam się powstrzymać, widząc co robi). Kiedy wróciliśmy do domu zaczął się płacz i narzekanie na ból brzuszka. Skończyło się niestrawnością i jak na razie zniechęceniem do tego, co zjadł. Zobaczymy, na jak długo ;)
Beata Pawlikowska w swojej najnowszej książce "Moje zdrowe przepisy" także przestrzega przed wysoko przetworzonym jedzeniem, szczególnie przed gotowymi posiłkami, jak i produktami, a nawet półproduktami. Według niej nawet owoce i warzywa zamknięte w puszce pozbawione są życiodajnej energii. Z tym się zgodzę. Podobne zdanie ma również na temat mrożonek. Pewnie ma trochę racji- witaminy i inne wartości są częściowo zabijane przez proces mrożenia, lecz w naszej szerokości geograficznej, gdzie dostęp do świeżych "darów ziemi" jest mocno ograniczony przez co najmniej połowę roku, mrożonki są niezbędne. I zimą są ok!
Przeczytałam już mnóstwo poradników żywieniowych, a i tak ciągle z każdego z nich uczę się czegoś nowego. W przypadku "Moich zdrowych przepisów" w końcu zrozumiałam, o co chodzi z kuchnią według pięciu przemian. Czytałam o niej wielokrotnie, lecz zawsze wydawało mi się to bardzo skomplikowane i nie warte wdrażania w moje życie. Pawlikowska jednak mnie przekonała! Wytłumaczyła krótko, prosto, "na chłopski rozum", o co chodzi z pięcioma żywiołami i wszystkim tym, co się z nimi wiąże.
"Składniki jedzenia są jak nuty. Jeśli zrzucisz je w przypadkowej kolejności do garnka, to powstanie hałas. Jeśli ułożysz je zgodnie z określonym porządkiem, usłyszysz muzykę. A właściwie nie ty, tylko twój organizm. Ale ty poczujesz, że ta muzyka pięknie w tobie gra." Oto kwintesencja całej filozofii gotowania według pięciu przemian. W roli tłumacza- Pawlikowska.
Muszę jednak przyznać, że kiedy po raz pierwszy przejrzałam "Moje zdrowe przepisy", byłam zawiedziona i zniesmaczona. Niestety fotografie potraw, które Pawlikowska sama przyrządzała oraz właśnie fotografowała są mało apetyczne. Przyzwyczajona jestem, że obrazy w książkach kulinarnych cieszą oko i aż proszą, by przygotować nową potrawę. W tym przypadku jest odwrotnie. Jednak, wczytując się w każdą kolejną stronę publikacji, zdjęcia stawały się coraz mniej istotne. Ważna okazała się sama treść- wiedza, jak i pomysły na ciekawe i mega zdrowe posiłki.
Jeśli więc:
a) lubicie i cenicie Beatę Pawlikowską,
b) szukacie inspiracji do zmiany złych nawyków żywieniowych,
c) chcecie zrozumieć i wcielić w życie kuchnię według pięciu przemian,
d) jesteście wegetarianami,
e) uwielbiacie soczewicę, lecz brakuje Wam już na nią pomysłów,
(zaznaczyliście minimum 1 odpowiedź) książka "Moje zdrowe przepisy" jest właśnie dla Was!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.