piątek, czerwca 26, 2015
"BRIDGET JONES. SZALEJĄC ZA FACETEM", H. Fielding, Wyd. Zysk i S-ka 2014
Piątek
49 kilo, liczba minut poświęconych na spalanie opon z brzucha 0 (niedobrze), liczba godzin spędzonych na obowiązkach domowych 8, liczba godzin spędzonych na wychowaniu i opiece nad własnymi dziećmi 24, liczba stron najnowszej "Bridget Jones..." 584 (!), liczba wieczorów spędzonych na czytaniu najnowszej "Bridget Jones..." 7, liczba głośnych wybuchów śmiechu podczas lektury 0, liczba minut mile spędzonych nad "Bridget Jones..."-kilkaset, a pewnie i nawet ponad tysiąc
"Dziennik Bridget Jones" (czyli pierwszą część) czytałam w 2000 roku (miałam wtedy kilkanaście lat...). Zaraz po nim sięgnęłam po "W pogoni za rozumem". Książki rozbawiły mnie do łez, choć opowiadały trochę nieudolne perypetie trzydziestoparolatki. Bałam się, że moje życie za kilkanaście lat może być łudząco podobne do losów Bridget, która stała się ikoniczną postacią ówczesnych lat. A tego dla siebie nie chciałam. Niemniej pokochałam bohaterkę powyższych satyr, książki przeczytałam kilka razy, film obejrzałam także kilka razy, a kiedy dowiedziałam się o wielkim come back, wyczekiwałam premiery. I już, już miałam sięgnąć do portfela, by kupić trzecią część lubianej powieści, gdy pojawiły się zewsząd krytyczne recenzje. Zarzucano autorce naciąganą fabułę, brak "polotu", ciągnącą się przez całą książkę nudę, brak dawnego poczucia humoru... Przyznaję, że zniechęciło mnie to na wiele miesięcy. Aż w końcu, kilka tygodni temu naszła mnie tęsknota za tą bohaterką. Co u niej słychać? Podobno jest już ponad pięćdziesięcioletnią wdową! Ma dzieci! O dżizas, jak ona daje radę?! ...Więc udałam się po powieść...
Rzeczywiście pierwsze kilkadziesiąt stron nie zrobiło na mnie wrażenia. Ale ponieważ byłam ciągle ciekawa, brnęłam dalej w lekturę. I wciągnęłam się po uszy. Prawda, nie było tak komicznie, jak kiedyś, lecz i tak miło się czytało. Bridget ewidentnie dojrzała, dźwigając na swych barkach bagaż doświadczeń i odpowiedzialność za dwoje swoich dzieci. Próbuje być matką idealną, choć oczywiście jej się to nie udaje. Pragnie spełniać się zawodowo, co marnie jej wychodzi. Dopuszcza do głosu swoje potrzeby seksualne i sercowe, co kończy się na romansie z trzydziestolatkiem...
Przyznam, że wiele prawdy jest w przeczytanych przeze mnie recenzjach tej książki, jednak i tak uważam, że warto było po nią sięgnąć i spędzić miło czas. Zrelaksowałam się, pouśmiechałam sama do siebie i teraz- po skończeniu lektury- znowu czuję tęsknotę. Mam wrażenie, że "Bridget Jones" mogłabym czytać bez końca. To lepsze niż jakikolwiek serial w TV! Mam nadzieję, że mimo już trochę podstarzałej bohaterki, ukażą się o niej kolejne części.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.