czwartek, października 06, 2016
"JESZCZE JEDEN ODDECH", P. Kalanithi, Wyd. Literackie 2016
Nie myślcie sobie, że to książka przytłaczająca! Owszem, niesie za sobą smutek, ale i optymizm. Jest to o tyle dziwne, gdyż od samego początku wiadomo, że główny bohater, a tym samym autor, umiera na raka. Bije jednak z niego miłość i szacunek do ludzi, pasja, chęć walki z chorobą, ale i godne umieranie.
"Śmierć, tak dobrze mi znana z pracy, tym razem przyszła z wizytą osobistą."
Paul Kalanithi był lekarzem neurochirurgiem, którego z pewnością każdy z nas chciałby spotkać w obliczu choroby.
"Bałem się, że pośród licznych tragedii i porażek stracę z oczu znaczenie związków międzyludzkich- nie tych między pacjentami i ich rodziną, ale między pacjentami i lekarzem. Techniczna doskonałość to za mało; (...) za najwyższy ideał uważałem nie ratowanie życia- w końcu każdy musi kiedyś umrzeć- lecz niesienie pacjentowi i rodzinie pomocy w zrozumieniu śmierci i choroby. (...) Kiedy na interwencję skalpela jest już za późno, jedynym narzędziem neurochirurga pozostają słowa."
"Lekarze najtrudniejszych specjalizacji spotykają pacjentów w chwilach odmienności- w najbardziej autentycznych momentach, kiedy życie i tożsamość są zagrożone. Do ich obowiązków należy wówczas także poznanie pacjenta- zrozumienie, co czyniło jego życie wartym przeżywania i, jeśli jest to możliwe, zadbanie, aby nie stracił, lub dopuszczenie, by znalazł pokój w śmierci i się z nią pogodził. (...)"
Lekarz z powołania, który przedkładał swoje życie prywatne nad -nie tyle karierą, ile nad pacjentami-sam staje się przypadkiem medycznym. Nie wie, ile zostało mu życia, lecz chce je przeżyć najlepiej, jak potrafi, nie rezygnując ze swoich marzeń i powołania. Jeszcze w trakcie leczenia, Kalanithi operuje skomplikowane schorzenia, odnosząc sukcesy i zadziwiając podwładnych. W ogromnym bólu, postanawia napisać niniejszą książkę, by pozostawić po sobie jakiś ślad. Mężczyzna uważnie analizuje przyszłość swojej rodziny, szczególnie ukochanej żony, zabezpieczając ją nie tylko finansowo i materialnie, ale i duchowo. Decyduje się także na upragnione dziecko, w przypadku swojego ciężkiego stanu, metodą in vitro. Cieszy się narodzinami córeczki oraz ośmioma miesiąca jej życia. Mała Cady nieświadoma powagi sytuacji bawiła się z tatą na szpitalnym łóżku, niewinnie zasypiając w jego ramionach wśród rurek podtrzymujących go w świecie żywych.
„Paula spotkało coś tragicznego, ale jego życie nie było tragedią”- kończy książkę jego żona...
Moja recenzja pełna jest cytatów, oddających „klimat” opowieści. Poza tym mnóstwo w niej wartościowych fragmentów, które warto zapisać i do nich wracać.
„Jeszcze jeden oddech” pochłonęłam w jeden weekend. To chyba mówi samo za siebie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.