Zaledwie
po kilku przeczytanych stronach, można dojść do wniosku, iż Scott
Spencer to mistrz precyzyjnego opisywania szczegółów. Moim
zdaniem, często zbędnych. Brnęłam przez tę książkę kilka dni-
raz zasypiałam z nudów, by innym razem przerzucać szybko kartki,
bo akcja nagle przyspieszyła. Ta ambiwalencja nie pozwalała mi
oderwać się od powieści. A ostatnie dwa zdania tak mnie
zaskoczyły, że ciągle rozmyślam o tej historii (czyli autorowi
się chyba udało)...
Paul
wiedzie spokojne życia u boku swojej partnerki Kate, która jest
światowym autorytetem w sprawie życia według bożej miłości.
„Typowy Amerykanin to człowiek zamknięty w sobie, niezależny i w
głębi duszy zabójca”- napisał w jednym ze swych opowiadań D.
H. Lawrence. To zdanie w pełni opisuje głównego bohatera. Jego
spokojne życie zakłóca niespodziewane zdarzenie w lesie. Jest on
świadkiem maltretowania psa przez pewnego mężczyznę. Stając w
obronie zwierzaka, tak nakręca się swoją agresją, że nieumyślnie
zabija człowieka. Nie potrafi się z tym pogodzić, nie wierzy sam
sobie, boi się konsekwencji, nękają go różne negatywne myśli.
Próbuje odkupić winy, pomagając innym ludziom oraz poszukując
Boga w codziennych sytuacjach.
Cała
akcja powieści rozgrywa się przed wkroczeniem w XXI wiek. Ludzkość
więc wyczekuje końca świata lub chociażby jakiejś katastrofy.
Zastanawiają się nad sensem istnienia, dobrem i złem, Bogiem lub
jego brakiem. Książka zatem może skłonić czytelnika do
filozoficznych, jak i psychologicznych rozważań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.