Życie „na dole” go tłamsiło. W górach czuł wolność, natchnienie, spokój, pojednanie. Miał bzika na punkcie wspinaczki. To było jego uzależnienie.
Tomek Mackiewicz marzył, by zdobyć szczyt Nanga Parbat jako pierwszym w czasie zimy. Próbował bezskutecznie kilka razy. Kiedy udało się to innej ekipie w 2016 roku, zmienił się- zmarkotniał, wpadł w obsesję poszukiwania dowodów, że to jednak nie miało miejsca- opowiada Elisabeth Revol w swoim wydaniu literatury faktu ze wspólnej, tragicznej i ostatniej wyprawy z Czapkinsem.
Książka jest rodzajem terapii traumy, którą przeżyła, poradzenia sobie z emocjami, wspomnieniami, poczuciem winy. To bardzo osobisty i przejmujący zapis.
Sięgając po tę publikację nie szukałam sensacji z ludzkiej tragedii, lecz miałam nadzieję poznać prawdziwą historię wyprawy. Nie rozumiałam też po co niektórzy ludzie- w tym przypadku Revol i Mackiewicz- narażają życie swoje i swoich bliskich (mają przecież partnerów i dzieci) dla kilku chwil błogiej przyjemności na ponad ośmiu tysiącach metrów nad poziomem morza, w ekstremalnych warunkach. Dlaczego ci dwoje, jeszcze bardziej utrudnili sobie zadanie, wybierając wspinaczkę zimą, w stylu alpejskim, czyli bez butli tlenowej, bez poręczówek, bez wsparcia, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia? Dzięki zwierzeniom himalaistki jestem w stanie to zrozumieć.
Nie do końca odpowiada mi styl, w jakim jest napisana „Przeżyć. Moja tragedia na Nanga Parbat”- może to wina tłumaczenia, może korekty, nie wiem, lecz nie ma to większego znaczenia. I tak warto było sięgnąć po tę książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą opinię :) Twoje zdanie na ten temat jest dla mnie niezwykle ważne.