Jak przekonuje Elżbieta Chlebowska- autorka- chcąc zdobyć nowe umiejętności musimy skończyć różnego rodzaju kursy- szkolić się godzinami, by na zakończenie zdać egzamin. By zostać kierowcą kończymy kurs prawa jazdy. By zdobyć zawód- odpowiednią szkołę. By porozumiewać się w obcym języku, by poznać nowinki w zakresie naszej specjalizacji, nawet by dobrze tańczyć, by zostać mężem lub żoną bierzemy udział w warsztatach, szkoleniach, konferencjach, treningach... Kiedy kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży często decyduje się na szkołę rodzenia. Rodzi, zostaje MAMĄ, przyjmuje jedną z najważniejszych ról życiowych (społecznych), lecz czy ma okazję ją przećwiczyć, nauczyć się jej wcześniej, potrenować, jak wychować małego CZŁOWIEKA? Czy ktoś przyznaje certyfikat z bycia RODZICEM? Otóż jesteśmy w tej kwestii pozostawieni sami sobie. Mogliśmy wcześniej studiować pedagogikę, opiekować się młodszych rodzeństwem, być nianią, obserwować kuzynkę, która została mamą, ale póki sami nie zostaniemy RODZICAMI, nie wiemy ostatecznie, jak wychowywać DZIECKO! Czy to nie jest przerażające? Jest, i to prawdopodobnie dla większości młodych ludzi, jednak większość świetnie odnajduje się w tej nowej roli. Z pomocą przychodzą nam dziadkowie, przyjaciele, książki itd.
W ciągu ostatnich trzech lat przeczytałam dziesiątki poradników o wychowaniu i pielęgnacji małych dzieci. Jedne były gorsze, czasem beznadziejne, inne lepsze, a nawet świetne (o tych dobrych przykładach starałam się pisać na blogu). Nadszedł czas, kiedy poradników dla rodziców mam już dosyć! To nie znaczy, że wszystko już wiem, o wszystkim czytałam. Po prostu temat mnie znużył... A mimo tego, kiedy otrzymałam "Wychowanie najtrudniejsza ze sztuk pięknych" szczerze się wciągnęłam i z dużym zainteresowaniem przeczytałam książkę od deski do deski.
Przede wszystkim atutem tego poradnika jest polska autorka, mama czwórki dzieci, pedagog, terapeuta, socjoterapeuta, trenerka Szkoły dla Rodziców i Wychowawców, pracownik poradni psychologiczno- pedagogicznej. Swoje wskazówki opiera ona na swoich doświadczeniach z drugim człowiekiem. Nie upiększa rzeczywistości, nie dramatyzuje, nie lukruje i nie robi "masakry" (jakież to modne dziś słowo! A jak strasznie go nie lubię...!). nie ściemnia też, że wychowanie jest proste, wystarczy tylko zastosować się do jej porad.
Chlebowska otwarcie przypomina (za Bettelheim'em), że należy starać się być WYSTARCZAJĄCO DOBRYM RODZICEM. "To rodzic, który nie czuje przymusu czy silnej potrzeby bycia idealnym (..), dąży jednak do tego, by nie szkodzić, nie krzywdzić i poprowadzić dziecko do świadomej i wartościowej dorosłości. To rodzic, który czasem wątpi- ale poszukuje, czasem zbłądzi- ale potrafi przeprosić. To dorosły, dla którego wartościowa relacja z dzieckiem jest jednym z najważniejszych dóbr".
"Wychowanie najtrudniejsza ze sztuk pięknych" to cenne słowa, które powinny doprowadzić czytelnika do rozważań między innymi: czy warto być autorytetem dla dziecka, jak się z nim porozumiewać, jak odmawiać, jak ustalać normy i zasady, jak wyrażać uczucia i emocje, jak reagować na płacz, karać czy nie, mieć wspólne pasje czy nie, co z porażkami, jak dać radę, gdy mamy już dość...
Ta książka, choć nie wystawi nam certyfikatu z bycia rodzicem, wiele może nauczyć, uświadomić, skłonić do przemyśleń...
W ciągu ostatnich trzech lat przeczytałam dziesiątki poradników o wychowaniu i pielęgnacji małych dzieci. Jedne były gorsze, czasem beznadziejne, inne lepsze, a nawet świetne (o tych dobrych przykładach starałam się pisać na blogu). Nadszedł czas, kiedy poradników dla rodziców mam już dosyć! To nie znaczy, że wszystko już wiem, o wszystkim czytałam. Po prostu temat mnie znużył... A mimo tego, kiedy otrzymałam "Wychowanie najtrudniejsza ze sztuk pięknych" szczerze się wciągnęłam i z dużym zainteresowaniem przeczytałam książkę od deski do deski.
Przede wszystkim atutem tego poradnika jest polska autorka, mama czwórki dzieci, pedagog, terapeuta, socjoterapeuta, trenerka Szkoły dla Rodziców i Wychowawców, pracownik poradni psychologiczno- pedagogicznej. Swoje wskazówki opiera ona na swoich doświadczeniach z drugim człowiekiem. Nie upiększa rzeczywistości, nie dramatyzuje, nie lukruje i nie robi "masakry" (jakież to modne dziś słowo! A jak strasznie go nie lubię...!). nie ściemnia też, że wychowanie jest proste, wystarczy tylko zastosować się do jej porad.
Chlebowska otwarcie przypomina (za Bettelheim'em), że należy starać się być WYSTARCZAJĄCO DOBRYM RODZICEM. "To rodzic, który nie czuje przymusu czy silnej potrzeby bycia idealnym (..), dąży jednak do tego, by nie szkodzić, nie krzywdzić i poprowadzić dziecko do świadomej i wartościowej dorosłości. To rodzic, który czasem wątpi- ale poszukuje, czasem zbłądzi- ale potrafi przeprosić. To dorosły, dla którego wartościowa relacja z dzieckiem jest jednym z najważniejszych dóbr".
"Wychowanie najtrudniejsza ze sztuk pięknych" to cenne słowa, które powinny doprowadzić czytelnika do rozważań między innymi: czy warto być autorytetem dla dziecka, jak się z nim porozumiewać, jak odmawiać, jak ustalać normy i zasady, jak wyrażać uczucia i emocje, jak reagować na płacz, karać czy nie, mieć wspólne pasje czy nie, co z porażkami, jak dać radę, gdy mamy już dość...
Ta książka, choć nie wystawi nam certyfikatu z bycia rodzicem, wiele może nauczyć, uświadomić, skłonić do przemyśleń...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.