Powiedziałam Dzieciom, że książkę tę napisała ta sama pani, co "Basię". I przez całą historię, na każdej stronie, na każdym obrazku doszukiwali się ukochanej Basi. "A gdzie jest Basia?", "A kiedy będzie Basia?", "A co teraz robi Basia?"... Cóż za rozczarowanie- o Basi nie było mowy nawet słowem...
"Baśń o świętym spokoju" -do pewnego przynajmniej momentu- do złudzenia przypomina prawdziwe życie. Jest sobie mężczyzna, do królestwa którego zjawia się piękna i mądra kobieta. Od tej pory ciszę, spokój i poukładane życie król dzieli ze swoją żoną. Po 9 miesiącach rodzi się chłopiec i odtąd zmienia się wszystko. Już nic nie pozostaje takie, jak niegdyś:
U króla narasta nie tylko zmęczenie, ale i niepokój, aż w końcu wybucha on gniewem. Ma już dosyć ciągłego hałasu, bałaganu, podskoków, wiecznego trajkotania i szalonych pomysłów syna. Wykrzykuje mu swą złość, raniąc niewinne i delikatne serce dziecka.
Syn "rósł gwałtowny, zmienny i żywiołowy jak imię, które nosił. Jadł dużo i szybko, spał długo i mocno, śmiał się całym sobą, smutny zalewał się łzami, a zezłoszczony wrzeszczał tak, że uszy puchły. Zamiast chodzić, biegał, lubił wspinać się ma biblioteczne półki i porywać z kuchni jeszcze ciepłe bułeczki. Zaglądał w każdy kąt i wszędzie go było pełno. Król musiał zapomnieć o ciszy podczas porannego śniadania, przedpołudniowych obrad i wieczornego odpoczynku. Uriel budził się z krzykiem w środku nocy i przybiegał do łoża rodziców. Wsuwał się pod ich kołdrę, trącał króla stopami, a potem zasypiał w poprzek łóżka, gorący i spocony, nagle bardzo duży i zagarniający sobą przestrzeń dotąd zarezerwowaną dla króla."
Baśń wzruszająca i mądra, trafia chyba jednak bardziej do samych rodziców niż najmłodszych czytelników. Mnie przynajmniej ukłuło sumienie, zabolało serce. Przecież sama czasem marzę o Królestwie Świętego Spokoju, bywam zmęczona i zła- to przecież naturalne. Ale kiedy krzyczę na Pociechy, w tych małych serduszkach także burzy się spokój, potrzeba akceptacji i miłości bezwarunkowej... Warto to sobie uświadomić.
Ach, moje Maluchy już dawno zapomniały o przeczytanej "Baśni...", tymczasem ja sama o niej myślę...
Mi też zdarza się podnieść głos i zaraz potem mam ogromne wyrzuty sumienia. Nie nadaję się i nie popieram tzw. zimnego chowu bo zaraz lecę przytulić.
OdpowiedzUsuńTo jesteśmy podobne ;)
UsuńCo za ilustracje! - to apropos książki :)
OdpowiedzUsuńA ja? Są sytuacje gdy mnie poniesie i krzyknę - serce mi potem pęka :(
Wspaniała baśń poruszająca mądre treści. Faktycznie, nie tylko dla dzieci, ale przede wszystkim dla starszych osób, uzmysławia ważne prawdy życiowe, o których czasami wszyscy zapominamy w kontaktach z małymi dziećmi :)
OdpowiedzUsuń