Czy Polki i Polacy nienawidzą dzieci? Nie powiedziałabym. Nawet uważam, że w kwestii poszanowania Praw Dziecka jest coraz lepiej. Nie idealnie oczywiście, ale lepiej, niż dekadę, a kilka dekad temu to już w ogóle. Współcześnie coraz bardziej docenia się zdanie najmłodszych, a także w końcu dostrzega się znaczenie i wpływ dzieciństwa na dorosłość. A jednak pisarz, publicysta Michał R. Wiśniewski próbuje zwrócić naszą uwagę na to, jak dzieci wykluczamy, podmiotowo traktujemy, stawiamy w roli pionków w sporach politycznych. Książka, którą napisał pt. "Zakaz gry w piłkę" ma rozpocząć dyskusję, która- jestem tego pewna- jest potrzebna.
Autor chce uświadomić swoich rodaków, czym jest childism. Ma on dwa i to zupełnie przeciwstawne sobie znaczenia. Tłumacząc na język polski, pierwsze znaczenie to "dzieciofobia- silna niechęć do dzieci; negatywne postawy i uczucia wobec dzieci". Drugi punkt widzenia to "prodziecięcyzm- ruch na rzecz prawnego i społecznego równouprawnienia dzieci; ideologia leżąca u podstaw tego ruchu". I o ile prodziecięcyzm jest przeze mnie widoczny na co dzień, także w mojej pracy, szczególnie teraz, kiedy wprowadzono Standardy Ochrony Małoletnich (tzw."Ustawę Kamilka"), o tyle ta lektura rzeczywiście pozwoliła mi zwrócić uwagę na istotne zaniedbania.
Wspomnę tylko o kilku.
Najbardziej rażące są ciągłe akty przemocy, do których dochodzi każdego dnia w cywilizowanych kraju w środkowej Europie w XXI wieku. Niestety w Polsce cały czas trwa dyskusja nad tym, czy klaps to już bicie. Za fizycznym karceniem najmłodszych był (i być może nadal jest) Rzecznik Praw Dziecka w latach 2008- 2018 Marek Michalak, liczni politycy, dziennikarze, celebryci, rodzice i wielu Polaków. Według raportu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę z 2022 roku, zaledwie 50% respondentów popiera prawny zakaz stosowania klapsów. Wstyd! Żenada!
Dlaczego istnieje chrześcijańskie przykazanie "Czcij ojca swego i matkę swoją", a nie wspomina się o dzieciach?! Dlaczego nie ma przykazania dla rodziców i wszystkich dorosłych: "Czcij dziecko swoje"?!
Od kilku lat zaskakuje mnie trend tworzenia wolnych od dzieci przestrzeni. Istnieją takie kawiarnie, restauracje, wagony PKP, samoloty, a nawet i całe osiedla, gdzie nie mogą mieszkać rodziny z pociechami. A w tym samy czasie otwiera się dostęp do miejsc publicznych, gdzie akceptowane są psy. Nie mam nic przeciwko zwierzakom, jestem za, tylko dziwi mnie ta rozbieżność: dzieci- NIE, wstęp wzbroniony; pieski-TAK, zapraszamy serdecznie.
Zresztą, będąc już w temacie publicznej przestrzeni, zwróćmy uwagę na ilość likwidowanych miejsc do zabawy na osiedlach po to, by zwiększyć ilość miejsc parkingowych. A na nowo budowanych osiedlach, to już w ogóle place zabaw to klatki dla chomika.
A wiecie- ja nie wiedziałam, dowiedziałam się dopiero czytając tę książkę- że tak zwany "bunt dwulatka" to bzdura? Po pierwsze nazywany jest tak tylko w Polsce! Nie, w innych krajach nie ma odpowiednika w nazewnictwie. Ktoś (czy wiadomo kto?) w naszym kraju, wymyślił sobie chwytliwe hasło, które spodobało się rodzicom umęczonym usamodzielnianiem się ich maluchów. A tymczasem okolice drugiego roku życia to po prostu kolejny intensywny pod względem zmian etap rozwoju. To akurat wiedziałam i może dlatego właśnie nigdy nie doświadczyliśmy z Mężem z naszymi Dziećmi tego osławionego "buntu dwulatka"...
Michał R. Wiśniewski słusznie krytykuje również zjawisko sharentingu, czyli publikowania przez rodziców w sieciach społecznościowych zdjęć swoich pociech. Oczywiście dzieje się to bez ich świadomej zgody, bo takiej podjąć nie są jeszcze w stanie. Więc czy to jest w porządku? Może powinien zaistnieć prawny zakaz tego typu publikacji?
Dalej, publicysta trafnie przedstawia jak patriarchat i system męskiej dominacji odciska swoje piętno na najmłodszych. Ponadto, już niezależnie od tego, czy jesteśmy matką, czy ojcem, jak drwimy z dziecięcej naiwności i niewiedzy.
Kolejnym naszym dorosłym przewinieniem jest dawanie dzieciom telefonów i tabletów, jak tylko są w stanie jej samodzielnie utrzymać w rączkach, a po kilku latach jesteśmy zdziwieni i mamy pretensje, że świata poza telefonem nie widzą!
Wiśniewski bierze na tapetę jeszcze literaturę dziecięcą i młodzieżową, bezstresowe wychowanie, brak chęci posiadania dzieci przez coraz większą liczbę par, kryzys męskości, zrzucanie odpowiedzialności za przyszłość świata na kolejne pokolenia, problemy z brakiem aktywności fizycznej i rosnącą masową otyłością, gry i zabawy, poziom oświaty oraz inne kwestie, które wychodzą przy okazji jakiegoś poruszanego tematu.
Nie ze wszystkim się zgadzam z Autorem, ale to nie szkodzi, ponieważ tak właśnie rodzą się refleksje. Chciałabym by ta książka wywołała dyskusję w mediach, przestrzeniach publicznych, w domach. Byśmy zastanowili się, czy rzeczywiście, mimo dbania o Prawa Dziecka i różne standardy ich ochrony, o czym wspomniałam na wstępie, nie popełniamy ciągle tych samych błędów, tylko w innej rzeczywistości niż kiedyś...
Co jeszcze możemy zrobić dla najmłodszego pokolenia, by żyło mu się szczęśliwie, bezpiecznie, godnie?
💥
Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Czarnym,
nie miało to jednak wpływu na moją opinię o książce.
Dziękuję za przekazanie egzemplarza recenzenckiego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.