Chwilami mam już dość powtarzalności dni- każdy poniedziałek jest podobny do wtorku, a wtorek do środy, środa do czwartku itd. Ten tydzień nie różni się od poprzedniego, a sierpień wyglądał podobnie jak czerwiec. Czasem łapię się na myśli- "Co?! Już jest koniec lata?! A kiedy był maj- czas pierwszych letnich burz, nieśmiałych gorących promieni słońca, coraz dłuższych wieczorów, pachnącego budzącymi się do życia roślinami powietrza?!". Piękno dnia codziennego umyka. Żyję mechanicznie, bez refleksji, zatrzymania, spontaniczności. Nuda? Na to wygląda, choć nigdy do tej pory mi to nie przeszkadzało. Dopóty, dopóki nie wpadła w moje ręce książka "52 tygodnie"...
Maja, główna bohaterka powieści, kończy 34 lata. Matka 9-letnich bliźniaków, żona od 10 lat. Ma dość bycia "trybikiem w mechanizmie koła zębatego, który kręci się zawsze w tym samym kierunku". Robiąc szybki remanent życia, odkrywa, że w ostatnich latach nie zrobiła nic wielce interesującego, rozwijającego, czegokolwiek zaburzającego codzienną rutynę. Postanawia więc każdego tygodnia- do swoich kolejnych urodzin- robić coś, na co nie miała czasu, odwagi, pomysłu. Od tej pory, każdy następny tydzień przynosi refleksję, radość, nowe doświadczenia. Nagle Maja odkrywa w sobie nowe umiejętności, talenty i pasje.
Zaczyna od zamrożenia portfela (dosłownie) i przeżycia 7 dni bez wydawania pieniędzy. Następnie codziennie pisze list do bliskiej osoby i obserwuje niespodziewane efekty. Dalej wyrusza w podróż smakami dzieciństwa, zabiera rodzinę na wyprawę typu couchsurfing, objeżdża samotnie Polskę, sięga po urzekające dziecięce lektury, odnajduje patent na naukę swoich dzieci, dokańcza rozpoczęte niegdyś i zaniechane projekty, przechodzi głodówkę, dba o ciało i ducha, próbuje pogodzić się ze skłóconymi, gwiazdkowe prezenty wykonuje własnymi rękami, przeżywa sex week z własnym mężem... Kreatywność Majki nie ma granic.
Książka wciąga od pierwszych stron. Napisana jest pięknym, poetyckim językiem, skłaniającym do przemyśleń, jak i dającym energetycznego kopa do działania jednocześnie. Powieść można czytać na okrągło, od deski do deski, za każdym razem odkrywając dla siebie coś nowego- inspirację, refleksję, pęd do zmiany.
"Jak złapać szczęście na gorącym uczynku? Czasem wystarczy pohulać boso po kałużach, upiec chleb na zakwasie albo pokochać się z mężem na kuchennym stole, a czasem trzeba na żywca zaszyć kilka ran.
Próbują wmówić ci, że szczęście jest sumą transakcji. Wszędzie ktoś próbuje ci je sprzedać. (...) A przecież szczęście nie jest zapakowane w pudełko. Nie można go podać na tacy. Nie myśl, że na nie zasłużysz, jeśli będziesz jeszcze więcej pracować, jeszcze więcej zarabiać, jeszcze więcej się uczyć. Nikt ani nic nie zdoła ci go zagwarantować. Do szczęścia potrzebujesz jedynie swojej zgody. Tylko ty jesteś w stanie je w sobie obudzić. Nieistotne c o robisz. Liczy się, j a k to robisz. Nie pamiętasz? To rzeczy małe są arcydziełami."
Po przeczytaniu "52 tygodni" całkiem prawdopodobne, że w końcu Twoje życie zacznie się zmieniać...
Super powieść!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.