czwartek, listopada 03, 2016
"MYSZOODPORNA KUCHNIA", S. Shah, Wyd. Drzewo Babel 2016
Gdzie jest granica miłości matki do własnego dziecka? Czy taka granica w ogóle istnieje? Czy matczyna miłość nie jest czasem bezwarunkowa? Czytając tę powieść czytelnik niejednokrotnie jest zmuszony do zadania sobie tych kilku pytań.
" Samo istnienie tego dziecka niszczy nam życie. Im bardziej będziemy je kochać, tym gorzej dla nas. (...) to tamagotchi rujnuje życie (...)."
Małżeństwo doskonałe- Anna i Tobias cieszyli się z narodzin córki Frei. Niestety tuż po porodzie dowiedzieli się o niepełnosprawności dziecka, jak sami ją nazwali- "jajecznicy zamiast mózgu". Są oszołomieni- to jasne i zrozumiałe. Nie można ich winić za myśli o ucieczce, ogromnym żalu i chęci zmiany własnego losu. Ciągle w szoku, postanawiają sprzedać mieszkanie w Londynie i przeprowadzić się do zupełnie obcego Les Rajons w Langwedocji we Francji. Zaczynają więc zupełnie nowe życie- we troje, z niepełnosprawną córeczką, w domu dalekim od wygód i spełnienia marzeń. Szybko okazuje się, że okoliczna natura jest piękna, ale i silniejsza, niż sobie wyobrażali. Wymaga od nich nie tylko pracy, lecz i mądrości, sprytu, pokory, siły. Dom z kolei straszy szkodnikami- różnego rodzaju pleśnią, kornikami, szczurami i nie wiadomo kim i czym jeszcze...
Pewnie domyślacie się, że cała ta wyprawa ma być ucieczką Anny i Tobiasa od nieszczęścia, jakie ich spotkało. Oddanie się w wir pracy i nowego miejsca kusi zapomnieniem o życiowych problemach. Czy jednak to dobry pomysł? W ich małżeństwie powoli powiewa chłodem, wzajemnymi pretensjami. Jak potoczy się ich dalsze życie...?
Powieść "Myszoodporna kuchnia" pełna jest sprzeczności, chociażby pięknych opisów francuskiej przyrody przeplatającymi się wątpliwościami co do uczuć do własnego dziecka. Czytając ją, po raz pierwszy zadałam sobie pewnie pytania na temat matczynej miłości- czy byłabym w stanie kochać niepełnosprawne dziecko? Pewnie tak, ale czy tak samo, bym je kochała, jak kocham swoje zdrowe maluchy?
"Gdzie jest granica miłości? Skoro kocham Freję, gdy ma otwarte oczy i patrzy na mnie, to czy mogę przestać, kiedy nieprzytomnie przewraca białkami? Jeżeli kocham ją, gdy ma zamknięte usta, to czy mogę przestać, kiedy zaczyna toczyć ślinę? Czy miłość jest jak minerał z wolna wypłukiwany przez kolejne pojawiające się problemy i ułomności? Czy w głębi duszy kalkulujemy, do jakiego momentu dziecko stanowi dobrą inwestycję, a kiedy przestaje nią być?"
Mimo trudnego tematu, książka napisana jest lekkim stylem, nie jest ciężka, czyta się ją bardzo szybko. Warto przeczytać i poddać się refleksji...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Moim zdaniem miłość matki do dziecka jest bezwarunkowa i nie ma tu z czym dyskutować. Jest ona w stanie nawet podnieść samochód jeśli auto przygniata jej pociechę. Takie jesteśmy my, kobiety ;)
OdpowiedzUsuń