Kochają i jednocześnie są wkurwio*. Angażują się na 1000%, a i tak mają nieustanne poczucie winy. Są szczęśliwe i niemiłosiernie zmęczone. Zachwycają się i za jednym razem czują się niezrozumiałe. Mają poczucie wielkiego obowiązku i tym samym nie są pewne, czy podejmują dobre decyzje. Niby są w centrum zainteresowania, podczas gdy tak naprawdę są boleśnie samotne. Pozostawione same sobie. Niewidoczne. Matki są tak oczywiste, że aż nie dostrzegamy tego, kim są. Dla rządu najważniejsze, by urodziły. Dla mężczyzn, by chata była ogarnięta. Dla dzieci, by dała, zrobiła, zawiozła, kupiła, wyprała, wyprasowała, przypomniała, obudziła, przytuliła, pocieszyła. By była zawsze, kiedy się jej potrzebuje. A w międzyczasie, najlepiej żeby się nie wtrącała. Taka nasza rola.
A jednocześnie, spróbujmy zapomnieć dać dziecku śniadanie do szkoły- dostaniemy od razu reprymendę od wychowawczyni lub pedagożki, a być może i zgłoszenie do opieki społecznej. Jeśli zrezygnujemy z pracy zawodowej, by ogarniać dom i nasze bąbelki, i tego ukochanego męża, który co prawda nie jest rycerzem na białym koniu, ale przecież jest ojcem naszych dzieci- będą gadać, że jesteśmy leniwe, nie chce nam się pracować albo nic nie potrafimy i nikt nas nie przyjmie do pracy. Jeśli jednak pracujemy, to będą gadać, że zaniedbujemy rodzinę. A spróbujmy tylko spotkać się raz na rok z koleżankami, wyjść na fitness czy do psychologa- wtedy jesteśmy egoistkami. Ciągle na cenzurowanym.
Od matek oczekuje się bezwarunkowej miłości oraz instynktu macierzyńskiego, który jest nam wszystkim dany od bozi. Więc musimy kochać, uśmiechać się i być wdzięczne za wszystko co życie nam przynosi. A co przynosi? Jak żyje się matkom w Polsce w XXI wieku?
Anna J. Dudek, dziennikarka, reportażystka, zajmująca się prawami kobiet w kontekście politycznym i społecznym, w swoim najnowszym reportażu o matkach pt. "Znikając", ukazała z jakimi emocjami się borykają na co dzień.
W swojej książce opisuje zatem historię matki niesłyszącej. Matki, która urodziła dzięki in vitro. Matki, która adoptowała swoje dzieci. Która doświadczyła depresji. Która porzuciła swoje dziecko. Która jest matką niepełnosprawnego dziecka. Która urodziła grubo po czterdziestce. Która jest alkoholiczką. Która nie chce być matką. Która ma sześcioro dzieci. Która doświadcza przemocy domowej. Która czeka na adopcję i stanie się matką adopcyjną. Która jest homoseksualna, a jej pociecha ma dwie matki. Która jest chora onkologicznie, a jej życie wisi na włosku. Która ma dziecko transpłciowe. Której dziecko popełniło samobójstwo... Historii matek jest tu tak wiele, a każda zupełnie odrębna, a jednocześnie bliska wszystkim innym opowieściom. Każda z nas znajdzie wśród nich choć kawałek siebie. Nasz los, kobiet, matek jest podobny, choć o każdej z naszych dróg można by napisać osobny reportaż...
"(...) Wszystko dzieje się teraz, natychmiast, bez próby generalnej, a ona nie jest gotowa. Dajcie mi jeszcze chwilę. Pozbieram się, wyśpię i będę lepszą matką. Bo teraz czuję się jak zła matka i zły człowiek.
(...) Kochała je [dziecko] nad życie, kochała tak, jak nikogo nigdy przedtem, ale ono zabrało jej ją samą. Dało uśmiechy, kupy i emocjonalną huśtawkę. Ciągły lęk i poczucie winy.
(...) Może potrafiłaby udźwignąć zmęczenie fizyczne. Może. Ale psychicznie była upierdolona."
Co niektórzy wypominają nam, że tak nam źle, ale 500+ bierzemy. A co państwo na to, że mimo obowiązujących standardów opieki okołoporodowej, nadal ponad 50% kobiet doświadcza na porodówkach przemocy i nadużyć ze strony personelu medycznego? Przypomnę, choć nie wiem właściwie komu, bo my kobiety- te w wieku reprodukcyjnym, jak i matki, babcie, siostry doskonale o tym wiemy i drżymy- od października 2020 roku matki są skazane na rodzenie śmiertelnie chorych dzieci, co zagraża także im samym. Zbyt wiele kobiet straciło już życie, bo lekarze bali się reagować.
Kilka dni temu dosłownie, usłyszałam od swojego rozmówcy (nie rozmówczyni; kobieta raczej nie powiedziałaby czegoś takiego), że polityka prorodzinna w Polsce jest tak doskonała, że już są kraje, które chcą z nas brać przykład! Chyba z nas jednak kpią, a nie zazdroszczą! Anna Dudek wyraźnie nawiązuje do raportu przygotowanego w zeszłym roku przez "Compare The Market, który bada, na ile poszczególne kraje są przyjazne rodzinom z dziećmi. Polska zajęła czwarte miejsce od końca. Autorzy brali pod uwagę dostępność służby zdrowia, jakość edukacji, szczepienia, dostęp do wody i terenów rekreacyjnych, a przeanalizowali dane z 31 krajów rozwiniętych (...)."
Co mi po po 500+, kiedy dzwonię w poniedziałek do przychodni, bo moje dziecko jest chore i już o godzinie 8 nie ma numerków na cały tydzień do pediatry? Na co mi 500+, kiedy wszystko drożeje z dnia na dzień, bo przecież skądś ta kasa musi być brana? Co mi po 500+, kiedy mogę umrzeć będąc w kolejnej ciąży, a lekarz będzie się bał mi pomóc? Co to za polityka prorodzinna, kiedy muszę walczyć o miejsce w żłobku, zaraz po urodzeniu dziecka? A po kilkunastu latach, młodzież i ich rodzice muszą brać udział w wyścigu szczurów i walczyć o miejsce w dobrej szkole? Absurdów jest tak wiele, że naprawdę można się załamać. Więc nie chcę słyszeć już więcej, że "przecież biorę 500+ i czego jeszcze chce? A jak się nie podoba, to niech nie biorę". Tylko facet może tak powiedzieć.
Czytając "Znikając" chce się wyć i krzyczeć. Dlaczego spotyka nas taki los?! Chce się też przytulić bohaterki i powiedzieć: "Rozumiem cię. Też tak mam.". Chce się uciec, choć nie ma dokąd.
Zastanawiam się teraz, czy jest coś pozytywnego, co płynie z tego reportażu? Obraz jaki się z niego wyłania, jest zdecydowanie negatywny. I tak sobie myślę, że po pierwsze, powinna to być lektura obowiązkowa dla wszystkich przyszłych mam i obecnych, a także dla ludzi, którzy z matkami się spotykają i z nimi pracują. Czyli praktycznie: dla wszystkich. Warto przeczytać tę książkę i zobaczyć, jak wiele jest obliczy macierzyństwa. Jak bardzo różnią się od siebie, i jak wiele je łączy. Czytając i znając macierzyństwo "od kuchni" można przyznać się przed sobą, że dychotomia to nasza matczyna codzienność. Trudno czasem o tym powiedzieć głośno, tymczasem przyznać się samej przed sobą, to już coś. Mamy prawo kochać i być wkur*ne.
Reportaż unaocznia też ile jesteśmy w stanie znieść dla dobra dziecka. Jak bardzo zapominamy o sobie. Jak mocno się unieszczęśliwiamy. Może jednak warto zacząć od swojego samopoczucia. Wzmocnić siebie, pozwolić sobie na błędy, których nikt nie jest w stanie uniknąć. Wyciągnąć do siebie pomocną dłoń. Tak, jak mamy ochotę to zrobić do bohaterek reportaży.
Kolejna ważna rzecz: bądźmy siostrami dla innych matek. Bo z siostrzeństwem to u nas kiepsko. Co z tego, że wiemy, jak nam ciężko, jeśli krytykujemy sąsiadkę- matkę, czy matkę z placu zabaw? Anna Dudek udowadnia, że zachowanie, które widzimy przez ułamek sekundy, to tylko czubek góry lodowej. A pod taflą są emocje i doświadczenia. Jest życie, jakiego sobie nawet nie wyobrażamy.
Mrzonką jest jednak, że ta publikacja coś zmieni w podejściu do matek. Matki są. Mają obowiązek być. Są tak oczywiste, że aż niewidoczne.
💗
nie miało to jednak wpływu na moją opinię o książce.
Dziękuję za przekazanie egzemplarza recenzyjnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.