Wyobraźcie sobie, że nie słyszycie- nie rozumiecie więc co inni do Was mówią, nie potraficie nauczyć się słów języka polskiego, nikt Was nie rozumie. Żyjecie sami wśród ludzi. Obserwujecie świat dookoła i interpretujecie go po swojemu. Nie znacie języka migowego, bo nikt go Was nie nauczył. Jesteście więc bezjęzyczni.
Mamy mnóstwo fałszywych wyobrażeń oraz stereotypów na temat głuchych osób. Powszechnie mówimy, że są głuchoniemi, czyli, że nie słyszą i nie mówią. A to w wielu przypadkach nieprawda!
I krzywda tak ich nazywać. Z problemem niesłyszenia idzie cała masa dyskryminacji, trudności komunikacyjnych, emocji, barier nie tylko językowych. My, słyszący nie zdajemy sobie z nich sprawy. Też nie miałam o nich pojęcia, do teraz, dopóki nie przeczytałam reportażu Anny Goc o sytuacji głuchych w Polsce.
Od ponad dwustu lat toczy się spór o to, w jaki sposób powinny uczyć się komunikacji i porozumiewać się ze sobą osoby głuche. Jedni twierdzą, że należy jak najszybciej przystosować ich do "normalnego" świata (czyli słyszących)- nauczyć mówić i czytać z ruchu ust, dlatego powinno się do takich osób dużo mówić. Język migowy jest zabroniony. Dzieci zwolenników tej metody chodzą do szkół ogólnodostępnych lub do szkół z internatem. Często czują się sfrustrowani i wyalienowani. Sami specjaliści nazywają ich głuchoniemymi, co niestety jest prawdą. Osoby takie są pozbawione całkowicie porozumienia z innymi.
Drudzy uważają, że ważne jest poznanie
jakiegokolwiek języka, by dziecko mogło komunikować się z
ludźmi. W tym przypadku akceptowane jest korzystanie z języka
migowego. Języka polskiego uczy się jako języka obcego, drugiego.
Zwolennicy tej metody, uważają głuchotę za neuroodmienność,
twierdząc, że niemi nie są, bo mają swój język.
Niestety
polskie szkoły dla głuchych dzieci są oderwane od rzeczywistości
i ich potrzeb. Nauczyciele nie znają języka migowego, zabraniają
jego używania uczniom. Mówią do nich, jak do słyszących przez
całe lekcje, choć głusi i tak ich nie rozumieją. Egzaminy również
nie są dostosowane- wszystkie są zapisywane w języku polskim,
który nie jest językiem naturalnym głuchych. Obowiązują też
egzaminy ustne na maturze! Czyż to, nie forma przemocy wobec dzieci
i młodzieży? Mało tego, przemoc fizyczna i seksualna też jest na
porządku dziennym.
Wyobraźcie sobie teraz, że głuchy musi
wezwać karetkę/ straż pożarną/ policję. Jak ma to zrobić?
Dzwoniąc na 112, skoro nie słyszy i nie mówi?! Od zaledwie kilku
miesięcy jest dostępna aplikacja na telefon, zawiadamiająca na
przykład pogotowie. Za pomocą ikon przechodzi się kolejno etapy
opisujące co się dzieje, jaka forma pomocy jest potrzebna, by w
efekcie wezwać odpowiednią służbę. Aplikacja jednak nie jest
doskonała- nie działa w całym kraju i nie jest kompatybilna. Głuchym pozostaje zatem szukanie pomocy wśród sąsiadów.
Idąc dalej, pracownicy służby zdrowia nie są przygotowani
na kontakt z głuchym pacjentem. Specjaliści często nie pozwalają,
by takiej osobie towarzyszył tłumacz, a nawet członek rodziny,
twierdząc, że głuchy czyta z ruchu warg, czyta i pisze po polsku
(znowu stereotyp, funkcjonujący nawet u wykształconych ludzi).
Pozostający sam sobie pacjent, nie rozumiejący co się do niego
mówi, o co się go pyta, próbujący się porozumieć w swoim
języku, przeżywa traumę. Przede wszystkim jednak błędy w
interpretacjach, mogą zaszkodzić zdrowiu i życiu głuchego
pacjenta.
"(...) Głusi nie
potrafią czytać ze zrozumieniem po polsku. Przynajmniej większość
z nich. Dlatego nie doczytują informacji w internecie, nie
zgooglują. Język polski jest dla nich trudny, obcy. Bez tłumacza
nie zrozumieją, co się dzieje."
Bartek, niesłyszący od urodzenia, miał za swój cel "nauczyć się żyć wśród słyszących. Albo lepiej: być jak słyszący". Mówić wyraźnie, czytać, słyszeć. To akurat jest możliwe dzięki implantom. Ale co zrobić z poczuciem inności, albo w momencie, kiedy nie widzimy ruchu warg rozmówcy lub w pomieszczeniu jest hałas? Możliwości techniczne nie załatwią sprawy bycia głuchym. Takim się jest do końca życia (z aparatem, implantem) i trzeba się z tym pogodzić, by móc cieszyć się życiem. W reportażu "Głusza" niesłyszący mają w końcu swój głos, a słyszący mają szansę ich wysłuchać i zrozumieć.
W książce poznajemy także doświadczenia słyszących dzieci głuchych rodziców. Nazywa się ich "głuchymi z pochodzenia". "Większość z nich staje się tłumaczami swoich rodziców w wieku czterech lat. Ich pierwszym językiem jest migowy, którego uczą się od mamy i taty. Drugim- język narodowy, który poznają dzięki słyszącym członkom rodziny, a także radiu, telewizji i internetowi."
"Głusza" to bardzo potrzebna, uświadamiająca książka. Powinna być lekturą obowiązkową w szkołach średnich, na studiach pedagogicznych i medycznych. Powinno się ją omawiać w klubach czytelniczych, na spotkaniach w bibliotekach i domach kultury. To lektura obowiązkowa dla wszystkich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.