Jeśli
tak, jak ja macie już dosyć świątecznego jedzenia i szukacie
delikatnego, acz pożywnego dania obiadowego, zachęcam Was do
ugotowania wiosennej zupy jarzynowej z białą fasolą autorstwa
Jamiego Olivera. Choć jest środek zimy, wszystkie składniki są
dostępne bez problemu- szpinak udało mi się kupić świeży,
brokuły i kalafior wybrałam mrożone, pomidory i fasolę w puszce.
Jeśli próbowaliście już zupy z soczewicy z szpinaku i
jesteście nią zachwyceni, ta wiosenna także Was zadowoli :)
Składniki:
3
marchewki
2
łodygi selera naciowego
2
średnie cebule
2
ząbki czosnku
oliwa
z oliwek
400g-
gramowa puszka białej fasoli
200g
kalafiora
200g
brokułów
200g
szpinaku
2
duże, dojrzałe pomidory (lub w sezonie zimowym pomidory w puszce)
2
drobiowe lub warzywne kostki bulionowe (jak zwykle zamieniam je na
bulion eko bez konserwantów i chemicznych dodatków) sól i
pieprz
Przygotowanie:Obierz
marchewki i tak, jak seler pokrój w plasterki. Obierz i posiekaj
cebule oraz czosnek. Postaw duży rondel na średnim ogniu i wlej 2
łyżki oliwy. Dodaj pokrojone wcześniej składniki i wymieszaj
całość drewnianą łyżką. Duś ok. 12 minut pod uchyloną
pokrywką, aż marchewki będą miękkie, ale nie stracą kształtu,
a cebula uzyska delikatnie złocisty kolor (uwaga, by się nie
przypaliło). Dodaj różyczki kalafiora oraz brokuła. Rozpuść
bulion w 1,8l wrzącej wody z czajnika i wlej do garnka z warzywami.
Gotuj, aż kalafior i brokuły będą miękkie. Wtedy dodaj pokrojone
pomidory oraz odsączoną z zalewy fasolę. Umyj i posiekaj szpinak.
Dodaj na ostatnie 30 sekund gotowania się zupy, a następnie zdejmij
z ognia. Dopraw do smaku. Jeśli chcesz, aby zupa miała gładszą
konsystencję, oddziel połowę, zmiksuj ją, a następnie przełóż
z powrotem do rondla i wymieszaj. Zupa gotowa- smaczna, treściwa i
zdrowa!
niedziela, grudnia 23, 2012
Drodzy Przyjaciele! Radosnych, zdrowych i pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia! By niczego i nikogo nie zabrakło Wam w tych wyjątkowych dniach...
Pamiętam,
kiedy w latach 90-tych rodzice masowo kupowali i czytali „Jak
mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do
nas mówiły” A. Faber i E. Mazlish. To był obowiązkowy
przewodnik po komunikacji rodzinnej. W naszej domowej biblioteczce
także się znalazł, choć ciągle Mama komuś go pożyczała.
Później na studiach sama sięgnęłam po ten poradnik i zaczęłam
stosować poznane metody.
Choć czytam wiele książek, w tym
poradników, natrafiam na te gorsze i lepsze (te drugie staram się
Wam prezentować), ale właściwie nie zetknęłam się jeszcze z
takim, którego poleciłabym absolutnie WSZYSTKIM rodzicom i wpisała
do kanonu obowiązkowych lektur dla „posiadaczy dzieci”. Jednak
zmienia się to dzisiaj. Oto poradnik nad poradnikami! Przewodnik nad
przewodnikami! Wspaniała książka, którą musicie koniecznie
przeczytać! A gdy zastosujecie wskazówki w niej zawarte, gwarantuję
Wam, że Wasze życie rodzinne zmieni się na lepsze (nawet jeśli
już jest super, będzie jeszcze lepiej i pozostanie tak już na
zawsze)!
Czy chcielibyście, by Wasze dzieci w każdym etapie
swojego życia umiały i chciały z Wami rozmawiać? By nie
„pyskowały”, nie kłamały, nie uciekały z rodzinnego gniazda?
A czy zastanawiacie się, jaki jest środek, by to osiągnąć? Pytam
dalej. Co pamiętacie z rozmów, tłumaczeń, zakazów i nakazów
Waszych Rodziców w stosunku do Was? Pewnie niewiele... A co
pamiętacie z Ich życiowych wyborów i doświadczeń? Zgaduję, że
o wiele więcej... (bo oczywiście takie same wspomnienia mam i ja).
„Dziecko o wiele więcej uczy się z tego, kim jesteśmy, niż z
tego, co mówimy. Dlatego musimy być tym, kim chcemy, żeby stały
się nasze dzieci”- J. Ch. Pearce. Zapamiętajcie sobie te słowa
do końca życia i przekażcie swoim dzieciom, kiedy same staną się
Rodzicami...
„Szanujący
Rodzice, szanujące Dzieci” adresowani są do rodzin z dziećmi w
każdym wieku. Przewodnik ten opiera się na zasadach i praktyce
Porozumienia bez Przemocy autorstwa dr Marshalla B. Rosenberg. Jest
to sposób komunikacji oparty na empatii, uczuciach, potrzebach obu
stron oraz zastosowaniu określonego języka, tak by uniknąć
agresji, a jednocześnie wesprzeć współdziałanie. Brzmi, jakby to
było prawie niemożliwe w zastosowaniu. Ale wcale tak nie jest!
Wystarczy poznać, przemyśleć i zacząć wcielać w życie tę
metodę, a da się zauważyć różnicę w jakości Waszych dialogów.
Autorki piszą prostym językiem, trafiając do serc i głów
każdego, komu zależy na dobrym porozumieniu bez konfliktów.
Przedstawiają „7 kroków do współdziałania”, gdzie każdy z
nich zbliża Rodzica do swojego Dziecka:
Krok
1. Rodzic ma cel
Krok
2. Dostrzeż potrzebę stojącą za działaniem
Krok
3. Zbuduj poczucie bezpieczeństwa, zaufanie i więź
Krok
4. Inspiruj do dawania
Krok
5. Używaj języka szacunku
Krok
6. Ucz się i rozwijaj razem z dzieckiem
Krok
7. Zmień swój dom w Strefę bez Przemocy.
Do każdego kroku
dodano ćwiczenia, by lepiej opanować przedstawione umiejętności.
Sporą część książki zajmują także zabawy i inne formy
aktywności dla całej rodziny, uczące każdego z jej członków
Porozumienia bez Przemocy.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia
po tę książkę, a raczej jej zakup, gdyż będziecie do niej
wracać wielokrotnie. Stańcie się Szanującymi Rodzicami u boku
Szanujących Dzieci.
Wychowanie
dziecka to filozofia. Każdy ma na ten temat swoje zdanie, swój
system wartości i norm, mniej lub bardziej podobne do innych. Jak to
z filozofią bywa, zmienia się ona wraz z biegiem życia, inną
filozofię wyznajemy przy pierwszym dziecku, lecz przy drugim może
już być nieco odmienna. Istnieją także różne nurty
pedagogiczne, na przykład- co by Was tu nie zanudzać- koncepcja
wychowania naturalnego, socjologizm, wychowanie przez pracę, przez
kulturę, psychoanaliza, pragmatyzm, behawioryzm, esencjalizm,
personalizm i mnóstwo innych. Tak naprawdę, tyle podejść do
wychowania, ilu ludzi.
Poradniki
dla rodziców opierają się również na określonym kierunku
wychowania, jaki uznaje sam autor. Dlatego też niekoniecznie
światowo uznany poradnik- hit, bestseller- będzie odpowiadał
naszej filozofii wychowania. Dlaczego piszę o tym akurat teraz?
Ponieważ jestem po lekturze takiej właśnie książki. Nie oceniam
jej negatywnie, lecz nie wszystko w niej jest zgodne z moim
podejściem do dzieci.
Tracy
Hogg- autorka omawianego poradnika- jest pielęgniarką, nianią,
ekspertką radiową i telewizyjną, mamą oraz babcią. Jej programy
telewizyjne oraz poradniki znane są na całym świecie, a rady
wcielane w życie w milionach rodzin. Mówią o niej „Zaklinaczka
dzieci”. Ale przecież zaklinacze zajmują się przepędzaniem
złych duchów. A czy niemowlęta mogą być przeklęte?!
Tracy
Hogg większość swoich rozwiązań problemów wychowawczych opiera
na autorskiej metodzie PROSTE. To „powtarzalne cykle złożone z
poszczególnych elementów (…). Posiłek (…), ROzrywka (…),
Sen (…), TEraz czas dla Ciebie.” PROSTE jest naprawdę proste i
się sprawdza, co do tego nie mam wątpliwości. Zaklinaczka dzieci
radzi jak poradzić sobie z trudnościami związanymi z jedzeniem,
spaniem i oczywiście innym zachowaniem maluchów. Odpowiada na
najczęstsze pytania rodziców. Przytacza liczne przykłady. Jest
pewna siebie i wie, o czym pisze. Zgadzam się z nią w większości,
np. by być rodzicem przytomnym, cierpliwym i konsekwentnym, by
unikać przypadkowego rodzicielstwa, by uczyć od maleńkości
rozumienia i wyrażania emocji, by mówić językiem naszych pociech,
by tłumaczyć im rzeczywistość, by pomagać w byciu samodzielnym.
Właśnie, samodzielność. T. Hogg z nauką samodzielności
niemowląt, moim skromnym zdaniem przesadza. Według niej już
noworodki powinny spać samodzielnie, w swoim łóżeczku, a
najlepiej w swoim pokoju. Pić z piersi nie dłużej niż 30 minut,
po 3. dobie należy karmić według harmonogramu. A trening
czystości zaczynać już od 9 miesięcy, nie później niż przed
ukończeniem pierwszego roku życia i najlepiej zacząć od razu
siadać na sedes z nakładką. Zaklinaczka dzieci nie narzuca
oczywiście swoich metod, opisuje ich wdrażanie na każdym etapie
rozwoju od pierwszego dnia życia do 3 roku. Mimo wszystko, są one
dalekie od moich osobistych metod, choć przyznaję, że wiele z nich
jest niedoskonałych. Zdaję sobie też sprawę, że strategie znanej
ekspertki od wychowania działają i są rzeczywiście pomocne wielu
rodzicom. Dlatego nie krytykuję, wyrażam swoją opinię, a wybór
pozostawiam jak zawsze Wam. Przeczytajcie i oceńcie sami.
Ekologia
jest modna. Wreszcie! W końcu wszystkie pokolenia nauczyły się
dbać o środowisko i pojęły czym jest szeroko rozumiana E K O L O
G I A! Babcie przestały brać reklamówki ze sklepów po 20 sztuk
„na zapas”, nasi rodzice zaczęli segregować odpady, a nasze
pokolenie, a tym bardziej pokolenie naszych dzieci żyje z ekologią
za pan brat. Mam rację? Przynajmniej takie mam odczucia...
Foliowa
reklamówka rozkłada się ok. 10-20 lat, puszka z aluminium- 200
lat, a plastikowa butelka nawet 1000 lat!!! Byśmy nie utonęli w
górach odpadów, musimy postawić na recykling. I to we własnym
gospodarstwie domowym. Więc jeżeli macie w domu choć jedną parę
małych rączek lub sami uwielbiacie wyczarowywać wielkie COŚ z
niczego, czyli ze śmieci, czyli idąc dalej, żyjecie ekologicznie,
książka „Papierowe zoo z materiałów, które mam pod ręką”
jest dla Was!
Jest
to zbiór kreatywnych i ekologicznych pomysłów na stworzenie
własnych zabawek i dekoracji z dostępnych każdemu produktów. Na
przykład z butelek, pudełek, kartoników, tektury, papieru, folii,
zakrętek, puszek, rolek po papierze toaletowym, płyt cd, skarpet,
wstążek, tasiemek, sznurków, drewnianych koralików, sypkich
produktów spożywczych itp. Do tego potrzebne będą narzędzia
plastyczno- techniczne, które są w każdym domu: klej, nożyczki,
zszywacz, taśma klejąca, pisaki, akwarele. Ostatecznie, by efekt
był piorunujący, można dokupić drobiazgi takie jak: kolorowe
druciki kreatywne, plastikowe oczy, puszyste kuleczki, brokat itp.,
ale kto jest naprawdę kreatywny i ekologiczny, poradzi sobie i bez
tego ;)
A teraz do dzieła! Tu wytnę, tam podkleję, tu
złożę, tam przykleję, pomaluję, poczekam aż wyschnie i już mam
recyklingowe zwierzątka leśne, polne, z puszczy i z sawanny,
domowe, a nawet morskie. Mogę mieć ich mnóstwo i każde będzie
inne i wyjątkowe, bo stworzone „tymi ręcami” ;)
Jeżeli uważacie, że jesteście EKO, musicie mieć tę książkę!
Subiektywny, bo mój. Każdy z Was może mieć inne zdanie i inny pomysł, dlatego też liczę, że podzielicie się swoimi sprawdzonymi propozycjami. Tworząc ten katalog brałam pod uwagę właśnie tylko sprawdzone produkty, do tego praktyczne, bezpieczne, mądre i piękne.
Według
producenta: Maska
do twarzy BingoSpa zawiera 4% czystego oleju sojowego oraz ekstrakt
algowo-roślinny, który wspomaga regeneracyjne i ujędrniające
działanie maski. Olej sojowy BingoSpa zawiera 15% nasyconych kwasów
tłuszczowych, kwas linolowy, olejowy, palmitynowy, bogaty jest
również w witaminę E i naturalną lecytynę. Olej sojowy jest
doskonałym emolientem odbudowującym naturalną barierę ochronną
skóry oraz dzięki zawartości kwasu linolowego, przywraca skórze
właściwy poziom nawilżenia. Olej sojowy jest dobrze wchłaniany
przez skórę, chroni ją przed utratą wilgoci. Maska polecana jest
dla skóry tłustej, mieszanej, ze skłonnościami do łojotoku,
zanieczyszczonej i wrażliwej.
Według
mnie: nie
mam ostatnio siły, by zadbać o siebie. Zastosowanie maski, która
wymaga 15 minutowego pozostawienia na twarzy, to luksus trudny dla
mnie do osiągnięcia. Ale nareszcie mogłam sobie na niego pozwolić
wczoraj wieczorem! Wow... Maska przyjemnie pachnie, jak już
zdążyłam się przyzwyczaić na poprzednich kosmetykach Bingo Spa.
Właściwie spokojnie mogliby zmienić nazwę na „BingoAroma”,
byłaby bardziej adekwatna :) Zapach jest istotny, nie może być
mdły, zbyt dominujący, bez nuty wyczuwalnej chemii, musi też
pasować do danego typu kosmetyku i oczywiście trafiać w nasze
gusta i nosy. Wracając jednak do maski, jest mlecznoprzejrzysta,
o rzadkiej konsystencji, lecz nie spływa z twarzy, utrzymuje się,
tak jak powinna. Po prostu sprawia wrażenie mokrej. Po 15 minutach
mojego małego luksusu, okazało się, że mam miękką, odżywioną,
gładką i delikatnie oczyszczoną cerę :)) Teraz jestem
zmotywowana, by takie sesje piękności robić sobie częściej.
Maseczka jest fajna, zdecydowanie jest to najlepszy kosmetyk
BingoSpa, jaki do tej pory miałam. A podkreślę jeszcze istotną
sprawę. Jestem alergikiem, uczula mnie wiele składników
kosmetyków, szczególnie wrażliwą mam twarz. Trochę się bałam
tej maseczki, gdyż nie ma na niej informacji, że została
przebadana dermatologicznie czy jest hipoalergiczna, a jednak mnie
nie uczuliła i przyniosła dobre efekty! Można ją kupić tutaj.
Czy
nie macie czasem siły, by poczytać Waszym dzieciom? Czy wieczorem
nie brakuje Wam czasu na wspólne czytanie do poduszki? Od dzisiaj
koniec wymówek! Wydawnictwo Jedność wydało właśnie kolekcję
mądrych i zabawnych historii, a do tego krótkich- do
przeczytania w 5 minut. I niech Ci z Was, którzy żyją według
idei slow live się nie oburzają. Przecież można „przerobić”
kilka baśni, jedna po drugiej. Są też i dzieci, które nie
potrafią jeszcze skupić swojej uwagi na dłużej. Takie krótkie
powiastki są więc i dla nich idealne!
„5 minut z baśnią”
to znane historie, takie jak na przykład: „Czerwony Kapturek”,
„Kot i mysz”, „Brzydkie kaczątko”, „Jaś i Małgosia”,
„Dziewczynka z zapałkami”, „Księżniczka na ziarnku grochu”,
„Złotowłosa i trzy niedźwiedzie”, a także zupełnie
większości nam nieznane- razem aż 87 baśni na ponad 500
stronach. Dzięki nim najmłodsi poznają twórczość m. in. braci
Grimm czy H. Ch. Andersena, jak i niezwykle mądre i ciekawe
przypowieści ludowe z różnych stron świata. Wszystkie teksty
uporządkowano tematycznie.
Ponadto książka ta została
przepięknie wydana. Twarda okładka, miejsce do wpisania imienia
właściciela (bardzo przydatne!), czytelna czcionka, estetyczna
szata graficzna to same zalety. Może mało tutaj ilustracji, lecz ma
być to przecież 5 minut z baśnią, a każdy obrazek, przedłużałby
sprawę ;) Książka ta jest też do czytania przez rodziców,
maluchy wcale nie muszą do niej zaglądać; mogą przytulić się do
miękkiej podusi, zamknąć oczy i zapadać w słodki sen...
Jeśli
zastanawiacie się nad mądrym prezentem gwiazdkowym dla dziecka, oto
moja propozycja. „5 minut z baśnią” będzie fantastycznym
upominkiem dla całej rodziny i to przydatnym przez wiele lat! I jest
jeszcze jedna zaleta, którą bardzo docenicie- jak na tak świetną
i obszerną książkę, kosztuje ona śmiesznie mało- 36,90zł!
Pozostaje tylko ruszać do księgarni, albo zagadać ze Świętym
Mikołajem ;)
Jedna ze znanych sieciowych restauracji dołącza do swoich
dziecięcych zestawów popularno- naukowe książeczki. Zwróciłam
już na nie uwagę, kiedy zauważyłam mnóstwo dzieciaków je
przeglądających podczas szkolnych przerw. Pomyślałam- cóż to
jest, że absorbuje tak najmłodszych? Wreszcie mam okazję to
sprawdzić :)
„Zdumiewający świat” jest to seria 6 albumików”
„Arktyka i Antarktyda”, „Wielkie koty”, „Oceany”,
„Ziemia”, „Lasy deszczowe” oraz „Gwiazdy i planety”.
Każda z nich jest wyjątkowa, choć mają wspólne cechy. Zawierają
ciekawe i proste w wyjaśnieniu fakty z danej dziedziny, kolorowe,
piękne fotografie, interesujące łamigłówki sprawdzające
znajomość podanych treści oraz to, co dzieci bardzo lubią-
naklejki!
Jestem zaskoczona książeczkami, gdyż są naprawdę
wartościowe. Nawet jeśli fakty w niej zawarte są okrojone, podano
je w taki sposób, że młody czytelnik może być zainteresowany
poszukiwaniem dalszych informacji, już w innych, bardziej obszernych
źródłach. Cała kolekcja albumów „Zdumiewający świat” jest
już znana w innych krajach, miło że u nas także cieszy się
zainteresowaniem dzieciaków. A czego można się z niej dowiedzieć?
Na przykład: jak zbudowana jest Ziemia? Czy góry rosną? Czy młode
wieloryby piją mleko matki? Czy ośmiornice mają mózgi? Z jakiej
odległości słychać ryk lwa? Dlaczego młode gepardy mają grzywę?
Czym żywią się niedźwiedzie polarne? Czy gwiazdy wybuchają? Jak
krokodyle łapią swoje ofiary? … Prawda, że ciekawe?
Kiedy
najlepiej zacząć z dzieckiem naukę czytania? Jak najwcześniej! To
znaczy? Według niektórych specjalistów (a swój post opieram na
krótkim omówieniu metody Glenna Domana) można zacząć już w
wieku 3 miesięcy!!! Pewnie teraz myślicie, jak to możliwe, skoro
niemowlę nie potrafi nawet mówić, więc skąd ma znać
abstrakcyjny dla niego alfabet?
Bardzo
małe dzieci niezwykle szybko przyswajają sobie nowe umiejętności.
Właściwie każdy dzień przynosi coś nowego. Rozwijają się
wszystkie zmysły oraz komunikacja społeczna. Niezwykle intensywnie
dojrzewa mózg i układ nerwowy. A to już wystarczy, by rozpocząć
naukę czytania.
Bardzo
mocno upraszczając opis metody, należy szybko pokazywać dziecku
tablice z wyrazami, napisanymi wyraźnie i dużą czcionką. Na
początek powinny to być bliskie maluchowi rzeczowniki, np. imię
dziecka, bliskie osoby- mama, tata, rodzeństwo itp., później mogą
to być wyrazy związane z zainteresowaniami brzdąca. W kolejnych
etapach nauki wprowadza się czasowniki (znane czynności), kolory,
przymiotniki, wyrażenia dwuwyrazowe, proste zdania i w końcu
rozbudowane zdania. Przygotować trzeba zestawy wyrazów, w każdym
po 5 nowych słów. Zestawy pokazujemy szybko i często, dodając co
jakiś czas nowe słowo. W czasie prowadzenia sesji nauki czytania,
dziecko musi być wyspane, najedzone, zdrowe, nic nie może je
rozpraszać, ale nie liczmy, że będzie siedziało spokojnie i
uczyło się czytać- to przecież mały człowieczek, który ma
potrzebę ruchu i aktywności. Jest jeszcze jedna bardzo istotna
zasada tej metody- nigdy nie wolno sprawdzać, czy maluch opanował
czytanie poznanych wyrazów!
Więcej o metodzie nauki
wczesnego czytania przeczytacie w książce Janet i Glenna Domana pt.
„Jak nauczyć małe dziecko czytać” lub broszurze „Zabawa w
czytanie metodą Glenna Domana” MagWords.
Jeśli
się zdecydujecie na ten krok, bardzo pomocny okaże się
zestaw do wczesnej nauki czytania producenta MagWords.
Według
producenta: Innowacyjny
zestaw edukacyjny do wczesnej nauki czytania metodą globalną
autorstwa Glenna Domana, współautora światowego bestsellera "Jak
nauczyć małe dziecko czytać". Metoda ta jest stosowana z
powodzeniem przez miliony rodziców na całym świecie, a w Polsce
zyskuje coraz większą popularność z uwagi na jej skuteczność
oraz przyjazną formę nauki poprzez zabawę. Jest
to jedyny produkt, który w 100% odpowiada ścisłym zaleceniom
twórcy metody - Glenna Domana (wielkość liter oraz wymiary
tablic).
Lekkie tablice magnetyczne umożliwiają bardzo
szybkie przyczepienie dołączonych liter magnetycznych i samodzielne
tworzenie nawet tysięcy dowolnie wybranych przez siebie lub przez
dziecko wyrazów w języku polskim (w razie potrzeby w różnych
językach). Litery magnetyczne mają wysokość 8 cm, została ona
ściśle określona ze względu na ograniczenia wynikające z
niedojrzałości percepcji wzrokowej dziecka poniżej piątego roku
życia.
Ruchomy alfabet umożliwia na błyskawiczną i
dowolną (bez żmudnej pracy i dodatkowych kosztów) zmianę
fleksyjnych „końcówek” każdego wyrazu np. ząb - zęby, oko –
oczy itp. Dzięki temu zestaw jest bardzo funkcjonalny i użyteczny.
Magnetyczny alfabet pozwala na szybkie ułożenie
dowolnego słowa, nawet o dłuższej budowie, umożliwia również
na naukę alfabetu, która jest zalecana na samym końcu ścieżki
czytania. Ponadto dziecko ma bezcenną możliwość "dotknięcia"
dowolnego wyrazu, dzięki czemu nauka odbywa się polisensorycznie
czyli z wykorzystaniem kilku zmysłów jednocześnie.
Zestawy posiadają po kilka pełnych alfabetów (w
zależności od zestawu). Są to czerwone litery wysokości 8 cm. W
skład zestawu wchodzą także cyfry, znaki diakrytyczne oraz
interpunkcyjne, tablice magnetyczne, wypraska do porządkowania
elementów, poradnik oraz kartonowe opakowanie.
Według
mnie: Nie będę tu oceniać
samej metody wczesnego czytania Glenna Domana. Skupię się tylko na
ocenie otrzymanego od producenta zestawu.
Z
ręką na sercu powiem Wam, że zestaw jest świetny! Solidnie i
estetycznie wykonany, łatwy w użyciu, pozwala na szybkie układanie
nowych wyrazów i przyczepianie ich do magnetycznych tablic. Zestaw
zawiera tyle elementów, że można układać dowolne słowa, w wielu
językach. Przyda się na wiele lat i jestem pewna, że posłuży
wielu dzieciom. Nawet jeśli nie macie ochoty uczyć czytania tak
wcześnie, produkt przyda się małemu uczniowi w każdym wieku. Temu
młodszemu to Ty będziesz układać wyrazy, natomiast później
maluch będzie miał ogromną frajdę móc robić to samodzielnie.
Przedstawiany zestaw nadaje się do nauki czytania wieloma metodami
oraz w wielu językach, w zależności od wyboru rodziców czy
nauczycieli. Przyda się i w domu, i w szkole. Poza alfabetem,
załączono także magnetyczne cyfry, znaki matematyczne oraz
liczmany. Dzięki temu, oprócz czytania, uczyć można liczenia,
tworzyć proste działania matematyczne i zaznajamiać z podstawami
matematyki. Znalazłam jeszcze jedno zastosowanie zestawu (choć
pewnie i z czasem będę miała kolejne pomysły). Litery i cyfry
można szybko i łatwo odrysować bez szkody i strachu, że
zniszczymy szablon. Dziecko chociażby ćwiczy wówczas motorykę
małą, zaznajamia się z zapisem drukowanego alfabetu, może tworzyć
dowolne wyrazy, działania, a nawet i plakaty. Jest to zabawa dla
całej rodziny!
Szczerze
polecam zestaw do nauki czytania MagWords :) A jeśli jesteście
zainteresowani jego efektami i lubicie konkursy, już wkrótce będzie
okazja do wygrania jednego z 2 mniejszych zestawów MagWords- little
MagWords "abc". Zachęcam do kolejnych odwiedzin bloga
Odkrywczej Mamy i do wzięcia udziału w konkursie ;)
Myślicie
już o Świętach? Macie już kupione prezenty, przygotowane
świąteczne ozdoby, bombki, stroiki, pomysł na choinkę? Najwyższy
czas zacząć wielkie przygotowania!
Proponuję,
by w tym roku większość bożonarodzeniowych dekoracji była
wykonana ręcznie przez całą rodzinę! Wieczory mamy długie, a
zamiast siedzieć przed telewizorem, fajniej będzie usiąść z
dziećmi przy dużym stole i trochę się pobawić. Z książeczką
„Wycinanki na Gwiazdkę” z łatwością poradzicie sobie z
przygotowaniem papierowych gwiazdek, choinki, aniołków, bałwanków,
ozdób choinkowych, betlejemskiej szopki, żłóbka oraz dekoracji
stołu i okien.
Niech wrócą te wspaniałe czasy, kiedy
bliscy spędzali ze sobą długie godziny, rozmawiali, śmiali się,
rodzice opowiadali rodzinne historie, dzieci się wygłupiały,
wspólnie wykonywało się prace ręczne, a przy tym wszystkim
wzmacniały się więzi...
A gdyby tego było jeszcze mało,
pomyślcie, jak oryginalnie będzie wyglądać Wasz dom podczas
tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia! Będzie z siebie dumni za
każdym razem, gdy spojrzycie na własnoręcznie przygotowaną ozdobę
;)
Nasz
system odpornościowy jest coraz słabszy. Nie chodzi mi tylko o to,
że nastał czas jesienno- zimowy, gdzie o przeziębienie nie trudno.
Współczesne życie naraża nas na większe prawdopodobieństwo
zachorowania na nowotwory, choroby układu krążenia,
autoimmunologiczne oraz na pojawienie się innych wszelkich
nieprawidłowości i zagrożeń naszego zdrowia. Jest to spowodowane
wieloma czynnikami, które niestety są wszechobecne i trudno dzisiaj
nie mieć z nimi styczności. Są to chemiczne dodatki do żywności,
zła dieta, nadmierne spożywanie leków, stres, zła kondycja
psychiczna, brak aktywności fizycznej, używki. To wszystko wpływa
właśnie na zaburzenia funkcjonowania naszego układu
odpornościowego. Czy nic już nie da się z tym zrobić? Czy
jesteśmy skazani na coraz szybszy rozwój chorób cywilizacyjnych?
Dlaczego medycyna nie może wynaleźć cudownego leku na dręczące
nas dolegliwości?!
No właśnie. Przyzwyczajeni do szybkiego
życia, oczekujemy szybkiego ratunku, chcemy połknąć kolejną
tabletkę i dalej żyć, jak żyliśmy. Tymczasem cudowna recepta na
zachowanie zdrowia istnieje od dawna! Tylko wymaga zmiany naszego
stylu życia, a więc i nakładu pracy, a tego nie lubimy. Jednak
warto się poświęcić, gdyż stawką jesteśmy my sami. A cóż to
za cudowny lek, o którym mówię? To nic innego jak naturalne
pożywienie oraz harmonia między ciałem a duchem. Te dwa aspekty
mają ogromny wpływ na układ odpornościowy. One nie tylko
zapobiegają chorobom, ale też i leczą! Przekonała się o tym
autorka licznych książek oraz kursów, dietetyczka i
dietoterapeutka- Bożena Żak- Cyran. Jakiś czas temu ciężko
chorowała, lecz wyleczyła się odpowiednią dietą! O tej
niesamowitej kobiecie, pisałam Wam już kiedyś („Odżywiajdziecko w zgodzie z naturą”, „Odnowa na talerzu”). Dziś znowu
zachwycam się jej nauką i mądrością.
W poradniku pt.
„Wzmacniaj odporność prostym pożywieniem”, Bożena Żak- Cyran
opisuje funkcjonowanie układu odpornościowego, a szczególnie ważne
są informacje o objawach jego osłabienia oraz sposobach na jego
wzmocnienie. Niezastąpione są też oryginalne przepisy na ponad 130
posiłków. Wszystko opiera się oczywiście na czystej naturze.
Książka jest niezwykle interesująca, praktyczna i
podnosząca na duchu, że niekoniecznie nasze podupadłe zdrowie jest
już na zawsze utracone. Jest to poradnik dla ludzi w każdym wieku,
chcących pójść drogą ku naturalnemu odżywianiu.
„Pomóżmy
naszym dzieciom zrozumieć, że odwaga wcale nie oznacza, że mamy
być silniejsi od innych albo dokonywać rzeczy, których nikt inny
nie jest w stanie dokonać.” Te mądre słowa pochodzą z
Przewodnika dla rodziców dołączonego do bajki pt. „Odważny
Hipcio”. Czym jest odwaga i po co właściwie jej uczyć? Jak o
niej rozmawiać z maluchami? Czy odwaga nie prowokuje czasem do
ryzykownych zachowań? Na wiele pytań musimy sobie sami
odpowiedzieć, troszeczkę być może pomogą wskazówki Stormie
Omartiana, które i tak należałoby przemyśleć, dopasować do
swojego systemu wartości. O tak. Bycie świadomym i odpowiedzialnym
rodzicem nie jest takie proste...
A o czym opowiada sama
bajka? Tytułowy Hipcio nie mógł doczekać się dnia, w którym
zacznie naukę w szkole. Kiedy ten dzień w końcu nadchodzi, zdarza
się coś, co kompromituje Hipcia i staje się pretekstem do
ośmieszeń. Nikt nie chce się z nim bawić. Jest mu bardzo przykro.
Jednak Hipcio ma mądrego tatę, który tłumaczy synkowi co jest w
życiu najważniejsze. Młode zwierzę choć rozumie sens rozmowy,
nadal bardzo przeżywa odtrącenie rówieśników. I nagle- jak to w
bajce bywa- staje się COŚ, co odmienia zły los bohatera. Nie
powiem Wam co, bo przecież, nie mogę Wam opowiedzieć całej
historii, ale zdradzę tylko, że Hipcio wykaże się niemałą
odwagą...
Co
można robić, kiedy ma się 6-9 lat, a za oknem szaro, zimno,
deszczowo i wietrznie? Zadałam to pytanie samym zainteresowanym,
czyli dzieciom. Co usłyszałam w odpowiedzi? Oczywiście przeważały
propozycje telewizyjne oraz gry komputerowe. Pojawiły się także
pomysły, by rozwiązywać krzyżówki z babcią, czytać, spać,
leżeć i czekać, aż przestanie padać, czy urządzić z
rodzeństwem bitwę na skarpetki :)) A ja zaproponowałabym kreatywne
zabawy i gry z bohaterami „Epoki lodowcowej”.
Jest to
książka pełna świetnych pomysłów, które na pewno zainteresują
dzieciaki. Są labirynty, tematy i miejsca do rysowania, kolorowanki,
quizy, a nawet kilka gier! Można wyciąć sobie maskę Wiewióra,
modele zakochanych mamutów Brzoskwinki i Ethana lub zabawne
zawieszki na drzwi! Dla lubiących zabawy przy muzyce, zamieszczono
propozycje zabawy tanecznej! I oczywiście nie zabraknie dzieciom
fajnych naklejek (a jest ich aż 150) oraz szablonów do
odrysowywania z bohaterami bajki. Jest co robić i w czym wybierać.
Z taką książką Waszym dzieciakom już nie będzie się chciało
„leżeć, pluć i łapać i po pupie się drapać” ;) .
Oto
genialna książka dla młodych artystów, choć nie tylko. Rysować,
malować, wycinać, przerabiać, odrysowywać, dorysowywać, drzeć,
mazać, kleić, lepić, składać, układać i sama nie wiem co
jeszcze. Choć jedną z tych czynności lubi każde dziecko. Niektóre
prace są bardziej twórcze, a inne odtwórcze, ale liczy się
przecież dobra zabawa, a niekoniecznie sam końcowy efekt.
Polecam
książkę z ogromną ilością fantastycznych pomysłów na sztukę
dla dzieci w przedziale wiekowym 6-9 lat (choć dorośli i starsze
lub młodsze rodzeństwo też będą się świetnie bawić).
Publikacja nie tylko bawi i inspiruje, ale także uczy. Młody
artysta pozna między innymi pojęcia takie jak autoportret,
abstrakcja, pejzaż, scena rodzajowa, kolaż, mozaika, dowie się kim
byli Rousseau, Arcimboldo, Munch, da Vinci i wielu innych. A przede
wszystkim pozna różnorodne techniki pracy plastyczno- technicznej
i będzie mógł je wykonać własnymi dłońmi. Będzie mógł
tworzyć z szablonów oryginalny plener czy scenę z galerii sztuki,
będzie też mógł kolorować, wykańczać według własnego pomysłu
obrazy, wykonywać kolaż, ramkę, przerobić portret Mony Lisy,
wycinać i przyklejać, kopiować małe szkice, uzupełniać obrazki,
malować palcami, ozdabiać papierem ozdobnym wszystko, co zechce (i
na co Ty mu pozwolisz...), ale to tylko kropla w morzu propozycji z
tej książki. Artysta musi mieć pewne predyspozycje, dlatego też
Wasze dziecko będzie mogło się sprawdzić w psychoteście. Trzeba
mieć także dobrą pamięć, którą wytrenuje w grze, jaką jest
artystyczne Memo. No i oczywiście musi być spostrzegawczy- w tym
pomoże odszukiwanie różnic między ilustracjami.
Jestem
tą książką zachwycona! Jest kolorowa, posiada wiele ruchomych
elementów, naklejek, szablonów, wycinanek, miejsc do rysowania.
Żałuję, że podręczniki w szkołach do tego typu zajęć tak nie
wyglądają. Lekcje wyglądałyby wtedy zupełnie inaczej. Chętnie
podarowałabym tę książkę każdemu uczniowi klas 1-3 szkoły
podstawowej. A ponieważ nie jestem w stanie tego zrobić, zachęcam
Was szczerze do jej zakupu dla Waszych dzieci. Nikt na pewno nie
będzie żałować, ani Wy, ani tym bardziej dzieci. A jeśli,
jeszcze mi nie wierzycie, przejdzie się do najbliższej księgarni i
zajrzyjcie do wnętrza „Sztuki. Kreatywne zabawy i gry”
Wydawnictwa Muza. A wtedy zrozumiecie mój zachwyt...
„Pan
kotek był chory i leżał w łóżeczku. I przyszedł kot
doktor. - Jak się masz, koteczku? ...” (S. Jachowicz)
Pamiętacie
ten wiersz ze swojego dzieciństwa? Uwielbiałam go czytać,
szczególnie gdy byłam chora. Oglądam też wtedy na okrągło „Było
sobie życie”. I to były w ówczesnych czasach chyba jedyne
propozycje mówiące o zdrowiu i chorobie. A ten temat zawsze mnie
ciekawił, aż doprowadził mnie do studiów z pedagogiki zdrowia,
ale to już osobny temat...
Dziś, kiedy profilaktyka zaczyna
być doceniana, powstaje wiele kampanii, akcji i programów
zapobiegających wszelkim chorobom. Temat zdrowia i choroby dotyczy
nas wszystkich- dorosłych, ale też i dzieci. I wreszcie
zrozumieliśmy (choć niestety jeszcze nie wszyscy), że prawidłowych
zachowań zdrowotnych należy się uczyć od najmłodszych lat. Im
wcześniej tym lepiej. Pierwsze życiowe lekcje powinny dotyczyć
zachowywania higieny osobistej. Tutaj przyda się Wam- rodzicom oraz
maluchom- świetna książeczka pt. „Te okropne bakterie”.
Opowiada ona w prosty, a mimo to konkretny sposób, jak
uchronić się przed powszechnymi chorobami. Nazwałabym tę opowieść
bajką profilaktyczną, pełną samych mądrych treści, które
obowiązkowo muszą być znane każdemu dziecku!
Poza mądrym
tekstem, atutem książeczki są świetne, gdzieniegdzie bardzo
realistyczne ilustracje. Aż miło się przegląda. Książka
oprawiona jest w twardą oprawę, a na pierwszej stronie znajdziemy
miejsce na dedykację.
Wierzę, że zależy Wam na zdrowiu
Waszych dzieci. Mam też nadzieję, że często poruszacie z nimi
temat zdrowia i choroby i sami też dajecie dobry przykład. Jeśli
chcecie pomóc najmłodszym w zrozumieniu sensu profilaktyki,
koniecznie sięgnijcie po książeczkę pt. „Te okropne bakterie”
i przeróbcie tę ważną lekcję o higienie osobistej. I
pamiętajcie- mimo wszystko taniej jest zapobiegać, niż leczyć.
Kremy
do rąk dzielę na grupy: 1. To kremy tłuste, które długo i ciężko
się wchłaniają, pozostawiając tłustą warstwę. Efekt to
przetłuszczające się dłonie :( 2. Kremy lekkie, szybko się
wchłaniają, pozostawiając... suchą skórę, a czasem nawet
przesuszoną. 3. Kremy skoncentrowane, optymalnie nawilżają, nie
przetłuszczając dłoni. Do tej kategorii należy mój ulubiony
krem, którego niezmiennie używam od lat. A jaki jest balsam
kokosowy do dłoni BingoSpa?
Według
producenta:Balsam kokosowy BingoSpa do dłoni
posiada przyjemną, lekką konsystencję i zniewalający kokosowy
zapach. Dokładnie nawilża i głęboko odżywia skórę, wzmacnia
jej warstwę lipidową. Sprawia, że skóra dłoni na długo zachowa
gładkość i delikatność. Balsam BingoSpa wchłania się szybko i
równomiernie, wzmacnia osłonę lipidową skóry, ogranicza utratę
wody własnej z naskórka. Chroni skórę dłoni przed negatywnym
wpływem detergentów i innych czynników środowiskowych
podrażniających i wysuszających skórę.
Według
mnie: Zapach jest urzekający,
choć szybko się ulatnia. Pachnie niesamowicie, dzięki czemu
balsamowanie rąk staje się jeszcze bardziej przyjemne. Konsystencja
też bardzo mi odpowiada, jest to rzeczywiście balsam. Szybko się
wchłania, nie zostawia tłustej warstwy. Dłonie są miękkie i
przez chwilę nawilżone. Niestety efekt nawilżenia nie utrzymuje
się długo :( Bardzo nam tym ubolewam... Opakowanie jest wygodne i
ładne. A produkt, mimo małego efektu nawilżającego, byłby miłym
upominkiem.
Właśnie się dowiedziałam, że do jutra, tj. 11 listopada trwa promocja -20% na wszystkie książki dostępne w księgarni internetowej Sensus.pl . Zachęcam do szybkich zakupów, bo czasu pozostało mało!
„Cześć,
Tato!” to zabawna i ciepła opowieść o rewolucji, jaką niesie
pojawienie się w życiu mężczyzny dziecka. Książka jest
niezwykła, gdyż jej narratorem jest wreszcie TATA, a nie ciągle,
jak to bywa w innych wydaniach, matka.
Czytając ją to
śmiałam się do rozpuku, to wspominałam pierwsze miesiące z
Rysiem, a to z kolei wybiegałam w przyszłość i zastanawiałam
się, jak to będzie za parę lat...
Autor (czy to
autentyczna, sparodiowana historia ojcostwa Józefa Ratajczaka??
Ciągle się nad tym zastanawiam) zostaje ojcem Grzegorza. Zanim
jednak Grzegorz został Grzegorzem, był skrzatem. Ale nie takim
skrzatem, co mieszkał w brzuszku mamy. Chodzi o jeszcze wcześniejsze
czasy, kiedy to sam ojciec i matka byli dziećmi! Skrzacik Grzegorz
nie dopuścił np. do klapsa dla Taty-wtedy dziecka, ugryzł pewne
straszydło w łydkę, by nie nękało go więcej i w ogóle pomagał
przyszłemu ojcu, jak dobry duszek.
A
gdy skrzacik stał się człowiekiem- małym Grzesiem- to dopiero
zaczęło się dziać! W każdym tacie, drzemie małe dziecko, więc
wyobraźcie sobie co się działo... -niektóre z Was wiedzą o czym
mowa ;)
Książkę polecałabym przede wszystkim
tatusiom już obecnym i tym przyszłym (np. w oczekiwaniu na
poród...), dziadkom (bo w roli dziadka też trzeba się odnaleźć),
mamom i innym członkom rodziny. Zachęcam też do głośnego
czytania przy dziecku :) Czeka Was sympatycznie spędzony czas
podczas lektury „Cześć, Tato!”...
By jeszcze podsycić
Waszą ciekawość dodam, że książka ta zdobyła tytuł
„Najpiękniejszej Książki Roku 2007” i już dawno jest
bestsellerem! A kto zachwycał się ilustrowanymi historyjkami
Gapiszona, będzie podwójnie zachwycony, gdyż ilustracje do „Cześć,
Tato!” opracował sam Bohdan Butenko!
Od
kiedy wróciłam do pracy z końcem sierpnia, nasz Maluch zaczął
się budzić w nocy. I byłoby pół biedy, gdyby budził się raz,
ale On potrafi nawet kilkanaście razy w ciągu tylko jednej nocy!
Wcale nie jest głodny, ani spragniony, chce tylko się przytulić...
Dla nas to nowość, bo od 3. miesiąca Mały przesypiał
nieprzerwanie po 11-12 godzin! Mieliśmy chyba za dobrze, bo się
skończyło...
Na początku walczyliśmy: płacz Rysia-
śpiewanie kołysanek- ciągły płacz- masowanie plecków- jeszcze
głośniejszy płacz- lulanie na rękach- spokój Młodego-
odkładanie do łóżeczka- wrzask- lulanie- spokój- odkładanie do
łóżeczka- wydzieranie się wniebogłosy- lulanie itd. aż do rana.
Oczywiście robiliśmy zmiany z Mężem, ale i tak po kilkunastu
nocach nie daliśmy już rady. Zaczęłam więc po pierwszej nocnej
pobudce zabierać Młodego do naszego łóżka i o dziwo spał
lepiej, choć nie znaczy idealnie. Poczuł chyba przestrzeń i
zaczął szaleć (w czasie snu oczywiście), to się przytula do
Taty, to Mu przywali z liścia i przytuli się do Mamy, to kopnie ją
w pierś, to zrobi obrót 180, a nawet i 360...
Taaaaaak...
Rysiu już się wysypia. My- Rodzice, nie...
Ulubioną
pozycją Rysia do spania z Rodzicami w łóżku jest chyba pozycja na
„H” (4 u góry), ale wszystkie zaprezentowane są nam znane... A
jak śpi Wasze dziecko, kiedy zdarzy się, że „uprawiacie”
co-sleeping?
Czy
elfy i wróżki naprawdę istnieją? Po przeczytaniu tej książki,
już nikt nie będzie miał wątpliwości. Okazuje się, że elfów
jest na świecie mnóstwo! Czy tyle, ilu jest ludzi? Tego nie wiem,
ale kto wie... Na pewno jest Pierwiosneczka, Przebiśnieżanka,
Krokusieńka, Tulipanusia, Żonkileczka, Zimownisie, Jagodaczek,
Mcholudki, Fiołeczkownisia, Cyklamenka i 44 inne o pięknych
imionach. Każdy elf ma ważne zadanie do spełnienia oraz
niesamowite zdolności. Poza tym jednak, te bajkowe stworzenia
(duszki? bożki natury?) ciekawie spędzają czas, mają swoje
marzenia, radości, smutki, ... Można powiedzieć, że chwilami ich
życie przypomina trochę nasze...
W
Księdze różowej poznacie kilkadziesiąt krótkich, lecz
niezwykłych opowieści. Z każdej z nich, można wywnioskować coś
mądrego. Ilustracje pomogą dzieciom wyobrazić sobie opisane elfy i
wróżki, choć i tak pewnie każdy ma swoje indywidualne
wyobrażenie. I niech Wam nawet nie przyjdzie do głowy myśl, że te
sympatyczne stworzenia są tylko dla dziewczyn!
Babcia.
Senior rodu. Najmądrzejsza osoba. Bogata w doświadczenie. Niska,
drobna, słaba, a jednak taka silna. Tyle już w życiu przeszła,
tyle nacierpiała, tyle trudu włożyła, a jednak każdego obdarzy
uśmiechem i dobrym słowem. Zawsze można do niej przyjść-
wysłucha, doradzi, pomoże. Nigdy nie narzuca swojego zdania, choć
chce poznać poglądy innych.
Nie
nadąża za dzisiejszym światem, który różni się od czasów Jej
młodości, a Ona i tak wciąż zaskakuje mnie swoją ciekawością
młodego człowieka. Nierzadko młodsze pokolenia nie są w stanie
pojąć tego, co Ona rozumie.
Moja
Babcia. Cudowna, wspaniała, kochana Babcia.
Kiedy jako
dziecko przychodziłam do Dziadków, wyciągali z szuflad swoje
skarby. Były to czarno-białe zdjęcia, pocztówki, wojskowe
odznaczenia Dziadka, korale Babci, guziki i inne różności.
Pamiątki i cuda. Przedmioty praktyczne i nie wiadomo jakie.
Dziś
przychodzę do Babci z Mężem (który jest traktowany jak rodowity
wnuk) oraz Synkiem, czyli Jej prawnukiem. Szuflady są już inne, niż
w czasach mojego dzieciństwa, ale i tak tkwią w nich te same skarby
(dokładnie te same!!!) powiększone o laurki od wnucząt, listy z
wakacyjnych wyjazdów, rodzinne zdjęcia czy ręcznie wykonane
dziecięcymi łapkami upominki :)
Jeśli macie ochotę wraz z
Waszymi starszymi dziećmi powspominać babcine pamiątki, skarby i
historie, przenieść się w beztroskie lata dzieciństwa, zachęcam
do poczytania pięknych i nastrojowych wierszy Emilii Waśniowskiej
pod tytułem nomen omen „Pamiątki Babuni”.
Książka
wydana jest w twardej oprawie, strony wykonane są z dobrego
gatunkowo papieru, a stylowe ilustracje stanowią dopełnienie tego
dzieła.
Tomik
wierszy „Pamiątki Babuni” adresowałabym do starszych dzieci w
wieku szkolnym, młodzieży oraz dorosłych.
To
już moja ostatnia recenzja o Franklinie. Przynajmniej na razie. O
jakiej przygodzie tym razem przeczytaliśmy? A no o przyjęciu u
cioci artystki... Jeżeli będzie to Wasze pierwsze spotkanie z
artystą, to Wasze dzieci dowiedzą się, że w pracowni artystów
dużo się dzieje (my z Rysiem już to wiemy, a nawet znamy z
doświadczenia, gdyż Tatuś właśnie artystą jest …)! Autor
zapomniał tylko dodać, że artyści w szale pracy robią bałagan,
który nazywają artystycznym nieładem ;) Może nie chciał tym
samym zachęcać maluchy do nieporządku...
Ciocia Emi miała
w swoim sklepiku- warsztacie maszynę do robienia baniek mydlanych
(mój Rysio byłby taką zachwycony!). A efektami pracy tejże
maszyny, chciała zwabić gości z całego miasta na przyjęcie.
Ale, ale! Tym razem mądry Franklin, postanowił w tym przeszkodzić!
Nie chciał, by do cioci zawitali goście. Dlaczego? Co się stało i
jak skończyła się ta historia?
Z
serią „Franklin i przyjaciele” dziecko odkrywa ciekawość
świata, poznaje rzeczywistość, przyswaja zasady kodeksu
grzeczności oraz norm społecznych, uczy się rozpoznawać i nazywać
emocje, a także przyswaja sobie wiele cennych wartości.
Otrzymałam
kolejne 3 produkty do przetestowania od sklepu Bingo Spa oraz prośbę
o szczerą opinię. Chcą szczerości (no ejże, u mnie zawsze jest
szczerze!!!)? Ok, ale reklamacji nie uwzględniam... Dziś o serum
do ciała czekoladowo- papajowym.
Według
producenta: Serum BingoSpa sprawi by
pielęgnacja Twojej skóry stała się niezapomnianą chwilą, chwilą
na którą z niecierpliwością czekasz, chwilą, którą pragniesz,
by trwała bez końca... dzięki czekoladzie. Ziarno kakaowca -
Theobroma cacao -z którego powstaje czekolada zawiera wiele cennych
dla skóry substancji,posiada zdolność zmiękczania skóry. Poza
tym wykazuje działanie odmładzające i odświeża skórę,
skutecznie likwiduje suchości skóry. Antyoksydanty, czyli składniki
spowalniające proces starzenia się skóry, znajdujące się w
czekoladzie, zapobiegają rozwojowi wolnych rodników, które
wpływają na utratę przez skórę kolagenu, elastyny i innych
protein. Składniki czekoladowego serum BingoSpa drenują i pobudzają
metabolizm komórkowy, regenerują i działają kojąco. Te wyjątkowe
właściwości zawdzięczamy obecności w ziarnie kakaowym
różnorodnych substancji, z których najważniejsze to:
nawilżające i detoksykujące –
kofeina i teobromina
antyoksydacyjne i ochronne w stosunku do komórek skóry –
polifenole, głównie flawonoidy i kwasy fenolowych
Wyjątkowe, czekoladowo - papajowe serum BingoSpa do pielęgnacji
ciała o aksamitnej konsystencji i kuszącym zapachu rozpieści Twoją
skórę i zmysły. Waga 150g
Według
mnie: przyznam się Wam, że
nigdy jeszcze ani nie jadłam papai, ani nie wąchałam! Trudno mi
więc stwierdzić, czy serum pachnie rzeczywiście jak egzotyczny
owoc aniołów. Mnie zapach bardzo odpowiada, natomiast mojemu Mężowi
nie przypadł do gustu. Ale to w końcu mój kosmetyk...
Zapach
jest orzeźwiający, relaksujący i zdecydowanie poprawiający humor
w jesienny dzień, lecz niestety krótkotrwały (lub nos szybko się
do niego przyzwyczaja?). Konsystencja produktu jest dosyć gęsta,
jednak łatwo się rozprowadza i szybko wchłania w skórę, nie jest
tłusta, więc nie plami ubrań. Efekt, jaki daje
czekoladowo-papajowe serum całkiem mnie zadowala- ciało jest
wystarczająco nawilżone, miękkie, pachnące. Produkt ma właściwie
tylko jedną wadę- producent ostrzega na opakowaniu, by nie stosować
serum na podrażnioną lub skaleczoną skórę. Świetnie, że jest
zamieszczone takie ważne ostrzeżenie, co świadczy o uczciwości
producenta (brawo!), jednak oczekuję od produktu nawilżającego do
ciała, by również łagodził delikatne podrażnienia (np. po
depilacji lub inne). Opakowanie
jest praktyczne- ułatwia zastosowanie oraz sprawia, że nie
pozostawimy w nim ani grama produktu. Do upolowania tutaj.