"Chwilową anomalię" Tomasza Michniewicza zamówiłam w ciemno. Nie czytałam żadnych recenzji, żadnych zapowiedzi wydawcy, choć widziałam, że przewijały się gdzieniegdzie w internetach. Byłam tak zachwycona jego reportażem pt. "Chrobot" (kto jeszcze nie czytał, odsyłam do swojej recenzji tutaj), że z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej książki. Wstęp mnie pochłonął, lecz kiedy przeczytałam pierwszy rozdział "Trzy miesiące do dnia zero", pomyślałam sobie: No nie. Znowu ten koronawirus! Ile można?!. Rozdział jednak szybko się skończył, a ja na nowo przeżywałam początek pandemii, wchodząc w temat całą sobą. I tak przejęta i wsłuchana w rozmowy i trafne spostrzeżenia autora, niepostrzeżenie dotarłam do ostatniej strony.
Wybuch pandemii choć zburzył nasze poczucie bezpieczeństwa, zamknął nas w domach, odizolował od przyjaciół i rodzin, dawał nadzieję, że docenimy drugiego człowieka, staniemy się bardziej empatyczni, serdeczni i pomocni. Tęskniliśmy za ludźmi, za relacjami face to face, za ściskaniem się na powitanie... "Stara", dobrze nam wszystkim znana nienawiść przyszła bardzo szybko. Początkowo uderzyła w służbę medyczną, która stała na pierwszej linii frontu. Oklaski i koncerty na balkonach, zamieniły się w wyrzucanie medyków ze sklepów z obawy o zarażenie. Kolejne ataki wycelowane były w osoby nie noszące maseczek. To nie było zwykłe zwracanie uwagi, to była agresja. Dalej szło coraz szybciej. Nieuprzejmości w sklepie, na ulicy, w pracy (u tych, którzy jeszcze ją mieli). Aż doszło do apogeum i protestów na ulicach w całej Polsce. Tak, chodziło i nadal chodzi o prawa kobiet, ale wylała się czara goryczy również z innych ważnych powodów. Obecnie między nami wszystkimi trwają przepychanki na temat szczepionek- ci co czekają w kolejce na szczepienie z nienawiścią patrzą w stronę tych, którzy nie zamierzają się jej poddać. Gdzie się podziała ta empatia, współczucie i zrozumienie?
Po zaledwie kilku tygodnia globalnego locdownu, zaczęły do nas docierać podnoszące na duchu informacje o poprawie jakości powietrza, o budzącej się do życia przyrodzie, o coraz czystszych wodach w oceanach, morzach czy kanałach weneckich, o dzikiej zwierzynie, która w końcu odzyskała spokój i swoją przestrzeń. Niestety w tym samym czasie zaczęliśmy produkować tony jednorazowych rękawiczek oraz maseczek, które porzucone na ulicach i w sklepach na nikim nie robią już wrażenia.
Zanim zamknięto nas w domach, chodziły słuchy i fake newsy, że pozamykają granice miast, zamkną sklepy. Masowo więc ruszyliśmy na zakupy, by zrobić zapasy. Mąka, ryż, makaron, konserwy, mydło i papier toaletowy stały się towarem deficytowym (do dziś nie rozumiem o co chodzi z tym papierem toaletowym? Czy wcześniej go nie używano czy obawiano się epidemii biegunki?!). Zaczęliśmy baczniej przyglądać się temu, co jemy. Niektórzy nawet nauczyli się piec domowy chleb, choć z drugiej strony wielu w dalszych ciągu (albo i bardziej) zajada stres batonikami.
Kiedy pierwsi Polacy mierzyli się z objawami covid-19, dla naszego narodowego bezpieczeństwa zamknięto nas w domach. Wojsko wraz z policją patrolowało ulice. Nawet spacerowanie po lesie groziło karą! Akcja #zostańwdomu nabrała cechy odpowiedzialności za zdrowie i życie swoje i drugiego człowieka. Kiedy jednak chorych przybywało o kilkaset dziennie, a wybory zbliżały się wielkimi krokami, zniesiono wiele z restrykcji, byle tylko szybko i odpowiednio oddać głos.
W ciągu ostatnich miesięcy, wielu z nas straciło pracę, a tym samym stabilność finansową. Wszyscy jakoś baczniej liczymy złotówki w portfelu i na koncie, szukamy pomocy, składamy wnioski o zasiłki. Tymczasem w Sylwestra, nie żal nam było puścić z dymem odłożone oszczędności.
Mogłabym wymieniać jeszcze wiele absurdów, które obnażył ostatni rok. Pandemię, choć okrutną, można by rozpatrywać w kategorii szansy. Ukazała ona bowiem obszary, w których mamy szansę na zmianę. Brutalnie otworzyła nam oczy na to, co nie działa. Pokazała w którym kierunku powinniśmy się udać. Ale my nadal jesteśmy ślepi i zbyt głupi, by coś zmienić. Winy ciągle szukamy w innych, myślimy w kategoriach JA, nie MY, liczy się to, co teraz, a nie to co będzie za kilka dekad. Dolegają nam przede wszystkim egoizm, panika, niewiedza, nienawiść, bezrefleksyjność i inne ludzkie zaburzenia. Koronawirus ukazał wiele naszych słabości, z którymi nie mamy ochoty się zmierzyć.
"Chwilowa anomalia" nie należy do przyjemnych lektur. Ale ważne tematy, które trzeba w końcu przegadać, nie są łatwe. Tomasz Michniewicz po raz kolejny zmierza się z ludzkimi słabościami. Wcale nie oskarża, nie przekonuje zbytnio do swoich opinii, lecz obiektywnie próbuje znaleźć odpowiedzi u specjalistów: psychologa konfliktu szkolącego siły specjalne, politolożkę, klimatologa, analityka spraw międzynarodowych, profesor ekonomii, socjolożkę, prepersa, popularyzatora nauki i kilku innych. Rozmawiają zatem o władzy, o strachu, statystykach, mediach, politykach, nauce, teoriach spiskowych, kryzysie, umiejętności przetrwania, zmianach klimatycznych, przyszłości- wszystko w kontekście covidu. To, co z tych rozmów wynika, niestety nie napawa optymizmem...
Dziękuję księgarni TaniaKsiazka.pl za przekazanie do recenzji tej nowości wydawniczej 😊
Ta książka przypomina mi o sobie co jakiś czas, ale jak na razie nie planuję po nią sięgać. Póki co skupiam się na tym co mam już w domu, a nazbierało mi się tego trochę.;)
OdpowiedzUsuń